#145 o roku bez Instagrama, porzuceniu kariery w modzie i szukaniu swojej drogi z Olką Kaźmierczak

#145 o roku bez Instagrama, porzuceniu kariery w modzie i szukaniu swojej drogi z Olką Kaźmierczak

Nie wiem czy wiecie, ale dane ze stycznia 2021 raportują, że w Polsce z mediów społecznościowych korzysta niespełna 26 mln osób, a to zdecydowanie więcej niż połowa, bo około 68.5% populacji naszego kraju. Samego Instagrama używa blisko 9,2 mln osób, a statystyczny Polak spędza w internecie prawie 7h dziennie, w tym 2h w mediach społecznościowych. 

Wiele z nas nie wyobraża sobie dnia bez scrollowania i sprawdzania co dzieje się u innych, w tym obcych nam osób i odwrotnie: nierzadko stajemy się niewolnikami uwieczniania i udostępniania urywków z naszego życia. W konsekwencji angażujemy się bardziej w świat z naszych ekranów niż ten fizyczny.

Choć social media mają wiele plusów i wiele im zawdzięczmy, nie ulega wątpliwości, że bardzo często ich nadużywamy. I jak ze wszystkim w nadmiarze: ma to negatywne skutki na naszym zdrowiu. Zaburzenia nastroju, stany lękowe, a nawet depresyjne, problemy ze snem i koncentracją czy spadek poczucia własnej wartości to zjawiska niestety bezpośrednio powiązane z obecnością mediów społecznościowych w naszej codzienności. Problem ten dotyczy szczególnie osób bardzo młodych, najbardziej podatnych.

Nie ulega wątpliwości, że każdemu z nas przydałby się sporadyczny albo i nawet regularny detoks cyfrowy. Ja np. próbuję weekendów bez Instagrama, staram się tez nie korzystać z telefonu przez pierwszą godzinę po przebudzeniu ani tuż przed pójściem spać.

Jest to jednak przysłowiowy pikuś w porównaniu z historią, której posłuchamy dzisiaj: moja rozmówczyni zrobiła sobie roczną przerwę od Instagrama. Olka Kaźmierczak, która zajmuje się soul coachigiem, wiosną 2020 postanowiła wyłączyć się z Insta, miejsca, w którym od lat budowała swoją markę osobistą. Dziś porozmawiamy o tym jak to jest żyć bardziej offline i dlaczego była to jedna z najlepszych decyzji w jej życiu.

Dodatkowo zapytam Olę o to jak zdobyła się na porzucenie kariery w branży mody i postanowiła pójść w nieznane w poszukiwaniu własnej drogi. Porozmawiamy o tym jak uwierzyć w to, że zasługujemy na szczęście i spełnienie, jak zbudować pewność siebie i zaufać swojej intuicji.

Ta rozmowa to balsam dla duszy i promyk nadziei dla tych nieco zagubionych. Wierzcie mi, każdy z nas może odnaleźć siebie. 

Olka Kaźmierczak:

https://www.instagram.com/olkakazmierczak

https://olkakazmierczak.com/

Obserwuj podcast na Instagramie po więcej ciekawych treści:

http://instagram.com/karolinasobanskapodcast

Transkrypcja treści odcinka:

Nie wiem, czy wiecie, ale dane ze stycznia 2021 raportują, że w Polsce z mediów społecznościowych korzysta prawie 26 mln osób, a to zdecydowanie więcej niż połowa, bo około 68,5% populacji naszego kraju. Samego Instagrama używa blisko 9 mln osób, a statystyczny Polak spędza w internecie prawie 7 godzin dziennie, w tym 2 godziny w mediach społecznościowych. Wiele z nas nie wyobraża sobie dnia bez skrolowania i sprawdzania co dzieje się u innych, czasem u znajomych, a czasem u obcych nam osób. Lub odwrotnie. Nierzadko to my stajemy się niewolnikami uwieczniania i udostępniania fragmentów z naszego życia. Wydaje mi się, że w konsekwencji angażujemy się bardziej w świat z naszych ekranów niż ten fizyczny. Co jest dość smutne. I choć social media mają wiele plusów i wiele im zawdzięczamy, nie ulega wątpliwości, że bardzo często ich nadużywamy i jak ze wszystkim w nadmiarze ma to negatywne skutki dla naszego zdrowia psychicznego i fizycznego, ale jak wiecie ja tego nie rozróżniam. Zaburzenia nastroju, stany lękowe, stany depresyjne, problemy ze snem i koncentracją czy spadek poczucia własnej wartości to zjawiska, które bezpośrednio łączy się ze skutkami obecności w mediach społecznościowych w tak intensywnym stopniu jak obecnie. Problem ten dotyczy niestety szczególnie osób bardzo młodych, tych najbardziej podatnych. Nie ulega wątpliwości, że każdemu z nas przydałby się sporadyczny albo nawet i regularny detoks cyfrowy. Ja z lepszym lub gorszym skutkiem próbuję weekendów bez Instagrama. Staram się też nie korzystać z telefonu przez pierwszą godzinę po przebudzeniu ani przynajmniej pół godziny przed pójściem spać. To o czym teraz mówię to przysłowiowy pikuś w porównaniu z historią, której posłuchamy dzisiaj. Moja rozmówczyni zrobiła sobie roczną przerwę od Instagrama. Olka Kaźmierczak, która zajmuje się soul coachingiem, wiosną 2020 (i tę decyzję podjęła przed wybuchem pandemii) postanowiła wyłączyć się z Insta. Z miejsca, w którym od lat budowała swoją markę osobistą. Dzisiaj porozmawiamy o tym jak to jest żyć bardziej offline i dlaczego była to jedna z najlepszych decyzji w jej życiu. Dodatkowo zapytam Olę o to, jak zdobyła się na porzucenie kariery w branży mody i postanowiła pójść w nieznane, w poszukiwaniu własnej drogi. Porozmawiamy o tym jak uwierzyć w to, że zasługujemy na szczęście i spełnienie oraz jak budować pewność siebie i ufać swojej intuicji. Ta rozmowa jest balsamem dla duszy i promykiem nadziei dla osób nieco zagubionych. Powiem to niczym Karolina Coelho – każdy z nas może odnaleźć siebie. 

Karolina: Cześć Ola.

Olka: Cześć.

Karolina: Jest mi bardzo miło gościć Cię w podcaście. Cieszę się, że przyjęłaś moje zaproszenie i że tak pięknie ugościłaś mnie u siebie. Osoby, które oglądają nas na YouTubie mogą zobaczyć, że otoczenie jest zupełnie nowe. Jesteśmy w Gdańsku. Chciałabym zacząć od pytania, na które niewiele osób zna odpowiedź, czyli jak wygląda świat bez Instagrama?

Olka: On przede wszystkim wygląda, bo masz okazję do tego, żeby go zobaczyć i poczuć. Staje się więc nagle bardzo wyrazisty. W marcu rok temu zdecydowałam się wziąć wolne. Początkowo miały to być trzy miesiące, a zrobił się z tego gap year. Pamiętam moment jak siedziałam na werandzie w swoim domu i patrzyłam na ptaki. Nagle usłyszałam, że są za oknem. Mieszkam tutaj cztery lata, a nigdy wcześniej nie słyszałam, że mam ptaki w ogrodzie i nie widziałam, że wiosna ma kilka różnych faz. Że to nie jest tylko ten moment, kiedy jest szaro, a później nagle jest niebiesko, tylko rzeczywiście jest jakieś przejście, ono trwa i ma różne etapy. To było dla mnie totalnie niesamowite. Myśląc o momentach, gdzie narodziłam się na nowo, myślę właśnie o tym doświadczeniu. 

Karolina: A zdajesz sobie sprawę, że powiedzenie użytkownikowi internetu czy mediów społecznościowych, że ma się wyłączyć nawet na te trzy miesiące (nie mówiąc o roku) budzi w nim niepokój? Jest to coś totalnie abstrakcyjnego. Czy podejmując się tego nie bałaś się, że będziesz miała tzw. FOMO? Że będziesz się bała, że coś Cię w tym czasie ominie?

Olka: Miałam FOMO.

Karolina: To dobrze. Jesteś człowiekiem. [śmiech]

Olka: Ja mam taką zasadę, że boję się, a i tak robię i idę dalej. Po czasie widzę, że postąpiłam w jakiś konkretny sposób, bo tego chciałam i sytuacja, w której byłam, była już na tyle nieznośna dla mojego układu nerwowego, zdrowia psychicznego, że po prostu potrzebowałam się wyłączyć. FOMO było u mnie na początku. Wyłączyłam się z Instagrama, ale czasami tam zajrzałam i coś zapostowałam, żeby dać znać ludziom, że żyję. Teraz kiedy zadajesz to pytanie, widzę, że robiłam to, bo bałam się, że obserwatorzy o mnie zapomną. Bałam się, że wypadnę z obiegu. Bałam się, że ominą mnie ważne rzeczy. Myśl i uczucie, że mogę to odpuścić przyszła nie w momencie, kiedy się wyłączyłam z Instagrama, tylko chwilę później, kiedy okazało się, że życie toczy się nie w tym miejscu, co mi się wydawało. Wyjście z iluzji Instagrama i poczucia, że uczestniczymy w czyimś życiu było dla mnie naprawdę dużym wyzwoleniem. 

Karolina: Czy to nie jest tak, że to właśnie będąc na Instagramie czy innym miejscu internetowym, omija nas więcej prawdziwego życia?

Olka: Wydaje mi się, że nie życie w przestrzeni fizycznej jest bardzo wygodne. Bycie w iluzji i odlatywanie… Obserwuję u różnych osób i u siebie też zachłyśnięcie się medytacją, wchodzeniem w siebie. To też są pewnego rodzaju wyjścia ze świata rzeczywistego i wejścia w swoją iluzję. Wejście w siebie jest ważne, żeby przepracować pewne rzeczy itp., ale w tym można się tak samo zaplątać, jak zaplątujemy się w Instagramie. To jest niesamowite, że to życie jest naprawdę gdzie indziej. Ja życie widzę w kontakcie z drugim człowiekiem. Tak jak siedzimy teraz przy stole i rozmawiamy o różnych rzeczach. W takich momentach nie masz ochoty na to, żeby wyjąć telefon, nagrać boomeranga, instastory czy podzielić się tą chwilą, bo chcesz ją tylko dla siebie. Tu jest właśnie to życie. To jest życie w naturze. Życie w uważności na drugiego człowieka i uważności na siebie. Schodzenie do siebie nazwałbym takim wchodzeniem w jakąś iluzję, a życie jest w byciu, które brzmi teraz bardzo filozoficznie i pewnie byłoby tematem na czternaście tomów książki, ale polega to na tym, że dajemy sobie być. Wtedy nie ma żadnego FOMO, bo ono też jest iluzją.

Karolina: Bardzo ciekawe jest to co powiedziałaś i nigdy się nie spotkałam z tym, żeby ktoś porównał iluzję instagramową z iluzją w medytacji. Mamy większe przyzwolenie na to, żeby uciekać w tego typu narzędzia jak medytacja, ale to nadal jest forma jakieś odcinki. To nasze zwykłe, codzienne życie jest prostą, a zarazem bardzo trudną sztuką. Ciekawi mnie, czy zanim zrobiłaś sobie tę przerwę, uważałaś się za osobę uzależnioną od telefonu i mediów społecznościowych? Jaka była Twoja relacja z mediami społecznościowymi i z uwiecznianiem pewnych rzeczy? Czy czułaś taką potrzebę, żeby zawsze zrobić zdjęcie czemuś, co wydawało Ci się ładne, inspirujące albo podzielić się każdą wartościową myślą?

Olka: W moim przekonaniu moja relacja z Instagramem była bardzo zdrowa. Pamiętam taki moment, jak pojechaliśmy z moim mężem do Szwecji i poprosiłam go, żeby podczas picia kawy zrobił mi zdjęcie. Był strasznie wykurzony, że jesteśmy w takim miejscu, jesteśmy w nim na krótko, a ja chcę zrobić zdjęcie. Nie rozumiał co się tutaj wydarzyło. Byłam wtedy na niego bardzo zła, bo pamiętam, że moim argumentem było to, że to jest moja praca, muszę to uwiecznić, ludzie muszą wiedzieć, oni się w taki sposób inspirują itd. Kiedy wyszłam z Instagrama zdałam sobie sprawę jaka to jest iluzja. Jaka to była moja iluzja, że muszę się czymś podzielić, że muszę się dzielić moim życiem, że muszę budować wizerunek przyjaciółki, bo inaczej ludzie nie będą kupować moich produktów. Że to co mam do powiedzenia jest tak wartościowe, że muszę się dzielić każdą myślą. Że kawa, którą piję i to miejsce jest tak wartościowe, że muszę za każdym razem je oznaczać i w tym być. Ważne, żeby dać sobie przyzwolenie na to, że to tak wygląda. Że budzimy się z różnych iluzji. Pewnie teraz też jestem w jakiejś iluzji, z której się za rok obudzę. To jest piękne, bo jest to cykl życia. Można podchodzić do tego z beką, to wtedy jest dużo łatwiej. Iluzja bardzo mnie skorodowała i czuję, że spowodowała moje wyjścia ze swojej pracy zawodowej, bo tam było tyle rzeczy, które musiałam zrobić, że przestało być to dla mnie ciekawe i interesujące. Instagram zaczął w pewnym momencie ograniczać moją wolność. Wtedy wydawało mi się, że wszystko jest okej. Że mój mąż nie ma racji i się pulta nie wiadomo o co. Że nie rozumie, że to moja praca, muszę to zrobić itd. Teraz widzę, że w wielu obszarach mojego życia Instagram był dominujący. Przypominam sobie takie momenty, kiedy ubierałam się na jakieś wyjście w taki sposób, żeby ewentualne zdjęcie pasowało do feedu. Albo żeby się coś nie powtórzyło. Wtedy pracowałam jeszcze w branży mody, więc miałam iluzję, że muszę branżę mody wspierać. Muszę więc kupować te rzeczy i je oznaczać. Potrzebowałam zwykłego basicka, nie mogłam gdzieś pójść i go kupić, tylko zawsze to musiał być bardzo przemyślany wybór itd. Presji było bardzo dużo i były one ograniczające, a moją nadrzędną wartością w życiu jest wolność, więc tak mnie to ugryzło w tyłek, że z tego wyszłam.

Karolina: My jako twórcy mamy takie poczucie, że musimy być inspirujący, a zapominamy o tym, że musimy czymś się inspirować. Jeśli ja przeżywam cudowny moment w kawiarni albo widzę piękne kwiaty, które u Ciebie stoją to nie mogę się nimi pozachwycać, bo już myślę o tym, że byłby to piękny kadr. To wniesie wiele dobrego do życia innych ludzi, ale tak naprawdę nam odbierze z tego radość. Zapominamy, że to doświadczenie ma karmić też nas. Powiem Ci, że dokonałam dosyć dużego ruchu w swoim życiu parę miesięcy temu, kiedy postanowiłam przestać nagrywać na YouTuba, co było częścią mojej rutyny przez prawie osiem lat, a nawet więcej. 

Olka: Gratuluję.

Karolina: Dzięki. Przez siedem lat, tydzień w tydzień, w każdy piątek o 16.00 był film, choćby nie wiem co. Dużą część tych materiałów stanowiły materiały z podróży. Powiem Ci, że ja po raz pierwszy w tym roku byłam na wakacjach, na których nie nagrywałam. Poczułam się jak małe dziecko, które odkrywa życie. Nie patrzyłam na otoczenie kadrami. Nie czekałam z jedzeniem i nie jadłam potem zimnego, bo chciałam o wszystkim opowiedzieć. Sprawiało mi to ogromną frajdę i bardzo lubiłam nieformalne filmy z wyjazdów, bo sama lubię się inspirować tego typu materiałami, ale nagle zobaczyłam jakie wakacje są super, kiedy nie muszę nic na nich robić. Kiedy oglądam zachód słońca, bo jest piękny i po prostu sobie na nim siedzę. Widzę, że jest cudowna kawiarnia i nie wyciągam telefonu, bo nie mam poczucia, że muszę to pokazać. Przecież ten film będzie uboższy, jeśli nie pokarzę tej chwili, bo ta chwila była taka fajna. Ale czy ona naprawdę była taka fajna, kiedy ja cały czas patrzyłam na świat przez obiektyw? Myślę, że jest to trudne dla wszystkich twórców, żeby znaleźć w tym balans i się w tym nie zatracić. Zastanawiam się, jak teraz patrzysz na swojego Instagrama i jak jesteś w stanie zachować taką zdrową relację, że udostępniasz, dzielisz się różnymi przemyśleniami, wrzucasz piękne rzeczy, ale widzę, że jesteś spokojniejsza i czujesz to, że jesteś w dobrym miejscu. Co się zmieniło w Twoim nastawieniu?

Olka: Chciałabym jeszcze nawiązać do tego inspirowania się, bo uważam, że to bardzo duży temat. Mówiłaś o nagrywaniu, inspirowaniu się i o tym, jak twórcy inspirują innych twórców i obserwatorów Instagrama. Pamiętam, jak pojechałam do Nowego Jorku kilka lat temu po raz pierwszy i zwiedziłam Nowy Jork właśnie tropami Instagrama. Moim przewodnikiem były ładne kadry. Pamiętam jak rozczarowujące było to dla mnie doświadczenie. Te piękne kadry zamieniały się w rzeczywistości w obskurne knajpy z obrzydliwym jedzeniem. Wyobrażam sobie, że zostały zapostowane tylko dlatego, że pasowały do feedu. Jak sobie przypominam, ile razy publikowałam coś właśnie z tego powodu, że to ładnie wyglądało w kadrze, ale nie do końca rzeczywiście było spoko, to myślę, że nastąpiła zmiana po tym powrocie. I don’t care. Idę na spacer wokół jeziora, widzę elementy, które mnie zachwycają i bardzo często wyglądają jak bura plama na zdjęciu, z czego ostatnio zdałam sobie sprawę. Nie ma to dla mnie żadnego znaczenia, bo doświadczenie, które tam mam jest dla mnie inspirujące. Zdałam sobie sprawę, że nie szukam inspiracji na Instagramie. Gdybym powiedziała, że jest 100% inspiracji w moim życiu, to Instagram stanowiły może 5% z tego. Być może teraz jako twórca strzelam sobie w kolano, ale niewiele wyciągam z tego co obserwuję, nawet jak obserwuję bardzo inspirujące osoby. To jest tak jakbym chciała napisać książkę i czytała inne książki. Dla mnie jako dla twórcy Instagram nie jest inspirujący. Gdybym inspirowała się Instagramem to robiłam przeróbkę tego co już widziałam, a chodzi o to, żeby mieć jakiś swój punkt widzenia. Widzę tutaj jakiś paradoks.

Karolina: Zawsze tak było czy wcześniej bardziej korzystałaś z Instagrama jako użytkownik i spędzałaś więcej czasu obserwując innych? Czerpałaś większą inspirację z tego medium? A może zawsze byłaś takim zdystansowanym obserwatorem i Instagram nie był przestrzenią, gdzie spędzałaś dużo czasu?

Olka: Czuję się jakbym wróciła z Mount Everest, opowiadam jak tam było i mówię, że przeżyłam na szczycie tej góry. [śmiech] Jest to dosyć zabawna sytuacja.

Karolina: Wyobraź sobie powiedzieć to naszym dziadkom. Wyszła z Instagrama. Jak było? Dziadek się na Ciebie patrzy i myśli: o czym ona w ogóle opowiada, ja zawszę wychodzę z Instagrama. [śmiech]

Olka: Mamy też prawo, żeby o tym rozmawiać. Dla nas jest to ważny temat, więc to robimy. Przed wyjściem wydawało mi się, że Instagram jest moim źródłem inspiracji. Widzę, że po przetworzeniu ta inspiracja zamieniała się w swojego rodzaju kalkę. Nie chcę deprecjonować swojej pracy, to też jest bardzo ważne. Honoruję siebie z przed roku i cieszę się, że tak dokładnie wyszło.

Karolina: To nie oznacza, że intencjonalnie coś kopiujesz. Oglądając rzeczy, które się nam podobają nagle wpadamy na pomysł i myślimy, że on jest nasz. Ktoś nam może zarzucić, że coś kopiujemy, bo faktycznie te treści są podobne. Mi też się to zdarza, ale absolutnie nie taki jest mój zamiar. Jeśli cały czas obserwujemy podobne konta i otaczamy się tylko tym, to ciężko o powiew świeżości. Wydaje mi się, że łatwo zamykamy się w bańkach tematycznych w mediach społecznościowych. Dochodzimy do takich wniosków, że wszystko jest takie, wszyscy lubią to, wszyscy chodzą tam, a tak naprawdę nie mamy dostępu do tylu innych przestrzeni, które mogą być inspirujące i nowe. Co najbardziej inspiruje Cię teraz, kiedy nie jest to Instagram?

Olka: Jakiś wewnętrzny głos. To jest inspiracja, która płynie z różnych elementów mojego życia. Bardzo często są to rozmowy z ludźmi. Teraz kiedy prowadzę sesję soul coachingowe są to rozmowy z moimi klientkami. Są to też przede wszystkim własne doświadczenia, które przeżywam. Teraz najbardziej spełniam się na Instagramie wtedy, kiedy dzielę się swoją historią. To okazuje się dla mnie najtrudniejsze. Dużo łatwiej jest wrzucić zdjęcie z fajnej knajpy i ją oznaczyć albo podlinkować do czyjegoś przepisu (co ostatnio często robię), ale dużo trudniej jest mi powiedzieć o swojej drodze, o swoich emocjach, o czymś takim co buduje poczucie pewnego rodzaju wspólnotowości, o którą chodzi mi na Instagramie. Pewnego rodzaju kuli, w sanskrycie oznacza to rodzinę. Nie mówię, że Instagramowicze i moi obserwatorzy są moją rodziną, bo absolutnie nie o to chodzi, ale bardziej myślę o nich jako o współtowarzyszach w drodze. To doświadczenie jest bardzo inspirujące. To w jaki sposób filtrujemy to doświadczenie przez siebie, takie bycie ze sobą, bycie w naturze, bycie z innymi ludźmi. Takie rzeczy, które wcześniej nie miały dla mnie żadnej wartości.

Karolina: To też jest tak, że u mnie dużą wartościową są wyjazdy i podróże. Kiedy jestem w nowym miejscu nagle przychodzą do mnie różnego rodzaju myśli i wnioski, których znikąd nie zaczerpnęłam. One były we mnie, tylko wyjazd jest najczęściej utożsamiany z czasem wolnym, brakiem innych rozpraszaczy, poczuciem ciągłej ciekawości i inspiracji, a finalnie okazuje się, że to co wartościowe do przekazania znajduje się w środku mnie, tylko dopiero pozwalam sobie to wydobyć właśnie poprzez to, że wyjeżdżam. Ty np. siedzisz na tarasie, słuchasz ptaków i to do Ciebie przychodzi. Uważam, że to jest piękne. Czasami w wycofaniu się, spokoju, nie byciu zaangażowanym w poszukiwanie inspiracji, odnajdujemy wewnętrzną mądrość. Wierzę, że każdy z nas ją ma. Jeżeli jesteśmy twórcami i chcemy wnosić wartość do życia innych ludzi to higiena i zatrzymanie są bardzo ważne. Powiedziałaś wcześniej, że czas cyfrowego detoksu był połączony ze zmianami zawodowymi. Uważam, że dla osoby, która działa w przestrzeni internetowej, nagłe powiedzenie, że z niej wychodzi na jakiś czas jest radykalnym krokiem i dużą zmianą. Zakładam, że to wymagało dużego impulsu. To nie jest tak, że jest dobrze i nagle stwierdzam, że spróbuję odwrócić sobie wszystko o 180 stopni. Coś musiało spowodować, że stwierdziłaś, że to jest koniec jakiegoś etapu. Nie wiem, czy chcesz się tym dzielić, ale co takiego musi się stać w życiu człowieka (nieco to generalizując), żeby podjął tak stanowcze kroki i zdecydował się na tak dużą i odważną zmianę?

Olka: Totalne przegrzanie systemu. Takie poczucie, że jestem cały czas w jakimś niefajnym ruchu. Budzę się rano i już jestem zmęczona tym dniem chociaż on się jeszcze nawet nie zaczął. Że nie mam przestrzeni na oddech. Że moja wolność jest ograniczona i zdaję sobie sprawę, że sama ją sobie ograniczam. Że jestem pod czyjeś dyktando, odnośnie inspiracji, trendów itd. To było poczucie, że moja obecność w sieci jest bezcelowa. To wiązało się u mnie z przerwą zawodową. Przechodząc do tej przerwy i rezygnując w pewien sposób z Instagrama, zrobiłam to dlatego, że przestałam prowadzić swój biznes. 1 marca 2020 roku zawiesiłam swoją działalność i stwierdziłam, że udaję się na 3-miesięczny urlop. 

Karolina: Pięknie połączyło się to z pandemią.

Olka: Wyjechałam na Bali i wracałam z stamtąd właśnie 15 marca, chyba ostatnim lotem. To było też ciekawe, że okres mojego detoksu, ale też poszukiwania swojej drogi wewnętrznej, prawdy i spokoju przypadł na czas pandemii. To było dla mnie bardzo wyzwalające. Jestem team pandemia, bo wiem, że gdyby nie to, to znowu bym gdzieś pojechała. Znowu wymyśliłabym sobie jakieś zajęcie, a tak po prostu musiałam siedzieć na tyłku w domu ze sobą. I przyjrzeć się sobie. Zobaczyć co jest dla mnie ważne. Co chcę robić. Czego chciałabym doświadczać i w jaki sposób mogę przeżyć swoje życie. Wyjście z Instagrama było powiązane z tym, że nie miałam już konkretnego produktu do sprzedania. Wynikało to z tego, że byłam kompletnie przegrzana, przepracowana, w wiecznym poczuciu, że nie jestem wystarczająco dobra w tym co robię. Że tylko czekam, aż ktoś mnie nakryje na tym, że ściemniam. Klasyczny syndrom oszusta. W pewnym momencie to uczucie i brak pewności siebie był nie do zniesienia. Wiedziałam, że jeżeli czegoś nie zmienię to po prostu zwariuję. 

Karolina: Dla mnie też czas pandemiczny był prezentem z uwagi na to, że mogłam sobie pozwolić na siedzenie w ogródku z rodzinką. Jestem za to bardzo wdzięczna. To było bardzo potrzebne. Przez to, że nie było innych alternatyw trzeba było się sobie przyjrzeć albo nie wytrzymać ze sobą. Dwie opcje. Było to trudne, ale na pewno wartościowe. Zastanawiam się skąd znalazłaś w sobie taką odwagę, zaufanie do siebie, zaufanie do świata, że czeka na Ciebie coś innego, lepszego? Powiedziałaś, że trochę nie miałaś wyjścia, bo już po prostu poczułaś, że to koniec. Mam wrażenie, że jest bardzo dużo osób, które czują się wypalone zawodowo, trzymają się jakiejś ścieżki kariery, która wydaje się być okej. Męczy ich, ale jest obietnicą stabilizacji. Oczywiście zarówno w kontekście finansów jak i rozwoju zawodowego. Trudno jest nam powiedzieć: nie, stop. Szczególnie w branży, która jest gloryfikowana przez innych. Wiele dziewczyn pomyślałoby wow, pracuje w branży mody, robi takie fajne projekty, jest to kreatywne, poznaje fajnych ludzi. Na obrazku wygląda to super. Cały świat mówi CI idź w to, go girl, robisz super robotę, to jest takie ekscytujące. Niczym diabeł ubiera się u Prady. Przecież tysiące dziewczyn by się zabiło za tę pracę, ale Ty czujesz, że to nie jest okej. Jak iść pod prąd? Jak powiedzieć, że miałam bardzo fajne życie zawodowe, ale ono wcale nie było takie fajne. Wierzę, że czeka na mnie coś lepszego. Jak to w sobie zbudowałaś?

Olka: To jest bardzo ciekawe, co mówisz. Że trzeba mieć odwagę do podjęcia takich kroków. Ja bym powiedziała, że trzeba na tej trampolinie wyskoczyć. Trzeba wykorzystać te trudne momenty, które z perspektywy są tak naprawdę prezentami. Jak myślę o tym co działo się w moim życiu rok temu, to był to prezent. Za każdym razem jak mam trudny moment, po prostu traktuję go jako trampolinę, czyli wskakuję na ten moment i wybijam się do jakiejś zmiany. Wiele osób, które teraz przychodzi do mnie na coaching mówi, że ich ogromną obawą jest to, że jak zaczną grzebać w sobie to wszystko będzie musiało się zmienić na zewnątrz. Że będę musiały wyjechać w Bieszczady, rzucić męża, dzieci oddać do okna życia i zostać mnichem tybetańskim. Nie o to chodzi. Oczywiście ja też z perspektywy komunikacyjnej mogę gloryfikować moment takiego zatrzymania i mówić, że zmieniłam karierę zawodową i że to było takie duże. Duże słowa się zawsze lepiej sprzedają. Ale tak naprawdę to był dla mnie ciąg przyczynowo-skutkowy. Pracowałam w branży mody przez dziesięć lat i zajmowałam się budowaniem strategii dla marek. W pewnym momencie zrozumiałam, że na czele marki stoi człowiek. I dopóki on się nie zmieni i nie zmieni podejścia do biznesu, to ja mogę zrobić mu najlepszą strategię, a ona i tak nie będzie działać. Ryba psuje się od głowy. Wtedy zdałam sobie sprawę, że chciałabym przygotować takie produkty, które będą ogarniać właściciela biznesu, a dopiero później biznes. W taki sposób powstały moje szkolenia ze strategii osobistej. Zrobiłam dwie edycje tych szkoleń. Świetnie się sprzedały i poszły rewelacyjnie. To co robię teraz jest tego kontynuacją. Przez ostatni rok zdobyłam narzędzia do tego, żeby poczuć się w tym jeszcze pewniej, żeby być z drugim człowiekiem i stworzyć mu przestrzeń do tego, żeby mógł się rozwinąć. Może to nie brzmi tak ekscytująco jak rzuciłam branżę mody i zdobyłam nowy zawód. To był ciąg przyczynowo-skutkowy. To był rozwój. Od strony prywatnej i osobistej to był moment przegrzania, który potraktowałam jako trampolinę do tego, żeby zmienić coś w swoim życiu. To nie były zmiany zewnętrzne. Siedzę dokładnie w tym samym domu, mam dokładnie tego samego męża, mam dokładnie te same problemy, wyzwania, rzeczy, z którymi się na co dzień mierzę i które przerabiam. Teraz mam po prostu zupełnie inną perspektywę. Ogromnym wsparciem w czasie tych zmian był dla mnie soul coaching i moja soul coachka Celestyna Osiak, która do dziś jest moim coachem. Teraz pracujemy już stricte biznesowo. Jej wsparcie i wsparcie profesjonalistów – ludzi, którzy przechodzili przez podobne rzeczy i teraz się dzielą swoim doświadczeniem, pomagając ludziom zdobyć się na tę odwagę, to była dla mnie duża rzecz. Czasami jak o tym mówię to brzmię jak taka wkręcona sekciara, ale soul coaching mówi o tym, że wszystkie odpowiedzi są w Tobie. W soul coachingu Twoja dusza jest Twoim coachem. To jest najlepsza praca ever, bo siedzę z moim klientem, on ma strumień myśli i uświadomień, a ja zadaję tylko pytania pomocnicze. Mogę powiedzieć, że bycie ze sobą było dla mnie największym wsparciem. Ja tę odwagę zawsze miałam, tylko dostęp był do niej ograniczony przez różne fałszywe przekonania na swój temat. Krok po kroku dogrzebuję się do tej odwagi i zaczyna ona promieniować na kolejne obszary mojego życia. 

Karolina: Czy w momencie, kiedy zamykałaś pewne etapy zawodowe i robiłaś sobie przerwę od pracy, to czułaś jaka kolejna rzecz Cię woła? Czy rozpoczynając czas detoksu czekałaś aż coś do Ciebie przyjdzie i wtedy pojawił się soul coaching. Miałaś taki moment bycia w nieznanym? W ciemności?

Olka: Prowadzę taki dziennik, który nazywa się five lines a day czyli pięć zdań, linijek dziennie. Napisałam w nim, że mam dosyć tego zawieszenia. Że jestem pomiędzy starym, a nowym. Ale jeszcze nie wiem co to jest, to nowe. Chociaż jak teraz sobie o tym pomyślę, to ja od początku wiedziałam co to jest. Przyszło to w jakiejś medytacji, wizualizacji, sesji soul coachingowej. Od razu wiedziałam co to jest tylko przez rok pracowałam ze swoim oporem. Bardzo go tutaj pozdrawiam, ściskam i cieszę się, że spełnił swoją rolę, ale już podziękujemy. Jest przytulony, zaopiekowany i bawi się swoimi klockami. Teraz jak mnie o to zapytałaś, to czuję, że wiedziałam, co to będzie. Kokieteryjnie dokładałam sobie do pieca, że nie wiem. Stan niepewności też jest uzależniający. To też jest iluzja.

Karolina: Co masz na myśli, że ten stan jest uzależniający?

Olka: To jest takie kokietowanie losu. Odkrywam siebie, szukam. Można szukać do końca życia albo stwierdzić, że jestem tutaj.

Karolina: Podoba mi się to podejście z ciągiem przyczynowo-skutkowym. Moja przyjaciółka, która mieszka w Los Angeles, które jest bardzo specyficznym miejscem i nie bez powodu ona używa tego stwierdzenia, że wyobraża sobie życie w taki sposób, że chodzi po niewidzialnych schodach i wierzy, że jest kolejny schodek. Nie widzi, ale ufa, że on tam jest. To nie jest nagłe oświecenie, które przychodzi do nas, gdy jesteśmy w naszej pracy X i nagle wyobrażamy sobie naszą karierę Y. Dostajemy małe wskazówki cały czas. Nie chodzi o to, żeby w momencie zmiany prześwitywała nam wizja 10-letnia. To jest ta presja. Kiedy chcemy się przebranżowić z założenia musimy przedstawić światu nasz plan, bo takie są oczekiwania rodziny, znajomych. Teraz pójdę na Uniwersytet Medyczny, zrobię to, to i to i za ileś lat będę miał swoją praktykę. Wtedy wszyscy powiedzą – dobrze, to teraz możesz. Największa odwaga nie jest w tym, żeby zrobić ten wielki skok i plan, tylko żeby powiedzieć – mam jedną poszlakę, spróbuję. Pójdę kilka kroków w tę stronę, a jak mi się spodoba to znowu spotkam jakąś wskazówkę na drodze i wtedy pójdę dalej. 

Olka: Zobacz jakie to jest ekscytujące. Pójdę na pięć lat na Uniwersytet, a za 10 lat będę kimś tam. Nie. Jakie to jest ekscytujące, kiedy pozwalamy się życiu dziać i rozwijać przed nami jak dywan. Nie wiemy co jest schowane w tym rulonie, ale wierzymy, że jest to dla nas najlepszy scenariusz ever. W tym jest oczywiście bardzo dużo odpuszczenia i zaufania do życia. Dziesięć lat zajmowałam się strategią, która polega na planowaniu. Teraz żyję z dnia na dzień. To jest niesamowite, bo mam jakiś zarys tego jak chciałabym się czuć w swojej pracy i to jest dla mnie najważniejsze. A co będę robić za 10 lat? Nie wiem. Mnie to bardzo spinało jako stratega, osobę profesjonalną, bo sobie źle definiowałam te pojęcia. W jakiś sposób spinało mnie to, że muszę wiedzieć. Moja praca polegała na tym, żeby wiedzieć, a ja nie wiedziałam. Daję sobie pozwolenie na to, żeby nie wiedzieć. Ja nie wiem co będzie. 

Karolina: Wracając do tematu pandemii, bardzo dobrze nam pokazała, że trzymaliśmy się tych stałych posad i tej perspektywy stabilnej sytuacji do emerytury (patrząc tradycyjną drogą) i zastanawia mnie to, że moja praca czy praca jakiejś osoby kreatywnej była uznawana od lat za coś totalnie niepewnego, niestabilnego. Nie idź w to. Jak możesz tak żyć. Nie wiesz, czy trafi Ci się jakaś współpraca czy jakiś nowy projekt. We mnie to zawsze budziło niepokój i dopiero w tamtym roku zrozumiałam, że moja praca jest zdecydowanie bardziej stabilna niż te wszystkie posady. W takiej sytuacji, Ty będąc osobą otwartą, poniekąd niezdefiniowaną możesz dać się ponieść, pójść za jakąś inspiracją, wskazówką – dostosować się do okoliczności. Zmienia się rynek, ja też mogę dokonać jakichś zmian. Natomiast w sytuacji, gdzie jesteś całkowicie uczepiony jakiejś wizji – że to będzie moja droga na piętnaście lat – nagle przychodzi coś tak nieoczekiwanego i to wszystko się na rujnuje. Mamy większe zaufanie do czynników zewnętrznych niż do siebie. One dają nam tę iluzję stabilizacji. Myślę, że to jest bardzo trudne, ale zbudowanie w sobie tego zaufania, że ja wiem jest chyba największą mocą jaką można posiąść. Ciekawi mnie co Tobie dało siłę, żeby sobie w pełni zaufać. Powiedziałaś, że też miałaś problem z tym, że nie jesteś wystarczająco dobra w swojej pracy, że masz syndrom oszusta. Cały czas podważałaś swoje kompetencje, a jednak miałaś na tyle zaufania do siebie, żeby w siebie zainwestować, pójść na soul coaching, poświęcić sobie czas. Myślę, że to jest coś, z czym zmaga się wiele osób. Dać sobie czas, zasłużyć na dokształcanie się i poszukiwanie. 

Olka: Myślę, że to jest super pytanie. W pewnym momencie twoje życie staje się wrzodem na tyłku i zastanawiasz się jak to jest możliwe, że kiedyś cieszyłam się ze wszystkiego i moja praca sprawiała mi tyle satysfakcji, a teraz boję się obudzić, bo nie chcę czuć się tak jak się czuję. To było dla mnie największą motywacją i źródłem siły. Miałam też takie osoby, które były dla mnie zewnętrznymi powerbankami pewności siebie. Często jest tak, że nasi bliscy widzą w nas coś, czego my w sobie nie widzimy. Osoby, które napotykamy przypadkowo na ulicy. To są jakieś sytuacje, które stawiają nas do czegoś i się okazuje, że my do tego stajemy w jakieś swojej prawdzie i sile. To były te momenty. Te neurościeżki wybudowane przez lata, robienie różnych rzeczy, które powodowały, że czułam, że dam sobie radę. Teraz pracuję nad tym, że to jest okej, że jestem w procesie. To jest okej, że pracuję z różnymi rzeczami i to nie dyskwalifikuje mnie, żeby pracować z ludźmi i pomagać im w tym, co się u nich w życiu dzieje. Daję sobie pozwolenie na to, bo widzę jaką drogę przeszłam. Honoruję tę drogę. Ona jest moim źródłem siły. Teraz jak to powiedziałam to czuję, że to źródło siły wynika też z pewnego rodzaju zatrzymania. Zatrzymuję się, biorę oddech, patrzę na swoje życie z perspektywy lotu ptaka i widzę to wszystko co zrobiłam. Widzę jakim człowiekiem jestem. Widzę, że jestem kochająca, mam pokłady miłości wobec innych ludzi, więc może fajnie byłoby wykorzystać te pokłady miłości wobec siebie. Będzie to oznaczać, że będę siebie kochać. Oczywiście temat self love jest teraz bardzo mocno wyeksploatowany, ale wydaje mi się, że korzeniem tego problemu jest brak zaufania do siebie, brak poczucia siły, brak poczucia sprawczości i tego, że mogę się zatrzymać, bo nie ma czegoś takiego jak obieg. Ja z niczego nie wypadnę. Jaka to jest iluzja. Co to w ogóle znaczy. U podstawy tych problemów, które mamy z siłą i ufaniem sobie leży brak pewności siebie. Wszystkie te tematy, o których dzisiaj rozmawiamy sprowadzają się do pewnego rodzaju braku pewności siebie. Często pewność siebie została w jakiś sposób naruszona np. w naszym dzieciństwie. Okoliczności życiowe, doświadczenia sprawiają, że ona się zmienia. Nie czujemy się dobrze w swoim ciele, nie czujemy się dobrze na Ziemi. Uciekamy więc w iluzję, żeby nie czuć tego co czujemy. Myślimy, że jesteśmy swoimi emocjami, a jesteśmy czymś o wiele więcej niż uczucie zdenerwowania, smutku czy radości. Myślę, że powrócenie do pewności siebie, przyjrzenie się jej i budowanie krok po kroku poprzez codzienne decyzje, które podejmujmy. To są proste decyzje. Ja się śmieję, że gadam ze swoją duszą co chciałaby zjeść na śniadanie. Ona decyduje, a je jej to daję.

Karolina: My często to delegujemy. Pozwalamy, żeby zdecydowało menu restauracji, catering dietetyczny, nasza mama, nasz partner. Zamiast zapytać siebie. To nie chodzi tylko o jedzenie. To jest metafora różnych rzeczy w naszym życiu i czynników zewnętrznych, które nami sterują, bo nie pozwalamy sobie sami odpowiedzieć na pytanie, czego chcę. 

Olka: A czemu tak jest? Po pierwsze wydaje się nam, że ktoś ma lepszy pomysł. Po drugie jest to zrzucanie odpowiedzialności na drugą osobę. Coś, co obserwuję często wokół siebie, ale też w sobie. Dużo łatwiej jest, jak ktoś podejmie za mnie decyzję, co mam robić w życiu, bo jak się coś spieprzy, to nie będę musiała brać za to odpowiedzialności, bo po prostu ta osoba mi to powiedziała i dlatego to zrobiłam. Dla mnie na tym polega dorosłość. Biorę odpowiedzialność za swoje emocje, życie, kreuję je. To zamiana z perspektywy ofiary swojego życia, na kreatora swojego życia. To ja wybieram swoje doświadczenia. Dzisiaj chcę doświadczyć smutku, więc go doświadczę. Dzisiaj chcę doświadczyć radości, więc jej doświadczę. To ja wybieram, jak ma wyglądać moje życie. Podejmuję decyzje i krok po kroku ta pewność siebie się buduje. Wyszliśmy od 3/10, teraz jest 6/10. Te decyzje są coraz większe, ale tak naprawdę to się niczym nie różni, bo podejmujemy je w kontakcie za sobą. Wtedy nie potrzebujmy coacha, guru ani nauczyciela. Jesteśmy ze sobą, swoimi decyzjami, w pełnej odpowiedzialności. To jest taka moc. Czuję ciary jak to mówię. 

Karolina: Ja bym nawet zamieniła pewność siebie na takie poczucie zasługiwania. Pewność siebie się trochę źle kojarzy. Osoba pewna siebie jest zarozumiała, wychodzi przed szereg. Warto oczywiście zmienić tę definicję, bo pewność siebie jest czymś ważnym, to wewnętrzna moc. Dla mnie jest to równoznaczne z tym, że wydaje się nam, że na coś nie zasługujemy. To, że męczymy się w pracy i ludzie są tam dla nas niemili, to tak już jest. Super jest to co powiedziałaś, żeby zapytać się siebie jak chcemy się w tej pracy czuć. To jest ten pierwszy krok, tylko jeżeli my nie czujemy, że zasługujemy na to, żeby się tak czuć, to nie jesteśmy w stanie z tej pracy zrezygnować. Dopiero kiedy poczujemy, że przecież powinnam być zadowolona, bo chcę być zadowolona i należy mi się takie środowisko pracy, w którym będę mogła kwitnąć. Będę przychodzić zadowolona. Teraz nie chodzi o to, że każdy z nas ma się realizować zawodowo, bo uważam, że jest to bardzo indywidualna kwestia. Są ludzie, dla których praca jest czymś pobocznym i to jest okej. Zazwyczaj ten brak odwagi, aby coś zmienić wynika z tego, że wydaje się nam, że tak to już jest i dlaczego miałoby być lepiej. To jest bardzo smutne. Do tego dochodzi ten brak zaufania do tego, że może być lepiej i zatacza się koło autodestrukcji. Zastanawiam się co powinna usłyszeć osoba, która stoi na takim rozdrożu. Powiedzieć, że chodzi tutaj o pewność siebie jest łatwo, ale zbudować ją jest zdecydowanie trudniej. Szczególnie jeśli wchodzą różnego rodzaju sprawy z dzieciństwa czy nieprzepracowane traumy i rzeczy, którym trzeba się przyjrzeć. Jakbyś miała powiedzieć komuś, kto stoi na takim rozdrożu jak postawić ten pierwszy krok, żeby sobie zaufać. Poczuć, że zasługuję na to, żeby było lepiej. Jaką wskazówkę byś dała? 

Olka: Dokończyć zdanie. Daję sobie prawo do… Daję sobie prawo na… Przypomina mi się taka historia z ubiegłego roku, z listopada. Mam prawo jazdy od dziesięciu lat i nie jeździłam samochodem. Któregoś dnia wsiadłam do samochodu i zrozumiałam, że nie dawałam sobie prawa do tego, żeby jeździć samochodem, bo nie dawałam sobie prawa do tego, żeby zająć miejsce na drodze. Nie dawałam sobie prawa do tego, żeby popełnić błąd na drodze. Nie dawałam sobie prawa, żeby być kierowcą. Pamiętam, że zgooglowalam „jak zacząć jeździć samochodem” i trafiłam na wpis dziewczyny, która jest fotografką. Ona dała sobie prawo do tego, żeby wsiąść do tego samochodu, bo chciała jechać ze swoimi koleżankami na jakiś wyjazd, wakacje. Myślę, że to jest podstawa budowania swojego wewnętrznego autorytetu i pozwolenia sobie na to, żeby zająć miejsce w tej przestrzeni. To, że ja tu fizycznie jestem nie znaczy, że daję sobie tu prawo być. Może chowam się w kącie i boję się, że zajmuję komuś miejsce. Jak ktoś wchodzi do pokoju to muszę się przesunąć, bo wyprzedzam czyjeś potrzeby. Dać sobie prawo do tego, żeby nie wiedzieć. Daj sobie prawo do tego, żeby zmienić. Dać sobie prawo do tego, żeby skakać z kwiatka na kwiatek. Zmiana w przypadku kobiety czy mężczyzny jest określana jako skakanie z kwiatka na kwiatek. Nie. Po prostu daję sobie prawdo do tego, żeby coś zmienić, bo taką mam ochotę. Takie wybieram doświadczanie swojego życia na ten moment. Daję sobie prawo, wybieram i jestem w kontakcie ze swoją duszą, sercem i intuicją to wtedy jestem kreatorem, a nie odtwórcą. Jestem w mocy i wtedy wszystko jest możliwe. 

Karolina: Pięknie to powiedziałaś i to też jest o tym, że dajemy sobie prawo do tego, żeby być sobą, w tej wersji z dzisiaj. Zawodowo bałaś się, że jeszcze nie jesteś wystarczająco kompetentna, żeby robić to co robisz. Z drugiej strony każdy z nas potrzebuje pomocy na innym poziomie. Ja mam tak np. z moimi produktami, które napisałam rok temu. Myślę sobie, że dzisiaj napisałabym to inaczej. Chyba usunę to ze strony, bo powiększyłabym to o jakieś dodatkowe rozdziały. Moja przyjaciółka powiedziała do mnie: Karo, są ludzie, którzy potrzebują tego, do czego Ty doszłaś wtedy. To są te informacje, które są tym osobom potrzebne. One nie mogą wysłuchać teraz pełnego pakietu z dzisiaj tylko są na etapie, gdzie potrzebują tamtych materiałów. Potem podrosną w danym obszarze i mogą sięgnąć po kolejne. Honorujemy tę drogę i pozwalajmy sobie pomagać innym i wnosić coś do życia innych na każdej płaszczyźnie, w tym momencie, w którym jesteśmy. To tak jakby oczekiwać od lekarza z dwuletnim stażem, że będzie tak samo kompetentny jak ten z 50-letnim stażem. Ten z dwuletnim stażem też przysłuży się wielu pacjentom. Tak samo Twoja kariera jest bardzo dynamiczna i poznałaś narzędzie, którym dzielisz się teraz z ludźmi. Za rok możesz stwierdzić, że to w ogóle nie jest to, ale to co było Twoje w danym momencie było wystarczająco wartościowe dla odpowiednich osób w odpowiednim czasie. To jest dopiero wolność. Wiesz, że wnosisz wartość zawsze, każdego dnia na innym poziomie i ta wartość nie była mniejsza, bo komuś to pomogło. Komuś, kto był gotowy wtedy na ten komunikat.

Olka: Wydaje mi się, że w tym o czym mówisz trzeba wyłączyć perspektywę czasu. Wtedy wszystko staje się prostsze. 

Karolina: Czas nie istnieje. Spoiler.

Olka: Jak wyłączamy perspektywę czasu to jest tylko rozwój.Czym innym jest życie? Drogą, która tak naprawdę donikąd nie prowadzi. Spoiler. Po prostu jestem i na dziś mam do zaoferowania to. W moim przekonaniu jest to najlepsze co mogę dać, więc to daję. Mówiłam o szkoleniu ze strategii osobistej. Wydawało mi się, że nie mam narzędzi do tego, żeby pomagać ludziom. O czym ja tu w ogóle mówię. Powinnam być wykształcona w tym temacie. Do dziś dostaję informację zwrotną, że to szkolenie zmieniło czyjeś życie. Ktoś np. zrobił po tym jakąś rewoltę albo utwierdził się w przekonaniu, że wszystko to, co robi ma sens i jest dokładnie takie jakie ma być. Ja nie miałam wtedy narzędzi soul coachingowych. To skłania mnie ku wnioskowi, że naprawdę wszystko jest w nas. Narzędzia, które sobie wymyślamy i które nam pomagają, bo ubierają coś co jest ulotne, energetyczne itd. w jakąś formę. Te pytanie pomagają, bo możemy się skomunikować gdzieś na poziomie słowa. Fajnie jest, jak ktoś ładnie ubierze coś w słowo. Ale na koniec dnia gadamy sobie tutaj, a nasze dusze hulają i umówiły się dużo wcześniej niż my, żeby być w tym miejscu i czasie. One chcą doświadczyć jakichś rzeczy, ale ja czuję się kompletna.

Karolina: Tego życzę wszystkim. Coś czuję, że dosłownie za minutę zadzwoni twój timer, powiedz więc tylko tak pokrótce czym jest soul coaching. To słowo pojawiło się dziś wiele razy i myślę, że wiele osób może być zdezorientowanych. Mi się wydaje, że jest to program, który jest bardzo nieszablonowy i bardzo intuicyjny. Na czym on polega?

Olka: Soul coaching to metoda, której może doświadczyć każdy. To narzędzie do tego, żeby poznać siebie. Narzędzie do tego, żeby spędzić ze sobą czas, uhonorować siebie, odkryć siebie i prawdę o sobie. 

Karolina: Czy kierowałabyś to bardziej do osób, które poszukują siebie od strony zawodowej czy każdej, bo to jest połączone?

[dźwięk dzwonka]

Olka: A gdyby ten dzwonek był symbolem czegoś w twoim życiu, to czego byłby symbolem? (zapytam soul coachingowo)

Karolina: Że czas na obiad. [śmiech]

Olka: Czas na obiad dla duszy i nakarmienie jej. To bardzo ciekawe, bo widzę, że często motywacją osób, które się ze mną kontaktują jest niepowodzenie w biznesie. Tak naprawdę rozmawiając o biznesie, rozmawiamy o tym samym, o czym rozmawiamy rozmawiając o związkach, dzieciach. Tak naprawdę wszystko sprowadza się do poczucia, że mamy w sobie wewnętrzny kompas, że jest właściwy dla nas i że autorytet decyzyjny leży wewnątrz, a nie na zewnątrz i to właśnie wbudowuje soul coaching. Od strony obrazowej, jest to zajęcie sobie miejsca w kalendarzu właśnie na siebie. To dobry moment, żeby wspomnieć o 28-dniowym programie soul coachingu, który prowadzę dla osób, które chcą spędzić czas ze sobą, chcę siebie eksplorować i z odwagą zobaczyć co jest w środku. A tam naprawdę latają rajskie ptaki. Nawet jak wydaje się nam, że zastaniemy tam mordor, to tam tego mordoru nie ma. Jest coś naprawdę niesamowitego. Dla osób, które chcą spędzić czas ze sobą, zatrzymać się i poczuć siebie, organizuję 28-dniowy program soul coachingu, który jest pakietem narzędzi soul coachingowych z których można później korzystać do woli, przez całe swoje życie aż nam się to nie znudzi i aż przestaniemy zadawać sobie różne pytanie. Ten 28-dniowy program soul coachingu startuje 6 lipca. Druga edycja. Zapraszam serdecznie.

Karolina: Wszystko podlinkujemy. Ja Tobie Ola bardzo dziękuje za tę inspirującą rozmowę i za ugoszczenie mnie raz jeszcze w tym pięknym miejscu. Życzę Ci wszystkiego dobrego i do usłyszenia niebawem. 

Olka: Dziękuję.