PODCAST #106 Joanna Glogaza o tym jak skończyć z kupowaniem ubrań & skompletować garderobę na lata

PODCAST #106 Joanna Glogaza o tym jak skończyć z kupowaniem ubrań & skompletować garderobę na lata

Etyczna moda to temat, który poruszam tutaj dość często. Rozmawiałam z wieloma ekspertami o odpowiedzialnym kupowaniu ubrań oraz o ciemnych stronach przemysłu odzieżowego. Dziś po raz drugi zaprosiłam do siebie Joannę Glogazę, aby tym razem porozmawiać o tym jak przestać kupować nowe ciuchy oraz w jaki sposób skompletować szafę pełną rzeczy, które naprawdę nosimy.

Asia to ekspertka slow fashion i slow life, blogerka, autorka wielu książek oraz właścicielka marki odzieżowej Lunaby. Dzisiaj opowie nam o tym jak wybierać jakościowe materiały, zadbać o ciuchy w naszej szafie oraz raz na zawsze oduczyć się kupowania rzeczy, których później nie nosimy. Zapraszam!

 

Posłuchaj na YouTube:

 

Blog Joanny:

http://joannaglogaza.com

Książka Joanny:

http://wychodzaczmody.pl

 

Nasza poprzednia rozmowa:

https://www.youtube.com/watch?v=DSi4_TWzsH8

 

Inne rozmowy o slow fashion:

Rozmowa z dr Magdaleną Płonką:

https://www.youtube.com/watch?v=mvkhz3k7-TM

Rozmowa z marką Elementy:

https://www.youtube.com/watch?v=DqoVIYphVR8

Rozmowa z Eweliną Antonowicz z Fashion Revolution:

https://www.youtube.com/watch?v=99qdtzX-FOk

 

 

Transkrypcja treści podcastu:

 

Karolina: Cześć Asiu!

Asia: Cześć! Dziękuję bardzo za zaproszenie!

Karolina: Super miło Cię widzieć! Po dwóch latach od naszego wywiadu, od naszej rozmowy. Nie wiem czy wiele się zmieniło, natomiast w międzyczasie pojawiło się u mnie wiele treści związanych z modą, a konkretnie z modą etyczną. W sumie nasza rozmowa była pierwszą tego typu, bo w ogóle byłaś jednym z moich pierwszych gości, bo były to początki mojego podcastu. Podcast nadal jest i temat jest nadal aktualny, ale myśląc o naszym dzisiejszym spotkaniu miałam pewną refleksję. Jestem ciekawa jakie jest Twoje podejście, bo tak jak mówię u mnie jest sporo  mody etycznej. Dużo się też o tym mówi. Przynajmniej w mojej bajce informacyjnej jest co raz więcej o modzie odpowiedzialnej zarówno pod kątem ekologii, praw człowieka jak i praw zwierząt. Każdy z nas może mieć inne pobudki, dla których wybiera różne marki, czy produkty modowe. Natomiast ja zaobserwowałam, że ludzie chętniej zaczęli kupować marki lokalne, marki polskie, marki bardziej etyczne, ale nadal kupują bardzo dużo ubrań tylko, że tych etycznych. Czy Ty jako osoba, która obserwuje tę branżę też widzisz tutaj równoległą rzeczywistość? Trochę się zmieniło to, co kupujemy, ale nadal mamy manię kupowania ciuchów. 

Asia: Myślę, że jest to bardzo trafna obserwacja i jak najbardziej się to zdarza. To bardziej funkcjonuje jako uspokajanie swojego sumienia. Może i zrobiłam zakupy, ale zrobiłam je w Nago i w Elementach czy w jakiejś innej marce, która jest trochę bardziej odpowiedzialna niż sieciówka, więc w sumie to się nie liczy. I rzeczywiście tak jest. Myślę, że marki trochę nas do tego popychają. Mnie osobiście denerwuje to, że marki po latach namawiania nas na kupowanie, bo nie jesteśmy wystarczająco fajni, bo nie jesteśmy wystarczająco profesjonalni, bo nie mamy wystarczająco prestiżowych torebek i wszystkie inne powody wpędzające nas w kompleksy, nagle postanowiły zrzucać na nas odpowiedzialność i wywoływać w nas poczucie winy. Wciskają nam jakieś eko kolekcje i mówią: kup koszulkę z napisem 'uratuj Ziemię’, to uratujesz Ziemię. A wiadomo, że Ziemi byłoby o wiele lepiej, gdybyśmy tej koszulki nie kupowali tylko nosili te, które mamy w szafie. Jest w angielskim takie wyrażenie, nie wiem jak przetłumaczyć je na polski. Czuję się trochę jak wujek z Chicago.

Karolina: Może Ci pomogę. 

Asia: Mówi się, że można coś 'comodify’, czyli umarketowić? Ale to też nie jest zbyt polskie. 

Karolina: Upowszechnić? 

Asia: Nie, nie upowszechnić. Może trochę skomercjalizować. W naszej dzisiejszej kapitalistycznej rzeczywistości coś musi być sprzedawane i kółko musi się kręcić. Wypadło akurat, że teraz są to wielorazowe butelki, T-shirty z biobawełny itd. Myślę, że jest to trochę lepsze niż toksyczne, tanie plastiki, ale nie jest idealne. 

Karolina: Kwestia tego, co ja nazywam 'ekogadżeciarstwem’ jest dużym problemem, ale wracając do słowa 'comodify’, to może chodzi o oswojenie czegoś, o to, że coś się staje takie normalne. Dajcie znać drodzy słuchacze czy znacie jakiś dobry odpowiednik, bo to ciekawy temat. Mam wrażenie, że kwestia ekologii w modzie stała się takim sloganem. Tak jak powiedziałaś jest to super slogan i fajnie, że istnieje, a nie w drugą stronę, więc nie ma co jakoś tego demonizować.

Asia: Tak, warto to docenić, bo na pewno podnoszą się standardy w stosunku do marek. Dziś już trochę nie wypada nie informować gdzie coś zostało wyprodukowane i nie wypada nie robić nic jeżeli chodzi o ekologię. Inna sprawa czy to jest w ogóle przestrzegane i na ile rzeczywiście konsumenci zwracają na to uwagę. Myślę, że bardzo dobrym przykładem jest aferka z marką Jessici Mercedes, która zakończyła się nijak. Nic się nie wydarzyło i karawana jedzie dalej, więc trochę to smutne. Dobrze, że jest ten krok w dobrą stronę i standardy się podnoszą. Jednak z punktu widzenia konsumenta, czyli osoby, która chciałaby kupować odpowiedzialnie i chciałaby wyrwać się z tego konsumpcyjnego kołowrotka warto się zastanowić czy rzeczywiście robimy coś innego czy dalej robimy to samo  i siedzimy w konsumpcyjnym stylu życia tylko, że kupujemy trochę droższe rzeczy z lepszym designem. 

Karolina: Jest takie powiedzenie, że najbardziej etyczna szafa, to taka szafa stworzona z rzeczy, które masz już w domu i bardzo głęboko w to wierzę, choć nie jestem święta, bo nadal posiadam nowe rzeczy. Ciekawi mnie jak to było u Ciebie i jak Ty wyszłaś z tego kołowrotka? Zakładam, że ileś lat temu też interesowały Cię ciuchy, lubiłaś kupować nowe, obserwować najnowsze kolekcje i mieć to u siebie w szafie. W którym momencie stwierdziłaś, że wychodzisz z mody? 

Asia: Może wytłumaczę żarcik. „Wychodząc z mody”, to tytuł mojej książki. Bardzo fajne pytanie. Wydaje mi się, że bardzo wiele osób ma takie oczekiwania, że zobaczy jakiś film, przeczyta jakąś książkę, artykuł i od następnego dnia będzie już wszystko robić idealnie. Niestety tak się nie da. Może istnieje na świecie taki człowiek, który tak miał. Niektórzy ludzie z dnia na dzień przeżywają jakieś religijne objawienia i zmieniają swoje życie, ale w większości przypadków, to tak nie wygląda i u mnie też to tak nie wyglądało. Działo się to bardzo stopniowo i na początku kupowałam bardzo dużo rzeczy, których potem nie nosiłam, więc nauczyłam się kupować rzeczy, które będę potem nosić. Zaczęłam myśleć, że może fajnie byłoby kupować je z drugiej ręki lub lepszych marek i tak krok po kroczku. Teraz jestem w takim miejscu, z którego na co dzień jestem zadowolona, ale zdarza się, że mam jakiś bardziej stresujący okres i coś sobie kupię. Po trzech miesiącach orientuję się, że raz coś sobie kupię, potem jeszcze raz i nagle mam kilka rzeczy, które nie wiadomo skąd wzięły się w mojej szafie. Wydaje mi się, że nie warto narzucać na siebie takich oczekiwań, że musi to być zmiana o sto osiemdziesiąt stopni, bo każdy krok w dobrą stronę jest dobry. Nie ma co oczekiwać, że jak raz wymyślimy sobie przyszłą siebie w tych idealnych ubraniach, bo to się zmienia. Nasz styl życia się zmienia, to co nam się podoba się zmienia. Ważna jest intencja i pilnowanie czy staramy się uczciwie tych zasad przestrzegać, a mniej ważny jest perfekcjonizm. Ryfka z „Szafy sztywniary” zawsze mówi, że nie potrzeba nam dziesięciu procent ludzi, którzy robią wszystko na sto procent idealnie, tylko potrzeba nam…. nie pamiętam jak szło to powiedzenie. 

Karolina: Ja to mówię tak: nie chodzi o to, żeby jedna osoba zrobiła milion rzeczy, tylko milion osób jedną rzecz. To chyba podobne przesłanie. 

Asia: Tak samo jest z jedzeniem mięsa. Bardzo podoba mi się podejście Jadłonomii, która nie robi żadnego 'szejmingu’ i nikogo nie wpędza w poczucie winy za to, że je mięso tylko mówi, że tutaj są moje propozycje kuchni roślinnej i jak zastąpisz mięso dwa, trzy razy w tygodniu lub ograniczysz mięso do jednego dnia w tygodniu to też będzie super. Przecież gdyby wszyscy tak zrobili, to byłaby ogromna różnica. 

Karolina: Myślę, że to wszystko sprowadza się do większej samoświadomości. Popełnianie tych błędów jest okej, dopóki wiesz, że te błędy popełniasz – ja mam takie podejście. Kiedy kupuje sobie jakąś rzecz, to nie dorabiam do tego ideologii, że strasznie tego potrzebuję albo, że dzisiaj to jest z jakiegoś powodu spoko tylko wiem, że prawdopodobnie kupuję rzecz, która jest totalnie zbędna, ale sprawia mi to dzisiaj frajdę, chcę sobie zrobić przyjemność, bo miałam zły dzień i daję sobie na to przyzwolenie. Widzę czasami taki mechanizm, że ktoś kupuje cztery zestawy dresów, a ja pytam: po co kupiłaś cztery zestawy dresów w różnych kolorach? Tego nie potrzebuje absolutnie nikt. I słyszę taką odpowiedź: ale to jest marka 'sustainable’ i znowu wracamy do tego samego punktu. Często ubrania są dla nas formą nagradzania siebie i jest to mega powszechne. Jak sobie z tym poradzić? Rewolucja w szafie tak naprawdę wymaga rewolucji w głowie. 

Asia: To prawda. Powiedziałaś bardzo fajną rzecz, że warto być uczciwym w stosunku do samego siebie. Przy ubraniach i w ogóle przy wszystkim, bo to jest pierwszy krok do zmiany. Jeżeli nie jesteśmy gotowi na te zmiany, to już samo przyznanie się do tego, że kupiłam, bo miałam ochotę, bo wszyscy mają na Instagramie i ja też chciałam to już jest duża zmiana. Wydaje mi się, że nasz mózg bardzo intensywnie pracuje żeby dopasować naszą rzeczywistość do tej narracji na swój temat, którą mamy w swojej głowie: żeby wszystkie klocki zgrabnie pasowały, żeby wszystko dało się jakoś wytłumaczyć i żeby to nigdy nie była nasza wina. Zatem otwarte powiedzenie sobie: tak zrobiłam, kupiłam bez sensu – już jest krokiem w dobrą stronę. Zapomniałam jakie pytanie mi zadałaś, bo się rozgadałam. 

Karolina: Ja też zapomniałam jakie pytanie Ci zadałam. Aaa, już wiem! Czy rewolucja w szafie zaczyna się tak naprawdę od rewolucji w naszej głowie?  

Asia: Odpowiedź na to pytanie brzmi tak. 

Karolina: Widziałam bardzo fajną rzecz w Twojej książce. Jeszcze jej nie przeczytałam, ale przejrzałam. Wymieniłaś chyba listę rzeczy z Twojego życia, które sprawiają Ci frajdę na co dzień i w momencie, kiedy chcesz sobie kupić jakiś przedmiot żeby lepiej się poczuć, to przypominasz sobie o tym, co sprawia Ci przyjemność. 

Asia: Tak i to jest moim zdaniem fajny trik, bo często jest tak, że zakupy, przeglądanie Instagrama albo jedzenie słodyczy na przykład Grześków bez czekolady, po które poszło się do Żabki – 'shame on me’ jest czymś, co łatwo nam zrobić. 

Karolina: Czy to jest coś związanego z Twoim życiem?

Asia: Jak mamy zły humor, trochę nam się nudzi, to są to nasze pierwsze reakcje, co nie oznacza, że są dla nas długofalowo dobre. Warto trochę oszukać swój mózg i podłożyć mu listę rzeczy zastępczych, które też sprawiają nam przyjemność i pozwolą nam rozładować to napięcie i lepiej się poczuć, ale już niekoniecznie są szkodliwe dla nas i dla planety. Jeżeli robimy dużo zakupów, to możemy sobie wpisać na tę listę kąpiel w wannie, która też pewnie nie jest idealna z punktu widzenia ekologii, ale potem możemy tą wodą podlać kwiatki jak jest nam bardzo smutno. Często jest tak, że nic nam nie przychodzi do głowy i jak jesteśmy w fazie amoku, stresu czy nudy, to robimy najprostsze, wyuczone zachowania, a przecież możemy sobie zrobić listę ze swoimi małymi przyjemnościami. Ja mam na przykład robienie na drutach, czytanie na Kindlu. Mam wrażenie, że ludzie czasami stawiają sobie niesamowite cele. 

Karolina: Na przykład skok na bungee. 

Asia: Tak, skok na bungee albo nauka niemieckiego, dziewięćdziesiąt słówek na pamięć. To może być jakieś totalne 'guilty pleasure’, czyli oglądanie „Seksu w wielkim mieście” po raz siedemnasty na Netflixie czy HBO.

Karolina: Na HBO. 

Asia: Tak, wiem o tym, bo specjalnie wykupiłam sobie HBO żeby zobaczyć „Crazy rich Asians”, a potem byłam rozczarowana. 

Karolina: To był taki miły film.

Asia: Miły i miał też dużo inspiracji jedzeniowych. Od razu poszłam sobie na ramen następnego dnia. Co prawda ten, który oni jedli nie był japoński, ale jedli jeszcze jakieś pierożki i dużo innych rzeczy.

Karolina: Jak już jesteśmy przy dygresjach, to ja na przykład w zeszłym roku oglądałam „Seks w wielkim mieście” od końca, od ostatniego sezonu. Pomyślałam sobie, że będzie ciekawiej, bo nigdy go nie oglądałam tak do końca chronologicznie tylko tak przez lata po troszku i teraz oglądanie od końca było bardzo ciekawe. 

Asia: Tak, to jest w ogóle fascynujące. Ja szukałam jakiegoś odcinka w drugim sezonie i tak się wciągnęłam, że potem obejrzałam do końca i wróciłam do pierwszego, bo miałam tę lukę do obejrzenia. Niesamowite jest to jak ten serial się zmienił i zestarzał pomiędzy pierwszym, a szóstym sezonem. Ile tam jest rzeczy, które zostały powiedziane, a dziś już absolutnie nie mogłyby zostać powiedziane. 

Karolina: Momentami jest bardzo niepoprawny politycznie i szowinistyczny. No właśnie, ale kiedy my się wychowujemy na takim serialu, to jak tutaj nie kochać ubrań? Trudno jest się wybić z takiego schematu. Nawet kiedy Carrie mówiła, że zakupy są jej cardio i było oczywiste, że jak przychodzi wypłata, to na to idzie cała suma. Dla mnie to jest takie słodko-gorzkie, bo jednak z ubraniami wiążemy dużo sentymentów. 

Asia: Tak, to jest prawda, więc z takich praktycznych porad, to warto zadbać o to czym się otaczamy, jakie profile obserwujemy na Instagramie, czy obserwujemy kogoś, kto jest taką dzisiejszą Carrie Bradshaw i wydaje się nam, że też musimy mieć co tydzień nowe buty.

Karolina: I najlepsze jest to, że nam się wydaje, że każdy tak ma. 

Asia: Tak, że każdy tak ma i, że jak jesteśmy w ciąży, to musimy kupować czterdzieści siedem rożków i nie wiem co tam się jeszcze kupuje dla dziecka. 

Karolina: Ja nawet nie wiem, co to są rożki. 

Asia: To jest takie buritko, w które pakujesz dziecko. Bardzo słodkie. Ale w każdym razie potem nam się wydaje, że trzeba to mieć, a wcale tak nie jest – więc to jest jedna rzecz. Druga rzecz, która nie jest odpowiedzią na Twoje pytanie, ale wydaje mi się, że jest ważna i warto o tym powiedzieć, to są takie małe sposobiki: zrób sobie listę, uważaj kogo obserwujesz na Instagramie. Bardzo ciężko jest się wygrzebać z takiego konsumpcyjnego stylu życia, bo atakuje nas z każdej strony. Wszystkim producentom wszystkiego zależy żebyśmy nadal w tym siedzieli. Jest takie powiedzenie, że gdyby wszystkie kobiety obudziły się jutro rano i poczuły się dobrze ze swoim ciałem i polubiły swoje ciała, to gospodarka po prostu by siadła. Jest wiele podmiotów, którym zależy na tym żebyśmy nie czuli się zadowoleni, usatysfakcjonowani i spokojni, więc to nie jest łatwe. To trochę taka walka z wiatrakami. Przez to, że jest to takie trudne, to te sposobiki nie wystarczają i często kupujemy dużo, bo nie mamy kontaktu ze swoimi emocjami czy tym zasypujemy sobie jakiś inny problem, który mamy. Zawsze wszystkim mówię, że dla mnie oprócz praktycznych rzeczy typu zdanie sobie sprawy ilu ubrań nie noszę, największą różnicę zrobiła terapia i to, że na tej terapii byłam w stanie zauważyć koleiny myślowe, w które wpadam i kłody pod nogi, które sama sobie rzucam i potem jestem taka zestresowana, że kupuję za dużo i idę do Żabki po Grześka bez czekolady. 

Karolina: Super, że to mówisz, bo nie zdajemy sobie sprawy, że nadmierne kupowanie też jest uzależnieniem. 

Asia: Nie mówię, że trzeba być uzależnionym, żeby iść na terapię albo, że ja byłam uzależniona, bo uzależnienie to już jest gruby kaliber. Uzależnienie ma już jakiś swój syndrom odstawienia. Ale jest dużo osób, które w taki niekoniecznie zdrowy sposób odreagowują swój stres, na przykład wydają za dużo i kupują za dużo ubrań. Nie nazwałabym tego uzależnieniem, ale na pewno nie jest to zdrowy schemat. 

Karolina: Tak, myślę, że moje słowo było nadużyciem, ale chodziło mi o to, że to jest taki nasz automatyczny nawyk i sposób zaleczania innych spraw. 

Asia: Tak, takie zamiatanie pod dywan. 

Karolina: Myślę, że fajnie jest się temu przyjrzeć, kiedy już jesteśmy w momencie, że czas się ogarnąć. Wtedy warto przejrzeć tę szafę, zrobić rewolucję, bo przecież chcemy mieć co nosić. Żeby zrobić taką rewolucję, to trzeba mieć z czym pracować, a jeżeli mamy w szafie dwieście rzeczy, to w jaki sposób się w tym ogarnąć, zobaczyć co dla nas pasuje, co zostawić, co wyrzucić, czy w ogóle wyrzucić czy oddawać. Przy takiej ilości ubrań może nas to przytłaczać. 

Asia: Jak mamy dwieście ubrań w szafie, to zrobiłabym tak jak Ty zrobiłaś z „Seksem w wielkim mieście”, czyli zaczęłabym od drugiej strony. Po pierwsze najpierw zerknęłabym, co tam w tej szafie wisi i wyrzuciłabym rzeczy, które są ewidentnie na nie, czyli takie, które od razu wiemy, że ich nie lubimy, nie nosimy. W drugiej kolejności wszystko inne schowałabym do osobnego pudła, szafki i wyjmowała tylko te ubrania, których potrzebuję. Po kilku tygodniach, miesiącach zrewidowałabym ile tych ubrań wyjęłam. Jestem pewna, że nie będzie ich dwieście, jestem pewna, że nie będzie ich sto, będę zaskoczona jak będzie ich pięćdziesiąt. Wtedy warto się zastanowić, co zrobić z tą resztą, bo skoro ich nie używamy, to czy są nam do czegokolwiek potrzebne w tej szafie. 

Karolina: Ale to jest fajny patent! Ale to jest super! Myślę, że ja bym miała może dziesięć rzeczy, które by zawisły na tym wieszaku. 

Asia: To są dwie zupełnie różne rzeczy: wyjmowanie czegoś z szafy i decydowanie, że chcemy się tego pozbyć, a wkładanie czegoś z powrotem. Jak coś wyjmujemy, to często uruchamiają się  sentymenty, poczucie winy, bo przecież tyle na to wydaliśmy, więc niech wisi. To trochę trik na oszukanie siebie. 

Karolina: Już nie mówiąc o rzeczach, które kupujemy dla przyszłej siebie. To też jest chyba taki dziwny mechanizm. Chyba dużo osób ma z tym problem, prawda?

Asia: Tak, to jest bardzo smutne. Bardzo często czytam maile od dziewczyn czy kobiet, które planują schudnąć i kupują jakieś ładne rzeczy dla przyszłej siebie. To jest smutne, bo po pierwsze nie do końca jest skuteczne i pokazuje jak bardzo kupujemy ubrania patrząc na ich wygląd. Skoro kupujemy dla przyszłej siebie, to kupujemy coś co teraz na nas nie pasuje, coś w co się teraz nie mieścimy. Nie jesteśmy w stanie tego przymierzyć i stwierdzić czy jest nam wygodnie czy to się nadaje do tego celu, dla którego to kupiliśmy, więc widzimy tylko jak to wygląda. To smutny aspekt, który pokazuje jak bardzo oderwaliśmy się od tej pierwotnej funkcji ubrania. A drugi smutny aspekt jest taki, że wydaje się nam, że jest okej wydać pieniądze na coś ładnego do ubrania dla siebie pod warunkiem, że to coś jest w rozmiarze 34 albo 36, a nasz aktualny rozmiar to na przykład 42. W tym wszystkim jest wiele smutnych rzeczy. 

Karolina: Rozmiar to jest umowna sprawa i nie sposób stworzyć rozmiarówki, która będzie okej dla każdego rodzaju figury. Ja w ogóle nie przywiązuję do tego wagi. 

Asia: Powiedziały dwie laski w rozmiarze 34. [śmiech] 

Karolina: Tak, ale każdy medal ma dwie strony. Niektórzy chcą być bardziej kobiecy i dla kogoś 34 wcale nie brzmi kusząco, więc wierzę, że różne osoby mogą to interpretować na różne sposoby, ale uważam, że rozmiarówka jest znowu sposobem na to żeby nas jakoś usystematyzować, a niekoniecznie powinniśmy się tym super sugerować. 

Asia: Tak, totalnie się z Tobą zgadzam. Ja jestem wielką fanką takiego trendu nawet nie 'body positivity’, a 'body neutrality’, czyli nie ma znaczenia kim naprawdę jesteś. To strasznie trudne. Ja mimo, że jestem zadowolona z tego jak wyglądam to też łapię się na tym, że mam czasami taki tydzień, że tylko jem i potem boję się wejść na wagę. Straszne jest to co nam robi społeczeństwo i, że tak to działa. Nikomu to nie pomaga i nikomu nie przynosi korzyści. 

Karolina: Słuchaj, zgodnie z naszą teorią nasza gospodarka na tym korzysta. Zatem dla wielu osób właśnie świetnie, że tak jest. 

Asia: Teraz jest dużo kampanii reklamowych marek, które są takie bardziej inkluzywne czyli, że są nie tylko bardzo szczupłe modelki, ale też starsze osoby czy modelki o większym rozmiarze lub 'girls next door’. Bardzo często czytam pod mini komentarze, że nareszcie ktoś pokazał jak wygląda prawdziwa kobieta albo jak wygląda normalna kobieta. Wtedy sobie myślę, że zatem jak ktoś jest szczupły, to jest nieprawdziwy? 

Karolina: Tak, ze skrajności w skrajność. Ja też tego nie rozumiem. Jest takie fajne powiedzenie,: 'Jak mieć bikini body? Miej ciało i kup bikini.’ Czemu nam się wydaje, że to jest jakiś rodzaj ciała, do którego mamy dążyć? Ale to już temat na osobną rozmowę. Ciekawi mnie czy jesteś zwolenniczką czegoś takiego jak garderoba kapsułowa? Bo chyba powstało coś takiego, że wystarczą Ci trzydzieści trzy ubrania. 

Asia: Tak. To się różni tylko detalami, bo są różne podejścia. Czasami trzydzieści trzy, a czasami ta liczba jest troszeczkę inna. Generalnie chodzi o to żeby mieć bardzo małą garderobę, bardzo ograniczoną liczbę ubrań, z których wszystkie lub prawie wszystkie do siebie pasują i można je dowolnie ze sobą łączyć. Mała szafa daje nam dużo kombinacji, więc zwykle są to jakieś dwa czy trzy doły, jakieś spodnie, spódnica i spodnie trzy/czwarte, kilka gór, dwie kurtki czy marynarki, dwie pary butów, sweter, torebka duża i mała. To bardzo fajny koncept i jestem jego wielką fanką. Sama u siebie go nie stosuję, bo po pierwsze mi nie przeszkadza chodzenie w kółko w tym samym. Ja nie potrzebuję wielu kombinacji. 

Karolina: Mam to samo! 

Asia: Mam teraz na sobie spodnie, które pieszczotliwie nazywam spodniami tajskiego dziadka. Są to spodnie, które kupiłam w Bangkoku w jakimś second-handzie i jestem pewna, że wcześniej chodził w nich tajski dziadek. W ogóle większość moich ubrań jest z Tajlandii, z second-handów, bo mam metr pięćdziesiąt osiem i w związku z tym jestem przeciętną Tajką albo ewentualnie tajskim dziadkiem. Wszystko na mnie pasuje, nic nie muszę skracać i jest to totalnie ekstra, więc katuję te spodnie i chodzę w nich cztery razy w tygodniu, a potem je piorę. Nie, nie piorę ich po czterech dniach, piorę je po większej liczbie założeń. Właśnie bardzo często popełniamy ten błąd, bo wydaje się nam, że trzeba już coś wyprać mimo, że ta rzecz nie jest brudna. Jeżeli nie jest to T-shirtem lub czymś, co bezpośrednio przylega do pocących się części ciała, to nie trzeba tak często prać rzeczy. Zwłaszcza dżinsów, które bardzo cierpią w praniu. Dygresja. 

Karolina: Wrócę do niej później, więc kontynuuj. 

Asia: Ja garderoby kapsułowej nie stosuję, nie czuję takiej potrzeby, ale na przykład na wyjazdy wydzielam sobie z mojej szafy kapsułową garderobę i świetnie mi się to sprawdza.

Karolina: Na wyjazdach jest koszmarnie. Ja wzięłam za dużo rzeczy. Wydawało mi się, że nic nie wzięłam, a jak się wypakowałam, to stwierdziłam, że moja walizka jest taka pełna, bo na każdy dzień mam inną kreację. Jakby to miało w ogóle jakiekolwiek znaczenie, że codziennie na kolację muszę być ubrana w inną sukienkę. Coś jest nie tak, mogłam wziąć ze sobą coś bardziej praktycznego. 

Asia: Jeżeli sprawiało Ci to przyjemność i miałaś miejsce na te rzeczy.

Karolina: Miałam za dużo opcji i to chyba jest ten problem. Może warto powiedzieć dlaczego korzystniejsze jest posiadanie mniejszej garderoby? Wtedy chyba proces decyzji jest krótszy.

Asia: Tak, na pewno. Jeszcze odnośnie tematu podróżowania dla mnie niesamowitym odkryciem było to, że można zrobić pranie jak się gdzieś jedzie i nawet nie trzeba go robić samemu, bo tego nie chciałoby mi się robić na wakacjach. Wszędzie gdzie przyjeżdżają ludzie są pralnie. Takie na ulicy albo w jakichś hotelach, hostelach. Można oddać tam nasze rzeczy i za małe pieniądze dostać  z powrotem ułożone w kosteczkę, wysuszone i pięknie pachnące. Ja zawsze zabieram mało rzeczy, oddaję je do prania, mam lekki plecak i niczym nie muszę się przejmować. A wracając do tego dlaczego fajnie jest mieć mało rzeczy to też nie mówię, że trzeba mieć mało. Moim zdaniem trzeba mieć tyle żeby wszystko nosić. Jeżeli używamy wszystkiego, co mamy w szafie, to znaczy, że jest spoko. Dlaczego warto o to zadbać? Po pierwsze dlatego, że możemy mieć wtedy rzeczy lepszej jakości. Jeżeli nie kupujemy ich tak bardzo dużo, to możemy na pojedyncze rzeczy wydać trochę więcej pieniędzy, ale nie musimy. W second-handzie możemy kupić super rzeczy i to też jest okej. Po drugie, tak jak mówisz, ten proces decyzyjny jest łatwiejszy. Czasami jest tak, że stajemy przed szafą, wisi tam dużo rzeczy, a nie mamy co założyć. Wszystko jest takie przytłaczające, rzeczy do siebie nie pasują, wydaje się nam, że wszystko jest beznadziejne i musimy iść do sklepu po następną rzecz, która też nic nie zmieni. Ja zawsze podchodzę do tego od drugiej strony, od strony zestawów. Takim fajnym sposobem żeby zacząć budować szafę, która składa się z rzeczy, które naprawdę lubimy jest skatalogowanie sobie swoich ulubionych rzeczy. Jeżeli ubieramy się rano czy w ciągu dnia i zakładamy coś, w czym czujemy się super, to warto sobie telefonem zrobić zdjęcie tego zestawu w lustrze. To jest taka trochę odwrócona wersja tego triku z wyciąganiem z pudła. Na tej podstawie możemy naprawdę zaobserwować, co lubimy, co naprawdę nosimy i czy cała reszta rzeczy jest nam potrzebna w szafie – to jest jedna rzeczy, a druga – może czegoś nam brakuje żeby te rzeczy bardziej się ze sobą kleiły. Ludziom bardzo często brakuje takich podstawowych rzeczy, czyli białych, bazowych T-shirtów jak Ty masz albo w jakimkolwiek innym kolorze.

Karolina: Na przykład zwykłej koszuli. 

Asia: Tak, na przykład zwykłej koszuli. Bardzo często wydaje się nam, że to takie zwykłe rzeczy i czemu mam na to wydawać kasę, lepiej wydam na jakąś torebkę z logo, którą mogę wrzucić na Instagram albo jakieś brokatowe szpilki. 

Karolina: Których nigdy nie założę. 

Asia: Tak. Chociaż teraz szpilki są już chyba trochę out. 

Karolina: Nie wiem. Dla mnie są out. Nie pamiętam, kiedy miałam na sobie obcasy. Jeżeli jest to jakieś wyjątkowe wydarzenie, to założę takie buty, ale żeby wyjść do kawiarni w sandałkach na obcasie, to chyba bym się obśmiała. 

Asia: Mnie w ogóle fascynuje to, że ludziom się chce. Ja odkąd mam psa, to nie miałam na sobie butów na obcasie, no chyba, że na weselu. Ale jeszcze bardziej mnie fascynuje, że kiedyś mi się chciało. Jak byłam na studiach to na siódmą trzydzieści szłam na zajęcia z filozofii wystrojona, pomalowana i to jeszcze w obcasach, gdzie musiałam przejść siedemset metrów ulica Grodzką w Krakowie po kostce brukowej. 

Karolina: I do tego te buty były jeszcze niewygodne. Nie warto. 

Asia: Kupowałam jest w sklepie DeeZee. Nie wiem czy on jeszcze istnieje. Tam były takie plastikowe buty.

Karolina: One też mnie fascynowały. Też potrafiłam w nich chodzić i potem się zastanawiałam dlaczego bolą mnie stopy, czemu są obtarte, czemu mam pęcherze. Nie myślałam wtedy, że nie jest to tego warte. Warto było dla odmiany dorosnąć i już tego nie robić. Teraz cały czas chodzę w klapkach. Lato jest dla mnie sezonem klapek, potem jest sezon trampek. Wygodne buty to podstawa, nie uważasz?  

Asia: Uważam, że to jest podstawa szczęścia w życiu. Tak samo jak wygodnie spodnie. Miałam tak, że bardzo często w liceum bolał mnie brzuch i myślałam, że to od stresu. Pamiętam, że mama zabrała mnie do lekarza i ból brzucha mi przeszedł, kiedy skończyła się moda na rurki. Okazało się, że byłam cała pościskana tymi spodniami. Jeszcze siedzisz w ławce cały dzień, więc wiadomo, że nie jest to dobre dla jelit. Teraz nie ma szans żebym włożyła jakieś niewygodne ubranie. Niezależnie od tego jaka jest okazja. Nawet chyba Coco Chanel lub ktoś inny powiedział, że wszystkie ładne ubrania są niewygodne. To jest bardzo smutne. Zawsze jest mi smutno, kiedy patrzę na panów, którzy biegną do swojej korpo lub kancelarii prawniczej w garniturze w trzydziestu stopniach. 

Karolina: Podziwiam. 

Asia: Wiadomo, że są to jakieś zasady, ale to też jest taka rozkmina z cyklu: o czwartej rano na imprezie. Pomyślisz sobie, że musi iść w garniturze, bo jest prawnikiem i tak się robi. Niesamowite jest to, że ktoś to kiedyś wymyślił. Ludzie tacy sami jak my kiedyś wymyślili to z jakiegoś powodu  i my teraz tego przestrzegamy tylko dlatego, że tak się robi. 

Karolina: Że ktoś w jakimś klimacie podjął taką decyzję i potem zostało to przyjęte jako norma na całym świecie niezależnie od tego, że jest to niepraktyczne i niezdrowe. Warto zadać sobie czasami pytanie: czemu? Chociaż z drugiej strony myślę sobie, że na przykład ja dużo chodzę, więc buty są dla mnie bardzo ważne, natomiast są osoby, które wsiadają do windy, do samochodu, są w klimatyzowanym biurze i możliwe, że tam szpilki nie są takie uciążliwe i dla pewnych osób nie jest to aż taki duży problem. 

Asia: Powiem nawet więcej: są osoby, dla których te szpilki są wygodne. Na przykład moja mama zawsze chodzi w butach na obcasie. Jest do tego tak przyzwyczajona, że jest jej niewygodnie w płaskich butach. Jak jedzie w góry na spacer z psem i wtedy wkłada górskie buty, które są wiązane nad kostką, to do samochodu żeby tam dojechać bierze sobie na przebranie buty na obcasie, bo jest nieprzyzwyczajona do prowadzenia w płaskich. 

Karolina: A to są wysokie obcasy? 

Asia: Takie powiedziałabym sześć-osiem centymetrów, więc nie jest to dwanaście. 

Karolina: Słuchaj, cokolwiek działa niech tak będzie. Jeżeli jej jest wygodnie, to się cieszę. 

Asia: Pozdrawiamy mamę! 

Karolina: Tak, pozdrawiamy mamę bardzo serdecznie! Wracając jeszcze do tej naszej szafy, to wierzę, że większość z nas ma wszystko, co jest w tej szafie potrzebne. Ale jednak mogą być takie momenty, że potrzebujemy dokupić coś nowego, bo tak jak powiedziałaś brakuje nam czegoś kluczowego. Możliwe, że mówiłyśmy o tym dwa lata temu, ale jak wybrać ubranie? Mam tutaj na myśli przede wszystkim materiał. Czy jest jakiś banalny przewodnik o tym, jakie materiały kupować, a jakich nie, żeby łatwiej było się w tym wszystkim połapać? 

Asia: Starałam się właśnie stworzyć taki przewodnik w mojej książce „Wychodząc z mody”. Na pewno jest tak, że nie ma jednoznacznie złych i dobrych materiałów. Zależy na czym nam zależy. Jeżeli chcesz kupić T-shirt, który będzie przewiewny, w którym nie będziesz się pocić w lecie, to bawełna będzie dobrym wyborem. 

Karolina: Ale jeżeli chcesz się pocić, to kup z poliestru. [śmiech]

Asia: Tak, jeżeli masz ochotę się pocić, to kup z poliestru. Ale jeżeli na przykład chcesz kupić spódnicę, bo jesteś prawniczką, masz spotkania od rana do wieczora i musisz mieć spódnicę, która rano i po południu będzie wyglądać dobrze i nie będzie pognieciona, to wtedy możesz kupić drogą spódnicę z ekstra wełny, a jeżeli cię na to nie stać, to możesz poszukać czegoś z syntetyczną domieszką. Ale jak kupisz sobie spódnicę z naturalnej bawełny, z lnu albo z innej naturalnej tkaniny, to pewnie prędzej czy później będzie pognieciona. Więc nie jest tak, że jest albo złe albo dobre. Na pewno jest tak, że nadużywamy poliestru. On jest super na kurtki przeciwdeszczowe, na plecaki, które się brudzą i można je potem przetrzeć gąbką i wszystko jest okej. Bardzo fajny przykład podała w mojej nowej książce Ania Pięta, którą przemaglowałam w wywiadzie. Ania prowadzi super podcast na temat odpowiedzialnej mody i ekologii, nazywa się Muda Talks. 

Karolina: Polecam! Bardzo fajny!

Asia: Warto go znać. Ania powiedziała, że jesteśmy jak król Midas tylko, że on wszystkiego co dotknął zamieniało się w złoto, a my zamieniamy w plastik. 

Karolina: W śmieć. [śmiech] 

Asia: Jak już się okazało, że ten poliester jest super praktyczny i wszystko można z niego uszyć, że jest tani w produkcji, to zaczęto robić z niego wszystko. W tym momencie jest najbardziej popularnym włóknem używanym w przemyśle odzieżowym i wydaje mi się, że to jest bardzo zachwiane. A wracając do tematu co kupować i jak kupować, to ja bym przede wszystkim skupiła się na tym żeby znaleźć rzecz, którą będziemy nosić. A to czy ona jest z odpowiedzialnej marki, z second-handu czy z sieciówki, to potraktowałabym drugorzędnie. Bardzo fajnie jeżeli uda się znaleźć coś z odpowiedzialnej marki czy z second-handu, ale jeżeli potem ta rzecz zawiśnie nam w szafie, a my stwierdzimy, że nie jest idealna i kupimy coś w sieciówce, co będzie spełniało wszystkie nasze warunki typu: dekolt nie może być okrągły tylko w serek i tak dalej, to jest to bez sensu. Niestety cały czas jest tak, że oferta sieciówek jest większa zarówno jeżeli chodzi o różnorodność towaru jak i rozmiarówkę. Nie biczowałabym się za kupienie czegoś w sieciówce jeżeli jest to rzecz, która pasuje nam do szafy, którą naprawdę będziemy nosić i, której naprawdę potrzebujemy. 

Karolina: Super, że to mówisz, bo w dzisiejszych czasach jest to takie odświeżające i chyba potrzebowałam coś takiego usłyszeć. 

Asia: Daję Ci oficjalne rozgrzeszenie.

Karolina: I przyzwolenie na to, że mogę kupić coś w sieciówce. Szukałam dżinsów i finalnie kupiłam je w Elementach. Były to dżinsy moich marzeń, a myślałam, że już nigdy ich nie kupię, bo  nic nie pasuje na mnie tak, jakbym chciała. Pamiętam, że byłam na zakupach i moja koleżanka powiedziała, że w COS-ie są fajne dżinsy. Ale ja wtedy mówię: czy COS jest etyczną marką? I ona wtedy zapytała mnie, to zależy od tego czy będziesz je etycznie nosić. To było takie mądre i cenne. 

Jeżeli jadę na bardzo upalne wakacje, to zawsze noszę to samo od siedmiu lat. Jak mam te wszystkie kolacje na wakacjach, to zawsze musi być ten niebieski strój, czerwony, żółty. Nie no, śmieję się [śmiech]. 

Asia: Jak królowa Elżbieta. 

Karolina: Tak, po prostu każdy dzień – inny kolor. To są rzeczy, które mam od lat, ale żadna z nich nie jest etyczna, bo były kupione wtedy, kiedy nawet się nad tym nie zastanawiałam. Z drugiej strony wszystkie są etyczne, bo nawet jeżeli w tym czasie kupiłabym sobie pięć rzeczy z Elementów, to przecież nie o to tutaj chodzi. Ostatnio miałam sesję zdjęciową, którą sama sobie zorganizowałam i miałam na sobie super ubrania i mówię: wow, one są takie piękne, a znajoma mówi: no to kup sobie te rzeczy, one są super, pięknie w nich wyglądasz i to jest etyczna marka, a ja je wszystkie oddałam i stwierdziłam, że to hipokryzja. Te rzeczy są kompletną fanaberią, zupełnie nie są mi potrzebne, spełniają wszystkie wymagania, mogłabym odhaczyć wszystkie boxy etyczności, ale naprawdę mam co nosić kiedy jest upał, a na przykład w Polsce i tak nie ma często upału, więc byłoby to kompletnie niepraktyczne. 

Asia: Jeszcze. [śmiech]

Karolina: Zapraszamy do następnego odcinka o tym, kiedy wszyscy będą nosić tylko bikini, bo na wszystko inne będzie za gorąco. Natomiast fajne jest to, że jeżeli idziemy do tej sieciówki i znajdziemy tam potrzebną rzecz, to jest okej. 

Asia: A jeżeli znajdziemy te dżinsy w Elelementach, to już w ogóle jest idealnie. Ja ze swojego doświadczenia wiem, że nie wszystko jestem w stanie znaleźć w odpowiedzialnych markach na przykład ze względu na rozmiarówkę, bo jestem mniejsza niż standardowa rozmiarówka, czyli 36. Oczywiście rozumiem, bo znam ten problem od drugiej strony i wiem, że dla młodej marki każdy dodatkowy szablon, każdy dodatkowy rozmiar, to są duże koszty. Skrajne rozmiary się po prostu nie sprzedają, bo wiadomo, że większość ludzi…

Karolina: … jest w takim i takim rozmiarze i nosi buty trzydzieści osiem. 

Asia: Tak, dlatego moja mama nie zawsze może kupować buty, nie mówiąc już o mojej babci, która ma rozmiar trzydzieści cztery, więc nawet nie wiem, czy takie buty produkują. 

Karolina: Chyba dziecięce. 

Asia: Ale moja mama ma rozmiar trzydzieści sześć i zawsze kupuje sobie buty na wyprzedażach. Wracając do głównego tematu. Niektóre rzeczy na przykład bluzy czy sukienki bardzo ciężko jest mi znaleźć i jestem z tym okej. 

Karolina: Czasem bielizna lub jakieś takie klimaty. Ja miałam zawsze problem, bo nie było etycznych marek bieliźnianych przez wiele lat i wtedy zostaje Ci H&M. 

Asia: A teraz właśnie zaczęły rosnąć jak grzyby po deszczu.

Karolina: Tak, teraz są wszędzie. 

Asia: Dużo jest teraz majtek z bawełny z certyfikatem 'GOTS’. 

Karolina: To też jest ważne w przypadku ubrań, które nosimy w newralgicznych punktach naszego ciała, gdzie warto jednak zadbać o to żeby ta jakość surowca była wyższa. 

Asia: Tak, żeby jakość była wyższa i żeby była kontrola nad tym, o co my się tam właściwie ocieramy, czy jest to bawełna organiczna i czy wiadomo, że nie ma w niej żadnych toksycznych substancji lub czy jest to chociażby bawełna z certyfikatem 'OEKO-TEX’, który jest podstawowym certyfikatem potwierdzającym zgodność z normami Unii Europejskiej, czyli nie ma tam żadnych szkodliwych dla człowieka substancji, chociaż nie jest to bardzo restrykcyjna lista czy są to majtki kupione na AliExpress zafarbowane jakimś strasznym syfem i śmierdzące plastikiem.

Karolina: Najgorzej. Materiały materiałami, bo myślę, że każdy może tutaj pracę domową odrobić i się doedukować. W ogóle impulsem żeby dzisiaj z Tobą pogadać był mój osobisty problem, dlatego na koniec Cię o to pytam. Jak to jest z dbaniem o ubrania? Ja jestem w tym beznadziejna. Tak jak powiedziałam mam rzeczy, które są w mojej szafie od lat, ale dlatego, że są to rzeczy sezonowe na przykład letnie sukienki – nie noszę ich cały rok i przez to ich nie niszczę. Ale jeżeli nie dbamy o ubrania to się niszczą, a szczególnie te produkowane w XXI wieku, które moim zdaniem są gorszej jakości, niż te, które mam po babci i one trzymają się świetnie. Jak dbać o ubrania? Czy to jest trudne? Jak je prać? Asia, masz dziesięć sekund. Nie, żartuję. [śmiech]

Asia: Dobra [śmiech]. Wydaje mi się, że można zrobić dużo małym wysiłkiem. 

Karolina: Brzmi super! 

Asia: Przede wszystkim nie należy prać ubrań za często. Czasami pytamy co robić żeby mieć lepszą kondycję i odpowiedź brzmi na przykład: jeździj na rowerze lub zrób inny wysiłek. A w przypadku ubrań żeby uzyskać pozytywny efekt musimy robić mniej, czyli mniej prać. Takie rzeczy jak dżinsy czy swetry można naprawdę prać bardzo, bardzo rzadko. 

Karolina: Czyli? Bo są ludzie, którzy piorą rzeczy po pierwszym użyciu, a ja piorę rzadziej.

Asia: Jak są brudne, jak widzisz, że mają wielką plamę albo jak śmierdzą – to upierz, a w przeciwnym wypadku nie pierz. Jeżeli już coś pierzemy, to warto robić to w najniższej temperaturze, czyli w trzydziestu stopniach. Jak coś się nie dopierze, to zawsze przy kolejnym praniu można nastawić na większą temperaturę, ale docelowo trzydzieści stopni będzie spoko. Ponadto ustawiamy najniższe wirowanie i warto powiesić ubrania oldschoolowo na sznurku lub na suszarce, a nie suszyć w suszarce elektrycznej. Często słyszę, że teraz te suszarki są już przecież takie dobre i nie niszczą ubrań. Może nie niszczą ich tak bardzo jak kiedyś, ale to jest nadal dwa razy więcej cykli, czyli tak samo jakbyśmy dwa razy częściej prali ubrania, a co za tym idzie będą się dwa razy szybciej zużywać. Druga rzecz, to wiedzmy, że ubrania można naprawić. Nawet jeżeli nie mieście się nam to w głowie, wydaje się nam, że coś jest niemożliwe do naprawienia, to weźmy to do specjalisty. Często jest tak, że pan szewc wymyśli, że tu wstawimy łatkę, tu coś zaszyjemy, tu przerzucimy na drugą stronę, pani krawcowa też coś wykmini, więc jeżeli coś się nam popsuło, a bardzo to lubimy, to zabierzmy to do krawcowej, do szewca, do kaletnika i zapytajmy czy da się to naprawić, a w wielu przypadkach się da. Często słyszę też jak ludzie mówią, że pięć lat temu kupili buty za trzysta złotych, zanieśli do szewca i szewc powiedział, że naprawa będzie kosztowała sześćdziesiąt złotych. Przy sneakersach jest to zazwyczaj osiemdziesiąt złotych, czyli dość dużo. Wtedy myślimy, że dorzucimy trzy razy tyle i kupimy nowe buty. 

Karolina: Właśnie chciałam Ci podrzucić dokładnie ten sam argument. 

Asia: Tak, to rzeczywiście tak jest, ale zależy, co Ci przyświeca. Po co ci te nowe buty skoro masz buty, które lubisz, w których chodzisz i są wygodne, za które raz zapłaciłaś i teraz musisz zapłacić znowu, ale mniej, więc co to za argument, że mogłabyś dorzucić i mieć coś nowego. 

Karolina: Plus wspieramy polskie lokalne rzemiosło i sprawiamy, że te profesje nadal żyją. 

Asia: I nie robimy nowego śmiecia. To jest podatek od braku śmiecia. 

Karolina: No właśnie. Pierzmy mniej, nie suszmy, wieszajmy na sznurku – brzmi to dla mnie całkiem okej. Natomiast wiesz o czym słyszałam? O mrożeniu ubrań.

Asia: Tak, na przykład można zamrozić dżinsy. 

Karolina: I efekt jest jak po praniu?

Asia: Nie wiem, nie próbowałam, ale podobno można też odświeżyć rzeczy parą. Na pewno można dżinsy wrzucić do zamrażarki, to wybije wszystkie bakterie i nie trzeba ich prać. Z drugiej strony czy jest to takie wspaniałe dla nitek w dżinsach? Nie wiem. Nie mówię, że nie jest, ale po prostu nie znam odpowiedzi na to pytanie. Ja niestety nie mogę tego zrobić, bo ostatnio w jednym z supermarketów był tydzień azjatycki, a ja jestem miłośniczką edamame i jak taka chytra baba z supermarketu pojechałam do supermarketu i kupiłam sobie cztery paczki. Wróciłam do domu i zjadłam jedną paczkę w jeden dzień i stwierdziłam, że zaraz mi się skończą. Jak kupiłam sobie te cztery paczki, to byłam taka szczęśliwa, że wrzuciłam na Instagram: zobaczcie, jest edamame w supermarkecie i pomyślałam, że teraz wszyscy pojadą i wykupią. Miałam takie edamamowe FOMO i pojechałam do innego supermarketu tej samej sieci, bo wiedziałam, że w tamtym już więcej nie ma i kupiłam sobie dziewięć paczek. 

Karolina: Robisz zapasy. 

Asia: Co ciekawe okazuje się, że w Kankenie, w plecaku marki… jak ona się nazywa? Fjallraven?

Karolina: Ja tylko widzę tę nazwę, ale nigdy jej nie czytam, więc niestety nie pomogę. 

Asia: Ten plecak to jest w ogóle niesamowita rzecz. Czasami jest tak, że wszyscy coś mają i myślę sobie, że wszyscy to mają, więc ja nie chcę. 

Karolina: A potem pięć lat później jednak to kupujesz. [śmiech] 

Asia: Ja wiem na czym polega magia tego plecaka.

Karolina: Jest bardzo pakowny. 

Asia: Mieści się do niego dziewięć paczek edamame – to jest jedna rzecz, a druga rzecz, to jest mega wygodny, do wszystkiego pasuje, jest mega poręczny i mieści się do koszyka w rowerze. Ktoś naprawdę rozkminił ten design. 

Karolina: Masz chyba nawet o tym film na youtube. Mogę go podlinkować. 

Asia: Śmiało! Odkąd wrzuciłam ten film, to nie ma tygodnia żeby jakaś gimnazjalistka… a nie, teraz chyba nie ma gimnazjum, więc jakiś uczeń podstawówki nie napisał, że w przyszłym roku dochodzi mu wos i czy zmieszczą mu się do tego plecaka wszystkie podręczniki. Bardzo mi wtedy smutno, bo zwykle te osoby piszą do mnie: proszę pani i wtedy sobie myślę, że mam milion lat. 

Karolina: Ja też mam problem z tym, że czasami ktoś mnie 'paniuje’. Bywa, że jest to nawet starsza ode mnie osoba. Ale to chyba z szacunki i to jest okej. Wróćmy do materiałów. Jak jest na przykład z lnem? Bo teraz jest dużo lnu. Len ma swój wielki powrót, ja kocham len. 

Asia: Tak, bardzo spoko, polecam, ale nie jest dla maniaków gładkości ubrań, bo się gniecie.

Karolina: Oj tak, a ja nienawidzę prasować, więc kocham len. 

Asia: Bo on i tak jest pognieciony, więc nie musisz go prasować. Ja mam to samo. 

Karolina: A czy len pierzemy często? 

Asia: Zależy co mamy z tego lnu. Jeżeli mamy marynarkę to nie trzeba jej często prać, ale jak mamy sukienkę, która jest przy ciele, to tak. Len jest zwykle bardzo wytrzymały, więc jemu dużo złego się nie stanie. 

Karolina: Właśnie moja przyjaciółka prosiła żebym zapytała Cię jak pielęgnować len, czy on się nie niszczy w pralce? Czy też pierzemy go w najniższej temperaturze? 

Asia: Tak, w najniższej jaka może być. Często zapominamy o tym, że wszystko się niszczy. Mamy wysokie oczekiwania co do rzeczy, które są z eko marki, na które wydaliśmy trochę więcej albo jak ktoś kupuje sobie torebkę Chanel, na którą odkładał nie wiadomo ile i potem okazuje się, że jak ktoś w tramwaju przechodził z rowerem i zahaczył o nią hamulcem, to zerwała się skóra. Wszystko się niszczy, a różnica jest taka, że rzeczy lepszej jakości zwykle starzeją się dużo ładniej. Ja na przykład noszę skórzane rzeczy, ale wiem, że wiele osób nie nosi. Mam na przykład skórzaną torebkę vitnage od babci, którą bardzo lubię. Widać, że ma swoje lata i ta skóra nie jest taka prosto ze sklepu, ale nadal jest ładna. Jeżeli kupimy sobie kurtkę z eko skóry, czyli z tak zwanego skaju…

Karolina: … czyli z plastiku. 

Asia: … to zaczyna pękać, wybrzuszać się i wygląda źle. 

Karolina: Też mam takie podejście do skóry. Bardzo chętnie noszę szczególnie taką z drugiej ręki, a jeżeli mam jakieś rzeczy z czasów, kiedy kupowałam skórzane rzeczy, to nadal je noszę, bo lepiej się to przysłuży światu kiedy będę tego używała, niż gdy to wyrzucę. Myślę, że tutaj trzymałabym się zdrowego rozsądku ponad wyznaniowymi klimatami, bo ma nam to służyć, nic lepszego z tego nie zrobimy i możemy to po prostu nosić. 

Asia: Tak, to jest jedna rzecz, ale też z nadzieja patrzę w przyszłość, bo powstaje bardzo dużo sensowniejszych alternatyw dla skóry. Na przykład z ananasów, z liści.

Karolina: Właśnie, co myślisz o tych pinatexach czy jakichś jabłkowych skórach? 

Asia: Nie miałam jeszcze okazji przetestować. Bardzo często dużo osób do mnie pisze, że przeczytało moją książkę i, że ma w szafie dużo rzeczy z poliestru np. ulubioną spódnicę, ale wszystko wywalili i nie mają w czym chodzić. To, że coś nie jest idealne według naszych obecnych kryteriów, ale to lubimy, to będzie tysiąc razy lepiej, jeżeli będziemy z tego korzystać i to nosić póki możemy, niż kupować nową rzecz nawet w najbardziej eko marce na świecie tylko dlatego, że nie pasuje nam do obecnej wizji nas. 

Karolina: Plus taka poliestrowa rzecz nie zrobi nam krzywdy – ja tak zakładam. O ile nie jest to jakaś najtoksyczniejsza rzecz z najgorszego źródła, która rzeczywiście jest zabarwiona. 

Asia: Są wyjątki. Chyba, że ktoś na przykład ma okropne poliestrowe majtki. Chociaż nie wiem czy kiedykolwiek widziałam poliestrowe majtki, ale pewnie istnieją. Jak już to pewnie poliamidowe. I wtedy rzeczywiście bym je wyrzuciła, bo to proszenie się o jakąś infekcję. 

Karolina: Ale poliestrowa spódnica wydaje się okej?

Asia: Tak. 

Karolina: Mam taki pomysł, że fajną opcją jet kupienie sobie jakiejś halki albo doszycie jakiejś podszewki żeby nasze ciało tego nie dotykało i wtedy możemy mieć naszą ulubioną sukienkę i jednocześnie nasze ciało będzie oddychało. Trzeba kombinować. 

Asia: Czy będzie oddychało to jest inne pytanie.

Karolina: Że nie będzie się pociło bezpośrednio od niej. 

Asia: No nie wiem, bo dalej mamy coś takiego, że jakbyś była owinięta folią i jeszcze pod folię włożyła halkę, więc z tym poceniem to jest inna sprawa, ale na pewno skóra nie będzie w bezpośrednim kontakcie z tym materiałem. 

Karolina: Na koniec możemy chyba powiedzieć, że rewolucja w szafie czy wychodzenie z mody wcale nie jest takie proste, ale długodystansowo ułatwia życie. 

Asia: Tak. Myślę, że jak najbardziej robimy to przede wszystkim dla siebie i należy pamiętać, że będzie się nam lepiej z tym żyło, będziemy łatwiej się ubierać co rano i lepiej czuć się w swojej skórze, będzie nam w tych ubraniach wygodniej, nie będziemy się wkurzać w lecie, że coś się nam klei, że coś nas obciera. Warto mieć z tyłu głowy, że nie jest to poświęcenie dla wielkiej idei i czemu my mamy cierpieć, bo wszyscy kupują w Zarze. Jest to coś, co robimy dla siebie. 

Karolina: I to nam ułatwia życie. Jeżeli ktoś jest zainspirowany tym, co mówimy i chce coś zrobić, ale te informacje są nadal zbyt chaotyczne, to po to jest Twoja książka. Myślę, że będzie to idealny przewodnik opisujący krok po kroku to, o czym mówiłyśmy plus milion dodatkowych fajnych informacji szczególnie o wyborze i pielęgnacji materiałów, bo jest to trudne w obliczu zielonych metek i różnych dezinformacyjnych komunikatów, które mamy od marek. Warto mieć swój rozum i wiedzieć czego szukamy. Myślę, że jest to super cenne. Powiedz Asiu gdzie można Cię znaleźć i czym ciekawym się dzielisz. 

Asia: Można mnie znaleźć wszędzie w internecie pod moim imieniem i nazwiskiem, czyli Joanna Glogaza. Oprócz mówienia gdzie kupić spoko skarpetki czy opowiadania o tym wszystkim, o czym piszę w książce, piszę też o ogólnym 'życiowym slow’, więc wydaje mi się, że klimaty podobne do Twoich. Chyba jesteśmy z tej samej internetowej paczki. Moja książka jest do kupienia tylko w internecie, bo bardzo często dostaję wiadomości, że ktoś poszedł do Empiku i nie jej tam nie było. Książka jest dostępna tylko on-line na wychodzaczmody.pl. 

Karolina: Bardzo mi miło, że tak to podsumowałaś. Napisałaś też inne fajne książki, więc odsyłam wszystkich do Ciebie i życzę Ci wszystkiego dobrego na tej twórczej drodze i wiem, że jeszcze na pewno urodzi Ci się wiele pomysłów. Czytelnicy na pewno będą na bieżąco, bo ja jestem jednym z nich. 

Asia: Bardzo Ci dziękuję. Po pierwsze za zaproszenie, ale też za super rozmowę. Miałaś ekstra pytania i bardzo mi dały do myślenia.  

Karolina: Dzięki! Do usłyszenia! 

Asia: Do usłyszenia!