PODCAST #122 odcinek świąteczny, czyli o tradycjach, ulubionych potrawach i prezentach zero waste z Owsianą

PODCAST #122 odcinek świąteczny, czyli o tradycjach, ulubionych potrawach i prezentach zero waste z Owsianą

Świąteczny odcinek jest już tradycją w moim podcaście. Co roku zapraszam do niego bliską mi osobę, tym razem jest to moja przyjaciółka Justyna, którą możecie znać jako Owsiana. Tradycyjnie będziemy odpowiadać na serię pytań dotyczących świąt bożego narodzenia: od ulubionych tradycji, przez prezenty aż po jedzenie.

Wychowałyśmy się w zupełnie różnych światach, więc bardzo ciekawie było porównać to jak w naszych domach obchodzi się święta, jak wyglądają przygotowania, co znajduje się na stole czy jaka muzyka leci w tle. Poruszymy też temat prezentów, podsuniemy kilka zero waste’owych pomysłów i zastanowimy się nad tym co w świętach jest najważniejsze.

Partnerem dzisiejszego odcinka jest marka Allegro, która w swojej tegorocznej kampanii zachęca do jakościowego spędzania czasu z najbliższymi. Więcej na ten temat w samej rozmowie, zapraszam 🙂

 

Wesprzyj mój podcast – kup moje produkty elektroniczne:

holistyczne pozdrowienia, czyli mój ebook o zdrowym stylu życia:

http://karolinasobanska.com/holi

foodbook, czyli mój ebook z przepisami

http://karolinasobanska.com/foodbook

więcej produktów, w tym audiobook i pakiet ebooków:

http://karolinasobanska.com/sklep

 

Justyna na Instagramie:

http://instagram.com/owsianapl

 

Kup ebooki i jadłospisy Justyny:

https://owsiana.pl/sklep

 

Owsiana na Youtube:

https://www.youtube.com/channel/UC2gdFaelN6xFNDIcBDZeycg

 

Ten podcast to współpraca z allegro, tutaj więcej informacji o ich kampanii:

https://bit.ly/2IGyMyU

 

Posłuchaj na YouTube:

 

Transkrypcja treści odcinka:

#122

Karolina: Cześć Justyna.

Justyna: Cześć Karolina. 

Karolina: Jest mi dziwnie witać Cię oficjalnie, bo spędziłyśmy razem ostatnie dwa tygodnie. Już na wstępie możemy odesłać wszystkich na nasze media społecznościowe – Instagrama i YouTuba, gdzie można śledzić nasze hiszpańskie przygody, prosto z Teneryfy. 

Spotykamy się dziś w bardzo specyficznych okolicznościach. Zacznę od tego, że jesteśmy na dworze. Nigdy wcześniej nie zdarzyło mi się nagrywać na zewnątrz – z założenia, akustyka nie sprzyja wtedy nagraniom. Jako że jest to odcinek specjalny, możemy zrobić taki wyjątek. Zwłaszcza, że widoki są cudowne. Jest pięknie!

Zaprosiłam Cię, ponieważ jesteś ważną osobą w moim życiu. Mam taką tradycję, że co roku zapraszam do świątecznego odcinka kogoś mi bliskiego. Odcinek ten będzie składał się z serii pytań związanych ze świętami. Nie będzie to coś dotyczącego tematyki moich podcastów, ale taki symboliczny odcinek, który może nas wprowadzić w świąteczny klimat. Powinnam postawić tutaj trzy kropki, bo jesteśmy w okolicznościach totalnie nieświątecznych. Powiedz mi, jak Ty odczuwasz świąteczny klimat w tym roku? [śmiech]

Justyna: Jest to bardzo dziwne. Zazwyczaj bardzo lubię święta. Lubię ten okres w grudniu, kiedy są ładne światełka i piecze się pierniczki. W mojej rodzinie święta mają ogromne znacznie. Jednak przez to, że jesteśmy na Teneryfie, jest 25 stopni, słońce i ocean – trudno wejść w świąteczny nastój. Co prawda, dekoracji jest dużo, ale jakoś nie pasują do tego miejsca. Z jednej strony dekoracje, a z drugiej palma. Nie do końca mi to współgra. Nie wiem, czy pamiętasz, ale ostatnio nagrywałyśmy wspólnie odcinek w maju, kiedy byłaś u mnie w Tereninie na wsi. Rozmawiałyśmy wtedy, że fajnie byłoby ponagrywać odcinki z podróży. Miało być Radio Van. Niestety będzie tylko jeden odcinek podcastu u Ciebie i u mnie. Fajnie, że uda się nagrać nawet po jednym odcinku. Ciszę się też, że w końcu wspólnie wyjechałyśmy. Planów było dużo, ale większość z nich się pokrzyżowała. Finalnie się udało. Fajnie, że przyjechałaś.

Karolina: Właśnie zdaję sobie sprawę, że minęło pół roku i faktycznie jesteśmy w podróży. Klimat świąteczny raczej tu nie istnieje – trzeba to przyznać. Mówiłam, że od początku grudnia będę puszczać piosenki świąteczne, ale jeszcze nie zaczęłam (nagrywamy to parę tygodni przed emisją). W zeszłym roku jak byłam w Stanach, nie mogłam się doczekać, aż wyląduję w Polsce i trochę ochłodzę się przed świętami. 

Justyna: Którego przyleciałaś wtedy do Polski?

Karolina: 14-tego. Miałam więc 10 dni. Teraz będzie ich trochę mniej. Mam dla Ciebie milion pytań. Będziemy odpowiadać na nie obie. Co prawda, na większość z nich odpowiadałam w poprzednich latach, ale po pierwsze coś mogło się zmienić, a po drugie być może są osoby, które nie słuchały wcześniejszych odcinków. 

Pierwsze pytanie jest bardzo ogólne. Co sprawia, że święta są wyjątkowe?

Justyna: Bardzo trudne pytanie na początek. 

Karolina: To ja zacznę. [śmiech] 

Justyna: Dawaj, wezmę więcej czasu dla siebie. 

Karolina: Powinnyśmy zrobić odcinek o różnicach między nami. Jak można się dogadywać, będąc totalnymi przeciwieństwami. Fajny pomysł na przyszłość – taki przyjacielski odcinek. 

Święta są dla mnie bardzo ważnym, co roku maksymalnie wyczekiwanym czasem. Mimo wszystko muszę odpowiedzieć frazesem – najważniejsze w świętach są dla mnie spotkania z bliskimi. To ucztowanie i przygotowywanie. To, że można się ładniej ubrać i pięknie udekorować dom. To, że każde danie jest specjalnie podane, zasiadamy do stołu wszyscy razem i każdy podchodzi do tego na poważnie. Po prostu uwielbiam celebrowanie. Fakt, że dzieje się to co roku, trwa kilka dni i jest ważne dla wszystkich – jest dla mnie niesamowicie symboliczny i wyjątkowy. Przede wszystkim to, że wszyscy staramy się wtedy zatrzymać i przez te kilka dni poświęcać czas tylko sobie. Nie ma żadnych rozproszeń ani pracy. Skupiamy się na tym, żeby być razem i to jest super, bo w dzisiejszych czasach to trudne. Szczególnie w przypadku osób takich jak ja, które dużo podróżują i wyjeżdżają. To, że jestem w domu przez kilka dni jest czymś bardzo cennym również dla moich bliskich. Mam wówczas okazję pobyć z moimi dziadkami. Mam nadzieję, że w tym roku się to uda, choć Wigilia będzie w ograniczonym składzie. Trzeba bardzo uważać z uwagi na pandemię. Mimo wszystko to, że będziemy ze sobą, jest czymś, na co czekam przez tygodnie podróży, kiedy jestem poza domem.  Wiem, że będą święta i wtedy się sobą nacieszymy. 

Justyna: Ja w ogóle nie czuję tej atmosfery i nie wyczekuję świąt. Trudno jest mi zdać sobie sprawę z tego, że jest grudzień. Jesteśmy na dworze, a rano robię jogę w T-shircie. Jednak teraz jak zaczęłaś opowiadać to lekko żałuję, że nie wracam do Polski na święta. 

Karolina: Zrobiłam Ci FOMO.

Justyna: Do tej pory myślałam, że przecież są to tylko jedne święta. Mamy wyjątkowy rok. Z jednej strony chciałabym wrócić na święta dla mojej rodziny, bo jest to dla niej bardzo ważny czas. Z drugiej strony ze względu na to, że jest pandemia, nie chcę wrócić do Polski i narazić kogoś na zarażenie. Uważam, że jest to zbyt duże ryzyko i byłoby to trochę nieodpowiedzialne. Zależmy mi na tym, żeby zostać za granicą i stwierdzałam, że w rym roku zostaję tutaj. Przez to, nie czuję tej atmosfery. 

Jednak, jeśli chodzi o to, co sprawia, że święta są wyjątkowe, to chyba właśnie to, że jesteśmy wtedy wszyscy razem w jednym miejscu. Ty masz tylko jednego brata i łatwo jest zgrać się w tym samym czasie. Zwłaszcza, że Kuba mieszka jeszcze w Łodzi. Ja w przeciwieństwie do Ciebie mam piątkę rodzeństwa, jest nas szóstka. Często odwiedzam moich rodziców kilka razy w roku, na tydzień lub dwa. Moje rodzeństwo jest jednak rozsiane po całej Polsce – w Poznaniu, Warszawie, Wrocławiu. Każde z nas mieszka gdzieś indziej. Jednocześnie jesteśmy w domu zazwyczaj dwa razy w roku. Na Wielkanoc i na Boże Narodzenie. Właśnie dlatego, ten czas jest taki ekstra. Zazwyczaj nie dbamy o wygląd i ubiór, ale wtedy każdy zakłada świąteczny sweter i to jest fajne. Zawsze denerwowało mnie jednak to, że jest tyle przygotować. Nie lubię tego. Mimo to, same święta to trzy dni leżenia na kanapie, jedzenia mandarynek i oglądania wspólnie tv. To jest super!

Karolina: Genialnie przeszłaś tematycznie do kolejnego pytania, które brzmi: czy wolisz odliczanie do świąt czy same święta? Już po raz kolejny widzę absolutną polaryzację naszych odpowiedzi. Co roku odpowiadam, że najbardziej lubię build-up, czyli tygodnie przygotować, kiedy myślisz o prezentach, wszystko jest podświetlone i planujesz co będzie na obiad każdego dnia. Same święta też są super, ale te dni tuż przed, ekscytują mnie bardziej. To, że wszędzie lecą świąteczne piosenki sprawia, że jestem najbardziej podekscytowana. Same święta mijają mi zazwyczaj bardzo szybko i nie delektuję się nimi aż tak. Po tym co powiedziałaś wnioskuję, że u Ciebie jest totalnie odwrotnie.

Justyna: Zgadza się. Jest zupełnie odwrotnie. Myślę, że jest tak, przez moją kochaną mamę. 

Karolina: Pozdrawiamy.

Justyna: Pewnie posłucha tego odcinka. Moja mama słucha podcastów. Święta kojarzyły mi się zawsze z wielkimi porządkami. Jest to coś, czego nienawidziłam. Obiecałam, że opowiem Ci śmieszne historie. Teraz to zrobię. Cały grudzień to były generalne porządki. Wyobraź sobie, że musisz zdjąć wszystkie firanki i je uprać. Musisz umyć wszystkie okna i wytrzeć kurze z każdego zakątka domu. Moja mama bardzo lubi mieć posprzątane. Święta kojarzą się z tym, że myjemy całą zastawę. To śmieszne, bo są to porcelanowe talerze, których i tak zazwyczaj nie używamy. 

Karolina: Polerujecie sztućce?

Justyna: Chyba nie. Polerowałam tylko szklanki. Grudzień zawsze kojarzył mi się z tym, że trzeba się naharować. Kocham gotować i wcześniej byłam ogromną fanką wypieków. Zawsze na święta robiłam challenge i chciałam upiec 10 ciast. Było to spowodowane tym, że mam dużą rodzinę i często odwiedzali mnie też przyjaciele. Warto zaznaczyć, że nie były to łatwe ciasta jak np. chlebek bananowy. Były to różne przekładane ciasta – szalone serniki z Oreo itd. Zazwyczaj zrobienie ich zajmowało mi dwa dni. Koniec końców nawet tego nie próbowałam, bo zjadłam jedno i miałam już dość.

Karolina: Przy takiej ilości osób, każdy weźmie kawałek i już jest koniec ciasta. 

Justyna: Tutaj też przejawiało się moje zero-jedynkowe podejście do diety. Wtedy wyczekiwałam świąt, bo zawsze byłam na diecie i jadłam w stu procentach zdrowo. W święta odpuszczałam i chciałam zjeść wszystkie ciasta. Z perspektywy czasu widzę, że o wiele fajniej jest upiec ciasto raz w miesiącu, zjeść kawałek i podzielić się z bliskimi, niż na święta piec ich dziesięć. 

Karolina: Teraz dla odmiany, w ramach zero-jedynkowego podejścia nie pieczesz ciast w ogóle.  

Justyna: Piekę dwa lub trzy. Z każdym rokiem staram się też namawiać mamę do tego, aby np. olać tę zastawę – niech stoi w kurzu. 

Karolina: Jedzmy na jednorazowych talerzykach. Amerykańskie święta. [śmiech]

Justyna: Nie wiem, jak jest u Ciebie, ale u nas robiło się zawsze ogromną ilość jedzenia. Później mama chodziła i wciskała to każdemu. Z każdym rokiem jest już coraz lepiej i udaje mi się namówić mamę, żeby robić mniej. Teraz kończy się na 3 lub 4 ciastach, co jest naprawdę dobrym wynikiem! Wynajduję sobie jakieś ciasta, które wyglądają dobrze i wydaje mi się, że będą fajnie smakować. Jest więc to wyjątkowy czas, bo na co dzień nie piekę wcale. 

Karolina: Wydaje mi się, że im więcej mówi się o marnowaniu żywności, tym bardziej ludzie zaczynają przy wszelkiego rodzaju imprezach (nawet weselach), zastanawiać się nad tym, czy nie jest tego za dużo.

W moim domu nigdy nie było świąt. Na Wigilię zawsze chodziliśmy do kogoś. U mnie był tylko jeden obiad świąteczny. W związku z tym, nigdy nie było bardzo dużo jedzenia. Ciasta były zawsze trzy. Jak szliśmy do kogoś, braliśmy połowę jakiegoś ciasta i przez to znikały one dość szybko. Aczkolwiek przyznam szczerze, że są ciasta, które są u nas długo i jem je każdego dnia w święta i po świętach. O tym jeszcze pogadamy. 

Kolejne pytanie. Czy doświadczyłaś kiedyś białych świąt? Czy pamiętasz je z dzieciństwa?

Justyna: Z dzieciństwa tak. Wychowałam się w małej wsi, we wschodniej części Polski. Pamiętam zimy, kiedy śnieg był do pasa. Były lata, kiedy nasz autobus nie przyjeżdżał dlatego, że napadało tyle śniegu. Nie chodziliśmy wtedy do szkoły. Pamiętam, że musiałam iść z moim bratem 5 km do sklepu, aby kupić chleb, bo nie dało się wyjechać autem. 

Karolina: Moja prababcia opowiadała, że jak mieszkała na wsi, to faktycznie trzeba było iść po coś przez ośnieżone pole. Nie sądziłam, że osoba w moim wieku też ma takie doświadczenia. [śmiech]

Justyna: Pamiętam, że na pewno raz była taka sytuacja. Szłam wtedy po ten chleb z moim bratem z Warszawy. Przez to, że nie ma teraz na święta śniegu, jest smutniej. Jeżeli święta, to ze śniegiem. Szkoda, że nie możemy tego wybrać.

Karolina: Zawsze można pojechać gdzieś, gdzie jest śnieg. Też pamiętam białe święta z wczesnego dzieciństwa, chociaż bardziej ze zdjęć. Od zawsze, moim marzeniem było przeżyć takie święta. Zmiana klimatu odmieniła trochę naszą rzeczywistość. 

Powiedz, gdzie spędzasz święta? Gdzie się odbywają? Czy jest to u Ciebie w domu?

Justyna: Ze względu na to, że mam dosyć dużą rodzinę, od kiedy pamiętam, święta zawsze odbywały się w moim rodzinnym domu. Nigdy nie mieliśmy gości w Wigilię. Zawsze była to tylko i wyłącznie nasza rodzina i mi się to podobało. Przez to, że było nas dużo, to i tak nie było miejsca przy stole. Jak ustawiliśmy wszystkie potrawy, to już się nie mieściliśmy. Zawsze co roku święta spędzałam w domu. Zazwyczaj w pełnym składzie. Raz lub dwa zdążyło się, że brat nie mógł przyjechać. Wszystkim było wtedy smutno. Teraz zdaję sobie sprawę, że to ja będę tą osobą. W tym roku święta u nas będą dosyć dziwne dlatego, że nie przyjadą wszyscy. Mój brat (z którym chodziłam po chleb) zostanie tatą. Będzie to pierwsze dziecko w naszej rodzinie. Przez to, że jego żona będzie rodziła mniej więcej w święta, zostają w Warszawie.

Karolina: Może w Twoje urodziny. 

Justyna: No właśnie, bo ja mam urodziny 25 grudnia. Jestem ciekawa czy będę mieć bratanka z tego samego dnia. W tym roku nie byłam też w domu na Wielkanoc. W Wigilię zrobię barszcz i połączę się z nimi na zoomie. 

Karolina: A kolejne dni?

Justyna: Czasami ktoś do nas przyjeżdżał. Jednak przez to, że nasza rodzinka jest taka duża, to najczęściej spędzaliśmy święta w naszym gronie. Rzadko miałam kontakt z dalszą rodziną. Czasami kogoś odwiedzaliśmy, ale ja za tym nie przepadałam. Nigdy nie chciało mi się nigdzie jeździć. Najlepiej wśród swoich. 

Karolina: U mnie było zupełnie inaczej. Zawsze chodziłam w Wigilię do jednej albo drugiej babci. Często też do obu – po kilku godzinach zmienialiśmy lokal. To też było fajne. Zawsze było dużo prezentów i ludzi. U mnie wynika to z tego, że mój tato, dziadek i babcia mają rodzeństwo. Ja sama mam też brata, więc święta w swoim życiu spędzałam w bardzo różnych konfiguracjach. Jak dzieci podrastały albo rodziły się nowe, to konfiguracje się zmieniały, bo nie wszyscy się już mieścili. W tym roku będzie to mniejszy skład. A propos tego co mówiłaś, że nie chcesz wracać, bo obawiasz się, że nie jest to do końca odpowiedzialne. Na swoje usprawiedliwienie dodam, że ja przylatuję do Polski na tyle wcześnie, aby odsiedzieć przez kilka dni w swoim mieszkaniu i w miarę bezpiecznie pojechać do domu. To ważne, żeby mieć przestrzeń, w której można samemu odczekać parę dni po powrocie.

Justyna: Tak. Nie wracasz bezpośrednio przed świętami tylko wcześniej. To jest super.

Karolina: Czy jest jakieś miejsce, w którym chciałabyś spędzić święta? Czy wyobrażasz sobie spędzić je gdzieś indziej? Teraz podczas świąt będziesz na Teneryfie, więc jest to trochę dziwne pytanie. Marzyłaś kiedyś o tym, aby spędzić święta w jakimś miejscu?

Justyna: Marzyłam o tym, żeby spędzić święta z rodziną np. w Tajlandii pod palmą. Chciałam żebyśmy byli wszyscy razem, ale żeby nie było tyle gotowania i sprzątania. Teraz jestem pod palmą, ale sama. 

Karolina: Nie będziesz sama. Na pewno będziesz w gronie jakichś znajomych. Nie odpuszczę Ci. Zmuszę Cię żebyś gdzieś wyszła. Nie można siedzieć samemu w święta!

Justyna: Jakoś to ogarnę. Nie miałam więc tak, że marzyłam o jakimś konkretnym miejscu. Chciałam, żeby było mniej przygotowań, sprzątania i gotowania. Nie miałam tak, że marzyłam o jakimś domku w górach.

Karolina: To ciekawe. Przez to, że u nas święta nigdy nie wiązały się z jakimiś wielkimi, męczącymi przygotowaniami, to ja się wręcz cieszę na te obowiązki, które trzeba odhaczyć. Kiedyś wydawało mi się całkiem kuszące przeżycie świąt na plaży – tak jak np. Australijczycy, którzy robią sobie grilla. Jednak teraz, jak jestem tutaj i w ostatnich latach bywałam w okresie zimowym w ciepłych miejscach, to jednak stwierdzam, że to nie jest to. Tradycja zimna jest w nas. Miałam takie myśli i mówiłam o tym w zeszłorocznym odcinku z moją mamą, że fajnie byłoby zobaczyć Nowy Jork w świątecznej aurze. Niekoniecznie spędzać tam święta, po prostu poczuć ten nastrój przed. Przyznam szczerze, że święta w pięknie udekorowanej chatce w lesie, w śniegu, byłyby fajnym pomysłem. Gdzieś w miasteczku Mikołaja, na północy Europy, na Alasce lub w Kanadzie. Wiązałoby się to z tym, że muszę przewieźć całą rodzinę. U Ciebie byłby to cały autobus. 

Justyna: Trzeba by było mieć prywatny samolot. 

Karolina: Logistycznie byłoby to na pewno trudne. Nie wiem też, czy to, że nie jesteśmy wtedy u siebie, nie odebrałoby świętom trochę magii. 

Justyna: Święta w domu są fajne i chyba w normalnych czasach nie chciałabym spędzić ich gdzieś indziej. Początkowo planowałam pojechać z Tobą na parę miesięcy na Bali, wrócić na święta i znowu wyjechać. Wtedy myślałam, że pandemia się skończy.

Karolina: Wielu z nas mogło mieć takie wyobrażenie. Myśląc o świecie marzeń sennych porozmawiajmy na mój ulubiony temat (którego ty nie lubisz) czyli o filmach! Czy jest jakiś film świąteczny, który najbardziej lubisz albo do którego masz największy sentyment? Czy w ogóle oglądałaś świąteczne filmy? Jaką z nimi relację?

Justyna: Jeden, a właściwie dwa filmy, które oglądał każdy. Kevin sam w domu i Kevin sam w Nowym Jorku. Jak jest się dzieckiem, to na bardzo śmieszy Cię to, jak ktoś się przewraca lub dostaje żelazkiem w głowę. Kiedyś leciało to w telewizji w Wigilię albo pierwszy dzień świąt. Teraz leci już wcześniej i kojarzy mi się z przygotowaniami świątecznymi. Jak robię z mamą ciasta w kuchni, to gdzieś przy szóstym cieście i kolejnym kremie, leci Kevin sam domu. Oglądałam też inne filmy, ale miało to dla mnie małe znacznie. Filmy, generalnie mają dla mnie małe znaczenie w życiu. Oglądałam chyba Love Actually. Podobał mi się. Był też taki fajny, polski film z Karolakiem…

Karolina: Listy do M. Oglądanie filmów nie jest dla ciebie ważną częścią świątecznych tradycji.

Justyna: U nas w rodzinie raczej nie ogląda się filmów. 

Karolina: Ja natomiast, jestem z filmowej rodziny. Co roku, w każdy dzień świąt oglądam jeden z moich ulubionych filmów. Nie przepadam za oglądaniem czegoś powtórnie, jednak na mój ukochany film Holiday czekam cały rok. Gra tam Cameron Diaz, Kate Winslet, Jude Law i Jack Black. To najwspanialszy film na świecie. Spodobałby Ci się. Jest laska, która mieszka w Anglii pod Londynem, w pięknej chatce pośrodku niczego. Jest też druga dziewczyna, która mieszka w ogromnej wilii w Los Angeles. Obie przeżywają jakieś dramaty emocjonalne. Zgadują się w internecie na stronie, która nazwa się dajmy na to „wymiana domów”. Na okres świąteczny wymieniają się domami i życiami.

Justyna: Jednak to oglądałam. 

Karolina: Każdy to oglądał! Nie mogłaś tego nie widzieć.

Justyna: Nie znam tytułów ani imion aktorów. Oglądałam to i był to fajny film, ale nie pamiętam za dużo. Może obejrzymy razem?

Karolina: Czekam na święta, sorry. Chociaż dla Ciebie może zrobię wyjątek. To będzie już wydarzenie, jak obejrzysz ze mną film. 

Drugi film, który bardzo lubię to Love Actually (To właśnie miłość). To film, do którego chyba każdy ma duży sentyment. Moja ukochana scena jest wtedy, kiedy Hugh Grant jako premier, tańczy sobie w domu i leci przy tym super muza. To jest tak śmieszne. 

Justyna: Nie pamiętam tej sceny, więc znowu muszę sobie odświeżyć ten film. 

Karolina: Co roku jest milion nowych filmów świątecznych. Od jakiegoś czasu mam netflixa, więc coś tam sobie oglądam. Już w zeszłym roku zaobserwowałam, że nowych, badziewnych filmów, robionych przez netflixa jest na pęczki. Kreatorzy wiedzą, że ludzie i tak obejrzą dany film, jeżeli będzie on miał świąteczny klimat. To bardzo nieuczciwy trend. Pierwszy film jaki obejrzałam miał oczywiście świąteczne logo. Zaczynał się w Nowym Jorku, ale później cała akcja działa się Kenii – pierwszy clickbait. Drugi film, który widziałam ostatnio był totalnie odmóżdżający. Gra tam Emma Roberts, więc myślałam, że będzie trochę bardziej ambitny. Nazywa się Holidate. Oczywiście jego logo jest związane z Bożym Narodzeniem. Film zaczyna się w święta Bożego Narodzenia. Potem jednak okazuje się, że para umawia się w okresie świąt, żeby nie było, że są singlami. Święta tam były raz – na początku przez pierwsze 10 minut.

Justyna: Byłaś zawiedziona.

Karolina: Tak. Byłam zawiedziona, bo myślałam, że wczuję się trochę w klimat, przed przyjazdem na Teneryfę.

Justyna: Tutaj chyba ostygł Ci ten klimat. Nadal nie ma kolęd, a nagrywamy to 4 grudnia. 

Karolina: To dziwne. Są ozdoby, dziwne figurki Mikołaja, a na stacji benzynowej nawet jakieś lampki. Mimo to, ja nie dostrzegam tych ozdób. 

Justyna: Tak. To jest bardzo dziwne dla naszego mózgu.

Karolina: Dysonans poznawczy. Niemniej dzisiaj, kiedy to nagrywamy jedziemy zobaczyć piękną szopkę. Może coś nam się odmieni. W ogóle ciężko jest mi zadawać ci te pytania, bo wydają mi się tak oderwane od rzeczywistości. Bardzo próbuję wczuć się w klimat, ale siedzę sobie tutaj z rozwianymi włosami, po prawej stronie mam ocean, więc jest ciężko.

Kolejne pytanie. Czy masz swoje ulubione piosenki świąteczne? Czy w ogóle słuchasz piosenek świątecznych? Może kolędę, jeśli podejdziemy bardziej tradycyjnie do tematu?

Justyna: Zazwyczaj od początku grudnia puszczałam jakieś piosenki świąteczne. Nie jestem dobra w tytuły, ale na pewno było to Last Christmas. Więcej tytułów nie znam. Jak mi coś puścisz, to pewnie powiem, że to znam.

Justyna: Ja mam swoje ulubione. W domu rodzinnym mam łącznie chyba 9 płyt ze świątecznymi, trochę jazzowymi klasykami. Puszczamy je na okrągło i znam wszystkie na pamięć. Kocham bardzo wiele z nich, ale takie moje top, o których mówię chyba co roku to Driving home for christmas – przepiękna, wzruszająca piosenka. Zawsze, jak wracałam w ostatnich latach na święta do domu ze studiów lub jakiejś podróży, to sobie to puszczałam. 

Słuchamy różnych piosenek po angielsku przez całe swoje życie, nie zdając sobie do końca sprawy o czym one są. Jako dorosła, bardziej świadoma osoba słucham tych piosenek i zdaję sobie sprawę, że nucę sobie w najlepsze utwór, który jest o tym, że dzieci w Afryce nie wiedzą, że są święta, bo nie mają zapewnionych podstawowych potrzeb. Na przykład Do they Know it’s Christams. Bardzo znana świąteczna piosenka, puszczę ci ją. Zawsze mnie bardzo wzrusza przez to, że wiem o czym jest. Daje moment na refleksje nad tym, ile mamy mogąc celebrować święta, kupować te wszystkie nowe rzeczy, robić z tego taką szopkę. Dla wielu ludzi nie jest to wcale wyjątkowy czas, bo oni każdego dnia próbują przetrwać. Wjechałam trochę na poważne tory, ale jest to piosenka, która kocham. Bardzo lubię też Feliz Navidad, szczególnie w wersji Michaela Buble. Całe życie był on moją miłością, jeśli chodzi o świąteczne piosenki. W zeszłym roku odkryłam też nową płytę Robbiego Williamsa. Co więcej, miał on koncert w Toruniu, gdzie śpiewał te piosenki.

Justyna: Jeśli chodzi o takie piosenki, to u mnie w domu się ich nie puszcza. Nie wspomniałam o tym, ale pomijając fakt, że moja rodzina jest duża, to jest też bardzo tradycyjna i katolicka. Teraz dla mnie święta to tylko tradycja, ale jestem wychowana w bardzo głębokiej wierze. Moi rodzice są bardzo wierzącymi osobami i święta u nas kojarzyły się zawsze z wizytami w kościele. 

Karolina: Nigdy nie byłam w święta w kościele.

Justyna: W ostatnie święta też nie byłam, bo określam się teraz jako osoba niewierząca. Od małego dziecka pamiętam, że zawsze siedzieliśmy przy Wigilii do późna. O północy jechaliśmy na pasterkę. Była to pierwsza, świąteczna msza. Później, jak wstaliśmy to znów jechaliśmy na 9.00 do kościoła. Jak byłam starsza to pytałam, dlaczego znów mam jechać do kościoła, skoro tak naprawdę to ten sam dzień. 26 w drugi dzień świąt też szliśmy. W kościele jest dużo mszy. Odbywają się praktycznie codziennie, do samego Sylwestra. Moi rodzice i ja zawsze chodziliśmy do kościoła w Sylwestra i Nowy Rok. Później 6 stycznia jest kolejna Msza Święta. Dla mojej rodziny była to tradycja, ale połączona z głęboką wiarą w to, że rzeczywiście jest cud narodzenia Chrystusa. W związku z tym, nie śpiewamy żadnych piosenek tylko kolędy. Jest to coś czego za bardzo nie lubiłam robić. Moja mama zawsze jednak nalegała, żeby je śpiewać. Zanim dostaliśmy prezenty, musieliśmy to robić.

Karolina: Każdy sam?

Justyna: Nie, wszyscy śpiewaliśmy razem. 

Karolina: Całe szczęście. Wyobrażasz sobie, że każdy musi zaśpiewać kolędę, żeby dostać prezent? To moja trauma świąteczna. Jak byłam mała trzeba było coś zrobić, żeby dostać prezent. Nie miałaś tak nigdy?

Justyna: Nie, tak nie mieliśmy. 

Karolina: Każdy medal ma dwie strony. Ty musiałaś chodzić do kościoła, a ja stresowałam się pewnymi rzeczami. Masz ulubioną kolędę?

Justyna: W sumie to nie przepadałam za nimi. Lubiłam śpiewać Przybieżeli do Betlejem. Przez wiele lat byłam też w scholi kościelnej i tam śpiewałam.

Karolina: I nie zanucisz nam nic?

Justyna: Musicie mi wybaczyć, dawno nie śpiewałam. 

Karolina: Za rok jak będę nagrywać z kimś taki odcinek i będzie pytanie o ulubioną piosenkę to powiem, że moim odkryciem jest najnowsza, świąteczna składanka Owsianej. Uśmiałabym się, gdybyś kiedyś nagrała swoją płytę z kolędami

Justyna: Wydaje mi się, że nie umiem śpiewać. Nigdy się tego nie uczyłam.

Karolina: Nie wywalili Cię z chóru.

Justyna: To był taki chórek dla dzieci. Ksiądz grał na gitarze, a my śpiewałyśmy kolędy. Przez to musiałam jeździć wcześniej do kościoła. Zamiast o północy to już o 23.00. Kiedyś byłam w kościele bardzo często, teraz jestem na przeciwnym biegunie. Podsumowując, mama nie pozwala włączać piosenek – woli kolędy. Nie rozumie angielskiego, nie ma więc to dla niej znaczenia. 

Karolina: U nas w tle czasami lecą kolędy. Rodzina od strony mojego taty śpiewa mało. Natomiast rodzina od strony mamy jest totalnie rozśpiewana. Są tam osoby z takimi głosami, że aż wstyd się odezwać. Żartuję oczywiście, nie jest aż tak źle. Są to bardzo utalentowani ludzie. Zawsze jak spędzamy z nimi święta, to ktoś zaczyna i mamy maraton śpiewania kolęd – oczywiście po Polsku. Bardzo to lubię, ale nie wiem czy mam jakieś swoje ulubione. Na pewno jak zaczynamy śpiewać to myślę sobie, że „to lubię, a tego nie, bo nie umiem wyciągnąć tak wysoko”. Lubię kolędy i mam do nich sentyment, ale fakt, że nie umiem powiedzieć które najbardziej, pokazuje, że nie jest to bliska mi tradycja.

Właśnie, tradycje. Chciałabym o nich pogadać. Już rzuciło mi się w oczy dużo różnic. Nigdy w życiu nie byłam na pasterce. Totalnie nie wiem, jak to wygląda i na czym polega. Mam wrażenie, że w młodszym pokoleniu mówi się, że spotykamy się na pasterkę, czyli spędzamy razem czas po Wigilii z rodziną. Ja nigdy czegoś takiego nie robiłam. Jestem bardzo rodzinną osobą i nie wyobrażam sobie wyjść z domu w święta. Jestem z Łodzi i u nas w mieście często było tak (szczególnie w liceum), że znajomi chcieli się spotkać i iść sobie wieczorem 26-ego lub 27-ego na piwo. Ja nigdy nie chciałam. Lubiłam to, że jestem w domu z rodziną. Argumentem było to, żeby obejrzeć film z mamą. Pamiętam, że parę lat temu, 26-ego leciało Holiday. Powiedziałam wtedy mojej przyjaciółce, że się z nią nie spotkam, bo chcę obejrzeć z mamą ten film. Mój brat oczywiście gdzieś poszedł. On ma zupełnie inne podejście do tematu. Ja, przez moje studia za granicą zawsze byłam wytęskniona za tym, żeby jak najwięcej czasu spędzić w domu. 

Wracając do tematu, opowiedz mi o pasterce. 

Justyna: Pasterka wygląda jak normalna msza tylko, że śpiewa się podczas niej więcej kolęd i mówi się o rzeczach związanych z Bożym Narodzeniem. Zwyczajna msza święta, która odbywa się o północy, bo o tej godzinie, według Pisma Świętego urodził się Chrystus.

Karolina: I Ty.

Justyna: Tak, bo urodziłam się 15 min po północy.  

Karolina: Dziecko chrystusowe.

Justyna: Moja mama chyba tak myślała.

Karolina: A taki diabeł wyrósł. [śmiech]

Justyna: Właśnie, co się stało? Gdzie jest błąd? Moja mama zastanawia się co poszło nie tak. [śmiech] Dla mnie też ten czas był wyjątkowy, bo później jak już byłam starsza – końcówka gimnazjum i liceum – zaprzyjaźniłam się z Anią i innymi przyjaciółmi z moich okolic, których znasz. Przez to, że wiedzieli o moich urodzinach, przyjeżdżali na pasterkę do mojego kościoła (chociaż mieli swój). Byliśmy więc na pasterce razem. Później przyjeżdżaliśmy do mnie świętować moje urodziny. Po północy dostawałam od nich jakiś prezent i tort urodzinowy. Siedzieliśmy do 5.00 rano.

Karolina: A na 9.00 do kościoła.

Justyna: Tak. Wtedy było proszenie mamy, żeby iść na 12.00 albo nie iść wcale. Później się już buntowałam. To, że przyjeżdżali było super. Z jednej strony to trochę smutne, kiedy masz urodziny w święta…

Karolina: Chrystus wszystko zdominował. 

Justyna: Z drugiej strony to fajne, bo miałam wtedy całą rodzinę przy sobie, a to rzadkość. Urodziny kojarzą mi się bardzo dobrze. Moi rodzice lubili moich znajomych i odwrotnie. Zawsze bardzo chętnie siedzieliśmy wszyscy razem. Nie było tak, że zamykaliśmy się u mnie w pokoju. Zresztą zdążyłaś już poznać moich rodziców. 

Po Wigilii mogliśmy wypić jakieś wino z okazji moich urodzin. Przed i w trakcie Wigilii nie pije się u mnie alkoholu, ponieważ idzie się później do kościoła. Moja mama jest restrykcyjna, jeśli o to chodzi. Ma być po bożemu.

Karolina: To brzmi jakbym ja była bezbożna. Moja rodzina praktykuje tradycje wynikające z kultury chrześcijańskiej, katolickiej. Mam u siebie bardzo dużo wierzących osób. Moje nastawienie wynika z podejścia moich rodziców, którzy nigdy nie wychowywali nas w duchu wiary. W związku z tym, dla mnie zawsze była to tradycja nieco bardziej świecka – oczywiście oparta o tę katolicką. 

Justyna: Mnie to czasami irytuje, bo znam dwie strony medalu. Moment, kiedy obchodzę święta ze względu na tradycję związaną z kościołem i wiarą. I moment, kiedy jestem osobą niewierzącą, ale nadal świętuję w identyczny sposób, tylko po prostu nie chodzę do kościoła. 

Karolina: Dużo ludzi ma z tym problem. Ja uważam, że jest tyle dobrych rzeczy wynikających z tej tradycji, że nie widzę powodu, aby się tego wyrzec. Święta to piękny obrządek. To, że nie jesteś osobą, która utożsamia się z religią lub kościołem nie znaczy, że musisz odrzucić coś, co moim zdaniem jest wspaniałe. Wiara z zasady, u źródła jest dobra. Wszystkie zestawy przykazać i mądrości, idea świąt oraz celebracji bycia razem jest wspaniała. Więc dlaczego nie podpisując się pod naukami kościoła, miałabym nagle jeść burgera na plaży i mówić, że nie obchodzą mnie święta i choinka? Tradycja jest okej. Każdy ma swój powód, dla którego ją pielęgnuje.

Justyna: Cieszę się, że mogę to teraz sobie wybrać. 

Karolina: Nawet nie trzeba wybierać. Możecie spotkać się przy stole i choć macie różne poglądy, to łączy Was tradycja i dzięki temu możecie cieszyć się tym czasem i doświadczeniem. Bez etykietowania. 

Justyna: Dokładnie. To jest w porządku. Pozwólmy żyć innym po swojemu. Ciszę się, że zostałam wychowana w takim duchu, bo moja mama przekazała mi bardzo dużo dobrych rzeczy. Nie podoba mi się to, że wiele osób, które są wierzące, nie reprezentują swoich wartości. U mnie jest tak, że mama wierzy i jest osobą, która reprezentuje te wartości na co dzień. Dla mnie najważniejsze jest bycie dobrym człowiekiem. To, że nie wierzę, nie sprawia, że nim nie jestem. 

Karolina: Bardzo pięknie to powiedziałaś. Przykre jest to, że często pod płaszczykiem wiary i tradycji ludzie się kłócą. Robią różne rzeczy, bo trzeba – zmuszają się do tego. Nie idą za tym żadne przemyślenia, refleksje ani wartości. Taka szopka. Zastaw się, a postaw się. Piękne jest to, że doświadczyłaś tego wszystkiego w takiej esencji dobra. Twoja mama robi to, bo to kocha, wierzy w to i wkłada w to serce. Nie robi tego z niechęcią, bo tak wypada, taka jest tradycja i tak robią wszyscy. To są smutne pobudki. Uważam, że można zrobić to w stu procentach popierając to wiarą albo nie, ale też z najlepszą intencją dla innych. 

A czy masz tradycję czytania Pisma Świętego?

Justyna: Totalnie tak.

Karolina: Ja w życiu czegoś takie nie miałam. To superciekawe.

Justyna: Powiem Ci jak u nas wygląda Wigilia.  Zanim usiądziemy do kolacji wigilijnej to najpierw czytamy Pismo Święte. Później odmawiamy modlitwę, a na koniec śpiewamy kolędę. Dopiero wtedy możemy usiąść do stołu. Niezależenie od tego czy mi się to podoba czy nie, robię to dla mojej rodziny. Jest tak od kiedy pamiętam i wydawało mi się, że ma tak każdy. 

Karolina: Wiadomo, dzieci w Anglii uczą się polskiego jako drugiego języka. [śmiech]

Justyna: Byłam przekonana, że to tak wygląda. 

Karolina: A dzielicie się opłatkiem?

Justyna: Tak.

Karolina: W którym momencie?

Justyna: Przed jedzeniem, po modlitwach. A u Ciebie?

Karolina: U mnie dzielimy się opłatkiem i siadamy do jedzenia. Od niedawna jest tak, że nie stawiamy wszystkiego od razu na stół, tylko wchodzą po kolei poszczególne dania. To jest fajne, bo przez to Wigilia trwa dłużej. W ostatnich latach Wigilię i święta spędzamy w trochę innym gronie. Z tego powodu zmieniły się też trochę tradycje. Najpierw jest coś a la śledzie z boczniaków. Moja mama robi zawsze minimum dwa smaki. Potem jest zupa, pierogi, kapusta, karp i deser. 

U nas w domu nigdy w życiu nie czytałam Pisma Świętego i nigdy się nie modliłam podczas Wigilii.

Justyna: I nie jadłaś przez to zimnego barszczu. My zawsze jemy…

Karolina: Nie jadłam nigdy barszczu, u mnie zawsze była grzybowa. O potrawach porozmawiamy za chwilę. 

Powiedz mi, jaka jest Twoja ulubiona tradycja świąteczna?

Justyna: Mandarynki [śmiech]. 

.

Karolina: To chyba twoja tradycja na każdy dzień. Justyna je tutaj pół kilograma mandarynek codziennie.

Justyna: Żartuję. Ulubiona tradycja to chyba ubieranie choinki. Robimy to zawsze w Wigilię, 24 grudnia. Dobrze mi się to kojarzy. Przez to, że nie jestem z bogatej rodziny (postawiłabym się bardziej po ubogiej stronie) u mnie w domu nigdy nie było za dużo słodyczy itd. Jak na choince miały być słodycze to wcześniej były schowane.

Karolina: Mogliście je zjadać, jak ubieraliście choinkę?

Justyna: Dopiero jak była ubrana. Za dzieciaka to była moja ulubiona tradycja. Wiązaliśmy sznurki do cukierków i wieszaliśmy je na choinkę. Później jak rodzice nie patrzyli to je zjadaliśmy. Wiadomo, że później słodycze gdzieś tam leżały i było dużo ciast. Jednak najlepsze słodycze to te z choinki.  Moi rodzice się denerwowali, że zjadamy wszystkie od razu więc zostawialiśmy papierek. [śmiech]

Karolina: Ale co to były za słodycze na choince?

Justyna: Różne cukierki np. takie długie.

Karolina: Ale one były kupione już z zawieszką?

Justyna: Nie. My zawieszaliśmy sznurki – DIY.

Karolina: Ile roboty!

Justyna: U mnie zawsze się tak robiło. 

Karolina: Ja też mam bardzo fajną choinkę, od zawsze ozdobioną drewnianymi zabawkami. Kiedyś tato raz je kupił, a potem robił to częściej. Były to małe zabaweczki jak ze sklepu świątecznego. Jakieś sanie, narciarz, Mikołaj. Są malutkie i wszystkie w jednym kolorze, czerwono-zielonym. Oczywiście są też światełka. Zawsze mamy żywą choinkę. Zakładam, że Ty też?

Justyna: Oczywiście. 

Karolina: Zawsze wybieraliśmy z tatą taką, która będzie trochę brzydka i której nikt by nie kupił. Była wielka i okazała, ale krzywa. Teraz jak kupujemy z bratem to też taką wybieramy. Moja mama przychodzi i mówi: „Boże, jak krzywo stoi ta choinka”. Podziwiam oczywiście też takie choinki na bogato – z wielkimi, srebrnymi bądź złotymi bombkami.

Justyna: U mnie rodzice jeszcze nie do końca kojarzyli klimat i zawsze była jakość ponad ilość. Co roku dokupowali paczkę bombek i teraz żadne do siebie nie pasują.

Karolina: Ale to też ma swój urok.

Justyna: Jakbyś zobaczyła naszą choinkę to byś padła ze śmiechu. 

Karolina: To poproś swoje rodzeństwo, żeby wysłali zdjęcie. Chcę zobaczyć. Nasza jest piękna, chociaż ktoś mógłby stwierdzić, że jest dziwna. 

Zadałam Ci to pytanie, a sama nie wiem co odpowiedzieć. Myślę, że moją ulubioną tradycją jest cały przedświąteczny klimat i czas oczekiwania. Ulubioną rzeczą jest też moment, w którym ktoś otwiera prezent ode mnie. Uwielbiam dawać prezenty. Jak wiem, że jest przemyślany, to nie mogę się doczekać aż zobaczę reakcję danej osoby. 

A masz jakąś znienawidzoną tradycję? W sumie po co pytam. Sprzątanie!

Justyna: Sprzątanie przed świętami i śpiewanie kolęd. W sumie tyle. 

Karolina: Ja zawsze bardzo nie lubiłam dzielenia się opłatkiem dlatego, że spędzałam święta z rodziną, z którą na co dzień nie widziałam się zbyt często. Jako dziecko zawsze bardzo stresowało mnie to, że muszę złożyć życzenia wujkom. Chociaż teraz jak o tym myślę, to przecież nikt nie ma wobec nikogo oczekiwań. Wystarczy powiedzieć wszystkiego najlepszego i tyle. Ja strasznie się przejmowałam, co powiem moim kuzynom. Teraz, jak spędzam święta w bliskim mi gronie, to bardzo lubię opłatek. Jest to moment, kiedy można powiedzieć komuś coś od serca. Oczywiście ja jestem tą osobą, która najwięcej gada. Mam zawsze cały wywód do osoby, której składam życzenia. Potem rodzina czeka, bo wszyscy złożyli już sobie życzenia, tylko nie ja. [śmiech]

Justyna: Ciekawe, dlaczego masz swój podcast.

Karolina: Trochę mam gadkę. Druga rzecz, to fakt, że jak byłam dzieckiem to nienawidziłam Mikołaja – strasznie się go bałam. Dla mnie to była trauma, a u nas był zawsze. Nie wiem, czy miałaś Mikołaja?

Justyna: Ale przychodził do Ciebie Mikołaj?

Karolina: Tak, zawsze miałam fizycznego Mikołaja. Był nim jakiś mój wujek, sąsiad albo dziadek. (Przepraszam wszystkie dzieci, które tego słuchają.) W każdym razie było to dla mnie traumatyczne przeżycie, bo zawsze bałam się obcych mężczyzn. [śmiech] Doprowadzało mnie do drgawek, to, że ktoś wtedy przychodził. Miałam też dużo kuzynów. Zawsze była nas 5 lub 4 – robiło się więc fun dla dzieci. Mieliśmy takie „cudowne” tradycje, żeby przed dostaniem prezentu coś wyrecytować albo zaśpiewać. Przez to, przed otrzymaniem prezentu mdlałam wewnętrznie. Bardzo nie lubiłam wystąpień publicznych jak byłam malutka. Mega mnie to stresowało. Teraz śmieszna rzecz. Nazywałam Mikołaja „Kupkaj”, nie wiem czemu [śmiech]. Potem Mikołaj odszedł, natomiast została trauma opłatka i mówienia życzeń osobom, których nie znam. 

Justyna: Za opłatkiem w sumie też średnio przepadałam. Ale to dlatego, że barszcz już stygł. [śmiech]

Karolina: Jecie coś od rana czy pościcie?

Justyna: Raczej jemy mało. Na zasadzie: „nie dotykaj, to na święta”. 

Karolina: Ja mam tak, że wiem, że będzie dużo dobrego jedzenia i chciałabym się od rana przegłodzić.

Justyna: O której zazwyczaj zaczynacie Wigilię?

Karolina: Teraz jak mamy jedną Wigilię to jakoś o 18.00. To taka obiadokolacja. 

Justyna: U nas dopiero jak jest pierwsza gwiazdka. 

Karolina: Czyli o 16.00.

Justyna: Tak. [śmiech]

Karolina: Ja bym wolała chyba o 16.00. Jak masz tyle dań, to ma to większy sens, bo rozkłada się w czasie. Raz jak mieliśmy o 19.00 to ostatnie danie skończyliśmy chyba o północy. Jest to bardzo długie okno żywieniowe. [śmiech]

A jak u Ciebie z Mikołajem? Jak on istniał w Twoim świecie/głowie?

Justyna: Mama wychodziła, a potem przynosiła worek z prezentami, mówiła, że spotkała Mikołaja i kazał jej to przekazać. Przez to, że moi rodzice byli wychowani na wsi to mamy zupełnie inny świat, w którym dorastałyśmy. Moi rodzice nigdy nie wydawali dużo pieniędzy. Nie mamy tradycji obdarowywania się wielkimi prezentami np. PlayStation. Jako dziecko dostawałam prezenty takie jak słodycze, kolorowanki i mandarynki. Czasami może jakąś lalkę, jak byłam młodsza. Były to prezenty w stylu skarpetki i dezodorant. Moi rodzice nie kupowali książek. Były to prezenty, których byś nie chciała raczej dostać. Ale jak byłam dzieckiem to i tak to lubiłam. Przez to, że moi rodzice nie byli wychowani w kulturze konsumpcji, zawsze dostawaliśmy jeden, mały, skromny prezent. 

Karolina: Zwłaszcza jak ma się 6 dzieci.

Justyna: Tak. Trudno jest kupić każdemu konsolę lub telefon. Nas cieszył każdy mały prezent. Nie było festiwalu konsumpcji, ale mama zawsze dbała o to, żeby każdy coś dostał. Przez ostatnie 3 lub 4 lata wychodzimy z nową inicjatywą. Jakiś czas przed Wigilią losujemy, kto komu ma kupić prezent. Przez to, że mam też młodsze rodzeństwo, które w momencie wymyślenia tego pomysłu miało 12 lat (teraz już 16) ograniczaliśmy budżet do 100 zł. To drobne upominki. Często robiliśmy sobie jajcarskie prezenty w stylu wałek lub śmieszny T-shirt. Czasami pisaliśmy też listę prezentów, żeby nie dostać czegoś, czego nie chcieliśmy. Mój brat chciał torbę na zakupy z zebrą i ją dostał. Zazwyczaj były to zabawne prezenty, ale nigdy drogie. Nie było to złoto ani biżuteria.

Karolina: W miastach dzieciom się daje złoto. [śmiech]

Justyna: Samochody, hulajnogi. Nie wiem co się daje na święta. U mnie zawsze było skromnie i bardzo podobała mi się tradycja Secret Santa. Dziwiłam się zawsze czemu ludzie martwią się prezentami, chodzą po tych sklepach i kupują jakieś bzdety. Mi się podobało to, że kupuję tylko jeden prezent. 

Karolina: Dla mnie to straszne. Mówiłam już o tym jak rozmawiałam z moją mamą. Ludzie podchodzą do kupowania prezentów ze stresem i niechęcią. Robią z tego wielki problem. Zawsze się nad tym zastanawiam. Przecież powinno chodzić o to, żeby dać komuś coś od serca. Pomyśleć o tej osobie i dać jej prezent, który jest przemyślany. A jeżeli nie przychodzi nam nic do głowy, to może nie jest to osoba, której powinniśmy coś kupować. Warto pamiętać, że nie musi być to coś materialnego. Może ta osoba ucieszy się jak upieczesz jej chleb albo zorganizujesz jakąś atrakcję. Cały czas ubolewam nad tym, że podchodzimy do prezentów tak obowiązkowo i przedmiotowo. Media wykreowały to, że dzieci cieszą się na święta, nie dlatego, że spędzają czas z najbliższymi, tylko dlatego, że dostają prezenty. Ja też jestem tego ofiarą. Zostałam wychowana w oczekiwaniu na Mikołaja i dostawałam super prezenty.

Justyna: Co się dostaje w mieście?

Karolina: Dostawałam na pewno telefony, gry komputerowe, keyboard. Największy prezent jaki kiedykolwiek dostałam to aparat, lustrzanka. Zawsze dostawałam mnóstwo prezentów. To od jednej cioci, to od drugiej, od dziadków, rodziców. Były też jakieś ciuchy. Teraz już dokładnie nie pamiętam.

Justyna: Brzmi jak złoto. [śmiech]

Karolina: W przeliczeniu to jak złoto. Powiem więcej – jak za zboże. [śmiech] Pamiętam, że moja babcia przynosiła ze sklepów gazetki z ofertą zabawek i wtedy zaznaczałam w kółko co bym chciała dostać. Ja pisałam „K”, potem mój brat dopisywał „J”. Moim marzeniem zawsze była rozkładana kuchnia albo wielki domek dla lalek. Potem wymyśliłam sobie krosno do tkania. Dostałam je, ale nigdy go nie użyłam i nawet nie wiem, gdzie ono jest. Zawsze marzyłam patrząc na te gazetki i coś tam się spełniało. Nie była to jednak jakaś wielka obfitość, bo zawsze pamiętałam co dostałam. Zawsze była jedna większa rzecz, która mnie ekscytowała. Pamiętam, że jak dostałam telefon to byłam w szoku.

Justyna: A to było tak, że Ty poprosiłaś o ten telefon?

Karolina: Tak, zawsze pisałam list do Mikołaja. Jak dostałam keyboard, to też byłam w szoku. Zawsze bardzo doceniałam te większe prezenty. Byłam też zdziwiona, bo nigdy do końca nie wierzyłam, że to się wydarzy. 

Czy masz taki prezent, który był Twoim ulubionym?

Justyna: W zeszłym roku był taki prezent, ale to dlatego, że o niego poprosiłam. Był urodzinowo-świąteczny, więc przekroczył trochę budżet.

Karolina: To było coś do kawy?

Justyna: Tak, sama sobie to zamówiłam. To jest ekstra, bo nie lubię, kiedy ktoś kupuje mi coś, czego nie potrzebuję. Staram się ograniczać takie sytuacje, więc zawsze komunikuję. Jestem minimalistką. Nie potrzebuję nowych rzeczy. Powiedziałam więc mamie, że chcę coś do robienia kawy, a ona kazała mi to sobie zamówić. Kupiłam aeropress, młynek ręczny i jakąś kawkę. To był super prezent. Chodziłam całe święta i cieszyłam się, że to mam.

Karolina: To ciekawe. Niby jest w tym dużo racji, ale dla mnie nie do końca jest to fajne. U mnie mama bardzo egzekwowała to, żeby nie dawać sobie na święta pieniędzy. Z drugiej strony, kupowanie komuś rzeczy, które się mu nie spodobają też jest bez sensu. Ja wielokrotnie dostałam prezenty, które mi się nie podobały. Mam tak, że o tym mówię. Nie potrafię cieszyć się z rzeczy, która mi się nie podoba. Teraz mam do siebie wyrzut, że robiłam dziwną minę, jak dostałam piżamę, która mi się nie podobała. Wybrałam wtedy inną drogę – robienie listy. Jest to mało romantyczne i poniekąd smutne. Z drugiej strony jestem totalną idealistką (talenty Gallupa) i głęboko wierzę w to, że jeżeli nam na kimś zależy, to jesteśmy w stanie wymyślić fajny prezent, tylko trzeba w to włożyć pracę. Uważam, że prezenty dopasowane do nas, niezależnie od wielkości są najfajniejsze. Nie pamiętam najlepszego prezentu, chociaż bardzo cieszyłam się z tego keybordu. Teraz najbardziej cieszę się z herbaty, super książki, kapci lub skarpet. Są to rzeczy, które zużywam i na pewno mi się przydadzą. Super prezentem, który dostałam w ubiegłym roku, na Secret Santa – wśród obcych ludzi, była adopcja rysia. Miałam certyfikat, że ryś jest dzięki mnie uratowany. Wydaje mi się, że jak jesteśmy z kimś blisko, to trzeba słuchać przez cały rok. Mam u siebie w notesie listę. Zapisuję w nim pomysły na prezenty dla najbliższych mi osób, w momencie, kiedy wpadają mi to do głowy. W tym roku kupiłam mamie (która mam nadzieję, tego nie słucha) suszarkę do sałaty. Od dawna wiedziałam, że chce coś takiego kupić. Moja mama zwraca uwagę na to skąd pochodzą produkty i stara się ograniczać plastik. Z sałatą jest często problem, bo jest niefajna i mokra. Najlepiej byłoby kupić taką wymieszaną w opakowaniu, ale nie jest to zbyt przyjazne dla środowiska. Może nie jest to prezent romantyczny, ale na pewno praktyczny. W zeszłym roku dostałam gofrownicę, bo moja mama słuchała, gdy mówiłam, że marzy mi się, żeby robić własne gofry. Było mi przemiło. Dwa lata temu dostałam air fryera, czyli smażarkę powietrzną. Smaży ona jedzenie gorącym powietrzem.

Justyna: Mojej mamie kupowanie prezentów sprawiało zawsze dużo problemów. Wiesz, że ja nienawidzę robić problemy innym ludziom. Pomagałam więc kupować jej prezenty dla innych osób. Wiem, że czasami chciała mi kupić biżuterię na urodziny. Mówiłam jej wtedy, że nie potrzebuję. Raz dostałam blender i to było super. Wiadomo, fajnie by było, gdyby zawsze były to prezenty idealistyczne. Mam tak z moimi przyjaciółmi. Kiedy mają urodziny, staram się stanąć na głowie i zrobić dla nich coś fajnego. Czasami zabieram kogoś na obiad. Pamiętam, że z okazji Twoich urodzin byłyśmy chyba na vegan ramenie. Nie był to wielki prezent, ale…

Karolina: Dla mnie wielki, kocham.

Justyna: Też chciałabym, żeby ktoś zabrał mnie na obiad i zapłacił za mój ramen. Byłabym wtedy przeszczęśliwa, bo bylibyśmy tam razem. Moim przyjaciółkom np. Ani dałam na urodziny voucher. Poszłam do kawiarni, w której co prawda ich nie sprzedawano, ale powiedziałam, że moja przyjaciółka lubi pić u nich kawę i zapytałam, czy przygotują mi taki voucher. Udało się. Zapłaciłam za 10 kaw i go dostałam.

Karolina: Cudownie, że to mówisz. Dostałam ostatnio dużo pytań, a propos pomysłów na prezenty zero waste. To co powiedziałaś idealnie się w to wpasowuje. Warto obdarowywać się rzeczami, które są nienamacalne, ale są doświadczeniami – np. wspólne wyjście do jakieś fajnej restauracji. Mój brat kupił mi voucher (którego jeszcze nie zrealizowaliśmy) do restauracji w stylu fine dining. Jest to coś, na co nie pozwoliłabym sobie na co dzień, bo raczej nie chodzę do bardzo eleganckich knajp. Przeżycie czegoś takiego razem jest ekstra. Może też być np. lot na paralotni. Kuba dał mi też pierwsze zajęcia nurkowania z instruktorem. Dobrym pomysłem może być subskrypcja netflixa lub spotifya. Takie rzeczy, na które często szkoda Ci kasy, a ktoś zapłaci za to raz i nie jest to jakaś wielka kwota w skali roku. 

Justyna: Myślę, że to jest super. Pamiętam, że ostatnio była okrągła rocznica urodzin mojego taty i kupiliśmy mu lot awionetką. Tato był zachwycony. Dla niego to było jedno z większych przeżyć. Mój brat to nagrał, a tato wrzucił oczywiście sobie na Facebooka i pokazywał później wszystkim sąsiadom. Prezenty są ekstra, kiedy robimy coś razem. Najfajniejszym prezentem, który komuś dałam to wyjazd do Wenecji (z moją mamą). Zadzwoniłam, powiedziałam wszystkiego najlepszego – kupiłam bilety do Wenecji. Nie przepadam za materialnymi prezentami i mam problem, żeby coś komuś kupić. Chyba, że ktoś wspomniał ostatnio o jakieś książce. Lubię też dawać dobre kawy, jeśli wiem, że ktoś je pije. Czasami piekę też pierniczki, ozdabiam je lukrem i piszę na nich imię danej osoby. 

Karolina: Jako prezent zero waste, można kupić też książkę na kindle’a albo ebooka. 

Justyna: Dokładnie. 

Karolina: Na przykład nasze ebooki. [śmiech] Są bardzo fajne. U Ciebie na stronie są też jadłospisy. Komuś może być szkoda pieniędzy, żeby kupić je sobie samemu. Jest to fajny prezent niegenerujący odpadów.

Justyna: Ktoś mógłby się zastanowić czy kupienie jadłospisu, nie jest jakąś aluzją. [śmiech]

Karolina: Stara dostałaś dezodorant. [śmiech] Ludzie używają jadłospisów, żeby się inspirować do przygotowywania pełnowartościowych posiłków. 

Justyna: Ebooki przepisowe to świetny pomysł. Zazwyczaj na moje urodziny, moi przyjaciele zrzucali się na jakiś jeden większy prezent. Ostatnio dostałam airpodsy. Bardzo je chciałam, ale szkoda było mi na nie kasy. Rok wcześniej dostałam kindle’a, którego wtedy za bardzo nie chciałam, a teraz nie wyobrażam sobie bez niego życia. W Azji czytałam książki na komputerze i moja przyjaciółka o tym wiedziała. 

Karolina: To jest okropne dla oczu. 

Justyna: Wtedy nie myślałam o tym za dużo. Kupiłam ten bilet spontanicznie i nie wzięłam książki, więc czytałam je na kompie. Nie pomyślałam jednak o tym, żeby kupić kindle’a. Jak wróciłam z tej podróży to go dostałam. Lubię przemyślane prezenty. Fajnie jak ktoś rzeczywiście Cię słucha i da Ci coś fajnego. Mimo to, najbardziej lubię wspólnie spędzony czas. Nie jestem materialistką. Nie lubię ciuchów ani kosmetyków. 

Karolina: Prezent, który organizuje nam wspólny czas – np. gra planszowa. Nie jest zero waste, chociaż można kupować z drugiej ręki. Mam wrażenie, że jest bardzo dużo osób, które sprzedają rzeczy w internecie. Gra i tak jest używana. Moja scrabble wyglądają tragicznie, ale nie potrzebuję nowych. Parę lat temu kupiłam bardzo fajną grę Taboo i graliśmy w nią przez całe święta. Była to inwestycja w czas razem, pomimo, że moja rodzina nie jest jakoś super „planszówkowa”. Moja druga ulubiona gra to Cluedo. 

Nasze podejście do prezentów podziela marka Allegro, która jest partnerem dzisiejszego odcinka. Podczas kupowania i wymyślania prezentów dla najbliższych warto zastanowić się, czy będzie to inwestycja we wspólnie spędzone chwile. Allegro przygotowało na swojej stronie tzw. kalkulator czasu. Polega to na tym, że zaznaczamy, ile czasu chcielibyśmy spędzić z konkretną osobą. Na przykład 3 godziny z babcią albo godzinę z bratem. Wyszukiwarka proponuje nam prezent, który nam to umożliwi. Dzięki temu łatwiej i sprawniej znajdziemy inspiracje na wartościowy upominek, który podaruje nam to co najważniejsze, czyli czas z ukochaną osobą. Przyznam szczerze, że całkiem genialne. Po więcej informacji zajrzyjcie do opisu, a my wracamy do rozmowy.

Justyna: Fajnie jest kupić prezent, który sprawi, że będziecie robić coś razem. Teraz nie przychodzi mi nic takiego do głowy.

Karolina: Mi przychodzą do głowy takie, których nie możemy robić razem, ale są zero waste – np. wyjścia do SPA, kosmetyczki, fryzjera lub na masaż. To są to potrzeby pierwszego rzędu, więc zazwyczaj je odkładamy. Pamiętam, że wiele razy dostałam voucher do SPA. Raz poszłam na masaż, raz na paznokcie. To rodzaj prezentu, dzięki któremu czujemy się wyjątkowi. Dodatkowo nie generujemy śmieci. Moja mama kupiła mi i mojemu bratu (chyba właśnie na święta) masaż dla par. To było bardzo śmieszne. Każdy z nas miał swoje łózko i Panie Balijki masowały nas przez godzinę. Kazali nam założyć jednorazową bieliznę. Mój brat w tym wdzianku… Mieliśmy z tego taką pompę.

Justyna: Wiedzieli, że jesteście rodzeństwem?

Karolina: I don’t care. Nie leżeliśmy razem na jednym łóżku, tylko równolegle na dwóch. To był super ubaw, bo w życiu byśmy się nie wybrali z Kubą na masaż. Zrobili nam tam herbatkę, a potem poszliśmy jeszcze do babci. Cały dzień dla rodzeństwa. To może być fajny pomysł dla rodziców, żeby zjednać siostry i braci.

Czy masz swój wymarzony prezent?

Justyna: Pokój na świecie? Koniec pandemii?

Karolina: I zapasy kawy.

Justyna: Nie mam wymarzonego prezentu. Przez to, że nie byłam wychowana w duchu konsumpcjonizmu i prezenty były tylko małą częścią całych świat, to nigdy nie miało to dla mnie większego znaczenia. Wymarzonym prezentem mogłoby być wspólne wyjście do restauracji, dobra kawa, wyjazd. Zależy od budżetu. Mam nadzieję, że moi przyjaciele będę osiągać i zarabiać coraz więcej, a dzięki temu będziemy mogli kupować sobie wzajemnie wyjazdy.

Karolina: U mnie też zawieje banałem, ale dla mnie najważniejsze jest to, żeby w trakcie świąt była dobra atmosfera. Jest to czas który intensywnie spędzamy z bliskimi i to może być piękne i cudowne. Jednak tak jak mówiłyśmy, często może nas to triggerować i powodować starcia. Szczególnie, kiedy non stop siedzimy razem. Wiadomo, jak to jest. Kochamy się strasznie, ale różnie bywa. Jestem zwolenniczką konfrontacji. Kłótnie są potrzebne. Jestem z rodziny, która bardzo dużo rozmawia i nie ma tematów zamiatanych pod dywan. Mimo to, często bywa tak, że wszyscy mają niby to dobre intencje, a nagle wychodzi sytuacja totalnie z kosmosu. Zawsze życzę sobie i bliskim miłej atmosfery. Robimy to wszystko po to, żeby było fajnie. Żeby wszyscy byli zadowoleni, żeby odpocząć i nie robić sobie dodatkowych stresów. Dla mnie to wymarzony prezent, taki chill. Myślę sobie, że jak przyjeżdżam do domu, to chcę mieć święty spokój. Wysyłam to do wszechświata. Jestem pewna, że w tym roku tak będzie.

Chciałabym Ci powiedzieć, że gdzieś w połowie pytań, były takie o jedzenie, więc je dokończmy. Powiedz mi, jaka jest Twoja ulubiona potrawa świąteczna?

Justyna: Barszcz.

Karolina: A z czym jest ten barszcz? Ja kocham barszcz z krokietem. Jak byłam mała i jeździłam w góry, to zatrzymywaliśmy się w karczmie i zawsze jadłam barszcz z krokietem albo kołdunami. Tylko to danie nie kojarzy mi się z Wigilią.

Justyna: Co to są kołduny?

Karolina: To są takie małe pierożki. 

Justyna: A to nie są uszka? 

Karolina: To jest podobne. W różnych częściach Polski nazywa się to inaczej.

Justyna: Zawsze jak byłam mała to był czysty barszcz, bez niczego. Później powiedziałam mamie, że musimy zrobić uszka z kapustą i grzybami.

Karolina: Muszę Ci przerwać. Czy po tym, jak kilka lat temu wprowadzano zasadę, że na Wigilii można jeść mięso, Twoja rodzina zaczęła je jeść?

Justyna: Nie.

Karolina: No właśnie. Dla mnie to jest prawdziwa tradycja i coś osadzonego w wierze. Ktoś zadecydował kilka lat temu, że dla gospodarki będzie lepiej jeść w ten dzień mięso. Dla mnie to absurdalne. Osoba, która podażą za tradycją, powie nie. Tradycją jest to, żeby się od tego wstrzymywać. 

Justyna: U mnie się nic nie zmieniło, jeśli chodzi o jedzenie. Nie wprowadziliśmy żadnych nowych twistów, boczniakowych śledzi itd. Jemy bardzo tradycyjnie. Tylko właśnie te uszka. Moja mama nigdy ich nie robiła, a nie kupujemy też gotowego jedzenia.

Karolina: My też nie, a bardzo dużo osób tak robi. Nie hejtuję tego, bo wiem, że są osoby, które nie mają czasu.

Justyna: Ja czasami myślę sobie, że kupilibyśmy te uszka i tyle.

Karolina: Zwłaszcza, że fajne knajpy sprzedają cateringi. W tym roku szczególnie ważne jest wspieranie gastro. Jeżeli nie chcecie gotować, to nie kupujcie w sklepach gotowego badziewia, tylko kupujecie od restauracji. 

Justyna: Później nauczyłam się robić uszka sama. Okazało się, że jest to proste i od tamtej pory jest to moje ulubione danie. 

Karolina: Dlatego tak smakuje Ci barszcz. Wydaje mi się, że bez uszek jest mało ekscytujący. Z czym są te uszka?

Justyna: Z kapustą i grzybami. Robimy pyszny farsz z prawdziwych grzybów. Bardzo lubię też pierogi z kapustą i grzybami. Moja mama robi je tylko raz w roku. Są wyjątkowe i najlepsze na świecie. Najpierw są ugotowane, a później je podsmażamy. Kolejna rzecz to śledzie w occie z cebulą, ale bez oleju.  Nie lubię śledzi w tłuszczu i nie znoszę tych pomidorowych. Mamy też dużo smażonych ryb, ale ja za nimi nie przepadam. Mamy dorsza, karpia, suma. Moi rodzice i rodzeństwo bardzo lubią ryby. Ja spróbuję kawałek, ale bardziej wolę te pieczone. Ryby po grecku nie lubię.

Karolina: W życiu nie miałam na świętach ryby po grecku. Zawsze zdejmowałam w szkole tę marchewkę i prosiłam o samą rybę. 

Justyna: Lubię kutię, bo lubię mak.

Karolina: Właśnie, przejdźmy do deserów. Kutia jest jako deser?

Justyna: Chyba tak.

Karolina: U nas zawsze jest zupa grzybowa, którą robi moja babcia. Nie jestem jej wielką fanką, bo jest mocna i wytrawna. Wolę taką zabielaną, którą jadłam zanim przestałam jeść nabiał. Kocham pierogi z kapustą i grzybami. Moja babcia zawsze robiła je w wersji wegańskiej, bez jajka. Bardzo na nie czekam, bo chcę je jeść tylko raz w roku. Jak przeszłam na weganizm, to moja babcia zawsze robiła pierogi z kapusta i grzybami jak przychodziliśmy do niej na obiad. Powiedziałam jej jednak, żeby tego nie robiła, bo chcę mieć je tylko na święta. Kochana babcia posłuchała. Mój brat zjadała je natomiast przez cały rok. Ja generalnie lubię robić sobie bowle. Więc to, że jemy te wszystkie potrawy po kolei, jest poza moja strefą komfortu. Najbardziej lubię, że po zupie wjeżdżają pierogi i kapusta z grochem, którą kocham. Moja mama robi najlepszą. Masz to danie u siebie?

Justyna: Nie. 

Karolina: Wiem, że w różnych częściach polski, są różne wariacje na temat kapusty. Kapusta z grochem jest przepyszna, chociaż nie lubiłam jej całe życie. Odkąd jestem weganką zmieniło mi się wszystko. Do tego mamy różne śledzie z boczniaków. Robi je moja mama i są bajeczne. W zeszłym roku po raz pierwszy zrobiłam selerrybę i kutię. Zrobiłam ją z amaretto i była pycha, mimo, że nie lubię deserów z alkoholem. 

Justyna: Przypomniałam sobie. Moją ulubioną rzeczą są takie drożdżowe pierogi. Jako że bardzo lubimy robić rzeczy od zera, to mój brat z Poznania – Eryk, robi sam ciasto francuskie. Trwa to 12 godzin. Do tego dodajemy farsz z kapusty i grzybów. To jest tak dobre! Pierożki na cieście francuskim. 

Karolina: Obiad świąteczny jest najczęściej u nas. Wtedy jest cały wegański i nikt się nie musi stresować, że zaprasza wegan. [śmiech] 

Moja babcia robi barszczyk z farszem grzybowym w cieście francuskim. To jest pyszne. Nie kojarzy mi się jednak ze świętami, tylko z babcią. Wydaje mi się, że niczego nie pominęłam. Nie mamy klusek z makiem. Jest dużo a la śledzi. Polecam wszystkie z Jadłonomi. Jeśli chodzi o słodkie, to od lat jest wegańskie trio. Po pierwsze piernik pomidorowy. To brzmi dziwnie, ale smakuje w 100% jak prawdziwy piernik. Średnio lubię pierniki, ale robię go co roku, bo ma 4 składniki i wychodzi w każdych warunkach. Robiłam go w Madrycie, gdzie nie miałam wszystkich składników ani blendera i wyszedł super. Drugie ciasto to orzechowiec z kremem – najlepsze ciasto na świecie. Żyję cały rok po to, żeby go zjeść. Trzecia rzecz to makowiec. W tym roku będę testować po japońsku z Jadłonomi. Zazwyczaj robiłam ten surowy z twojego przepisu.

Justyna: On nie był do końca surowy, bo był na gotowanej kaszy jaglanej.

Karolina: Tak, ale był bez pieczenia. Nienawidzę normalnego makowca, takiego rolowanego. Nie lubię drożdżowych rzeczy. Lubię jeszcze seromak. Inne tradycyjne ciasta po prostu wyparłam. [śmiech] Moja ciocia robiła kiedyś kruche rogaliki. Były albo z kapustą i grzybami, albo z jabłkiem. Uwielbiałam je. Dodatkowo, były z lukrem i orzechami laskowymi. Od jakiegoś czasu nie ma ich już jednak na święta. Mój numer jeden to orzechowiec, a z dań wytrwanych to wszystko po trochu. Wolę chyba obiad świąteczny, bo wtedy robimy strogonow, zapiekane ziemniaki, grillowane brukselki, kapustę modrą, fasolkę w piwie. Takie różne fajne, świąteczne wegańskie odkrycia. To ekscytuje mnie bardziej niż wigilijna uczta. 

Justyna: Jeśli chodzi o słodkie rzeczy, to zawsze robiłam dużo różnych ciast. Teraz mi się odmieniło i nie mam już na nie ochoty. Lubię za to pierniczki. Robimy je miesiąc wcześniej. Są kruche i polane lukrem. Czasami zjem też jakiś dobry sernik. Ostatnio zrobiłam sernik mango z książki Lubię. Był przepyszny. Za piernikiem też nie przepadam. Jeśli chodzi o słodkie, to powtórzę się i powiem mandarynki! Mój tato kupuje 5-kilogramową skrzynkę i zjadamy to w 3 dni świąt.

Karolina: Mi się to w ogóle nie kojarzy ze świętami. Zimą zawsze są mandarynki.

Justyna: Chyba, że jesteś z miasta. Dzieci ze wsi mają mandarynki tylko w święta, więc zawsze mi się to z tym kojarzyło. Przed świętami nie można było ich dotykać.

Karolina: Przyszło mi do głowy dodatkowe pytanie. Czy jest coś, co chciałabyś wprowadzić do tradycji świątecznych? 

Justyna: Chciałabym żebyśmy zawsze spotykali się u moich rodziców, nawet wtedy, kiedy rodziny się rozrosną. Wiadomo, w dorosłym życiu nie jest to takie proste. Oprócz tego chciałabym, żeby każdy przywoził potrawę, którą umie robić najlepiej. Byłaby to fajna tradycja. Moja mama nie musiałaby gotować wszystkiego sama. Robiłaby tylko swój zajebisty barszcz. Ten barszcz robi się tak, że 3 dni wcześniej kroi się buraki, zalewa się je wodą, dodaje cebule, czosnek i to tak stoi. Wszyscy kochamy ten barszcz i jest tylko raz w roku.

Karolina: Ja u siebie w domu mam nawet zakwas na barszcz, który zrobiłam na warsztatach jakieś dwa miesiące temu. Może zrobimy w tym roku nasz pierwszy barszcz. Zainspirujesz mnie. 

Ja chciałabym wprowadzić tradycję robienia sobie grupowego zdjęcia, po to, żeby mieć co roku zdjęcie w pełnym składzie. Bardzo lubię zdjęcia i aranżowanie albumów. Moja babcia też taka jest, natomiast moja mama nigdy czegoś takiego nie robiła. Mamy dużo albumów, ale ogarniał to bardziej tata. W ostatnich latach, wszystkie rodzinne zdjęcia jakie mamy (od 10 lat mniej więcej) wywoływałam ja. Nie ma takiej osoby, która egzekwowałaby łapanie tych momentów, żeby wszyscy się ustawili i zrobili wspólne zdjęcie. Byłaby to piękna pamiątka pokazująca jak wyglądamy, w jakim jesteśmy składzie, jakie mamy włosy i jak jesteśmy ubrani. 

Justyna: Ustawiacie się w tym samym miejscu itp.

Karolina: Jest to coś co bardzo chciałabym wprowadzić. Na koniec chcę Ci życzyć żebyś miała naprawdę dobre święta. Żebyś spędziła ten czas myśląc o tym, w jak pięknym miejscu jesteś. Żebyś połączyła się z rodzinką i miała cudowną grupę ludzi wokół siebie. Uważam, że jeszcze nie raz spędzisz święta z rodzina. Zawsze to jakieś nowe doświadczenie, które skłoni Cię do refleksji. Być może za rok, będziesz jeszcze bardziej doceniała to, że jesteś na święta w domu.

Justyna: Zawsze to jakieś nowe doświadczenie. Każdego dnia doceniam to, że tu jestem. Jest 2020 rok, a my jesteśmy na Teneryfie – to nie jest oczywiste. Nigdy nie patrzę na sytuację z negatywnej strony. Staram się dostrzegać te pozytywne aspekty. Dziękuję Ci bardzo za twoje życzenia. Ja życzę Tobie dobrej atmosfery w święta. 

Karolina: Dziękuję! I dziękuję, że poświęciłaś tyle czasu na rozmowę, w naszym bardzo napiętym grafiku na Teneryfie. [śmiech] Cudownie było Cię gościć po raz kolejny. Wierzę, że spotkamy się niedługo. Jak będziemy kiedyś słuchać tego nagrania, to zobaczymy co się zmieniło. Jestem bardzo podekscytowana.  

Justyna: Jestem bardzo ciekawa. Może porozmawiamy wtedy o naszych różnicach. Zastanawiam się nad takim tematem odcinka. 

Karolina: W najbliższym czasie będę u Ciebie. Można to zapowiedzieć.

Justyna: Tak, będziesz.

Karolina: W takim razie nie mogę się już doczekać. Jeszcze raz dzięki i do usłyszenia.

Justyna: Do usłyszenia. Część!