PODCAST #123 moje odkrycia 2020 i intencje na Nowy Rok

PODCAST #123 moje odkrycia 2020 i intencje na Nowy Rok

Zapraszam Was do wysłuchania solowego odcinka specjalnego, w którym podzielę się z Wami tym co zainspirowało mnie w mijającym roku. Będą to rzeczy z kategorii zdrowia i wellness, jedzenia, kultury czy kosmetyków. Na koniec zdradzę Wam co planuję zmienić w 2021, czyli kilka słów o noworocznych postanowieniach. Miłego słuchania!

 

Zamów swój Codziennik:

http://karolinasobanska.com/codziennik

 

#66 Jak podsumowuję rok:

https://www.youtube.com/watch?v=kzDL_eaPmus

 

Inspiracje 2020:

 

matcha

rumianek

pizza kebap z wege przyjemności

tantamen z vegan ramen shop

naleśniki z twarożkiem z nerkowców z wegemiasto

 

olejki eteryczne

podcast #40 https://www.youtube.com/watch?v=2LCDjtAiab0

okulary blokujące niebieskie światło

https://eyeshield.pl

weekendy offline

joga w domu

https://www.youtube.com/channel/UCRZ3g1sUHp6cj87y1FE1YEQ

https://www.youtube.com/channel/UCggTpgQLXP3NKoWflFAXgEQ

 

„Big magic” Elizabeth Gilbert

„Jedz, śpij i ruszaj się” Satchin Panda

Love Life

Sex Education

Historia Małżeńska

 

Purite

Instant Beauty Mask ~ Resibo

Fabulous Face ~ Fridge

Suszarka Dyson

 

To Be Magnetic

https://tobemagnetic.com

Podcast EXPANDED

https://tobemagnetic.com/expanded-podcast

 

Test Gallupa

Teneryfa

 

Transkrypcja treści podcastu:

Historia powstania dzisiejszego odcinka jest bardzo ciekawa i liczy dobre 20 minut. Jest to materiał, który troszeczkę zapowiadałam, ale planowałam wrzucić go w następny poniedziałek, 4-ego stycznia. Stwierdziłam bowiem, że zrobię sobie świąteczną przerwę. Podczas świąt przez wiele dni nie było mnie w mediach społecznościowych i pomyślałam, że nic się nie stanie, jeśli raz nie będzie też podcastu. Doszłam do wniosku, że pod koniec roku muszę trochę wyluzować. Mam taką prawidłowość (jak zapewne wiele osób), że jak znoszę z siebie presję zrobienia czegoś, to nagle przychodzi mi to z większą łatwością i lekkością. Tak było też z dzisiejszym podcastem, czyli odcinkiem solowym. Przyznam jednak szczerze, że parę osób miało swój wkład w to, że odcinek wychodzi dzisiaj (28.12). Dostałam dużo, pełnych smutku wiadomości, spowodowanych brakiem nowego podcastu. W zeszłym roku odcinek noworoczny poświęciłam temu w jakiś sposób podsumowuję rok. Bardzo Was zachęcam do jego wysłuchania. Co prawda, nie słuchałam go ponownie, ale mam nadzieję, że dalej podpisałabym się pod tym co powiedziałam. Od wielu lat poświęcam okres świąteczny i ostatnie dni roku na autorefleksję oraz ogólną refleksję nad upływającym rokiem. W ubiegłorocznym podcaście zawarłam wszystko to, co sobie spisuję. Oczywiście zrobiłam tak i tym razem. Niezmiennie zachęcam do tego wszystkich Was. Nie tego dotyczyć będzie jednak ten odcinek. W tym #123 odcinku postanowiłam podzielić się z Wami moimi inspiracjami roku. Jest to formuła zaczerpnięta bezpośrednio z mojego kanału na YouTubie. Co miesiąc opowiadam tam o wybranych i wyjątkowych książkach, filmach, potrawach, kosmetykach – kategorii jest bardzo dużo. Zawsze co roku robię też całoroczne podsumowanie. Doszłam jednak do wniosku, że forma filmowa jest zdecydowanie za krótka, ponieważ po pierwsze bardzo lubię mówić (dlatego mam podcast!). Po drugie wierzę, że z chęcią dowiecie się co ciekawego mnie zainspirowało i mam nadzieję zainspiruje też Was w tym nadchodzącym roku. Wszystkie rzeczy są wciąż aktualne. To będzie pierwsza część tego podcastu. W drugiej części powiem Wam trochę o moich postanowieniach noworocznych. Nie miało być tutaj za dużo prywaty związanej z dzieleniem się moim podsumowaniem roku, myślę jednak, że wspólna dawka motywacji nikomu nie zaszkodzi. 

Przyznam Wam szczerze, że forma solowa jest dla mnie mało komfortowa. Przywykłam do tego, że zazwyczaj są ze mną goście i wtedy jestem zdecydowanie bardziej zrelaksowana. Oczywiście zajmuję się wtedy aktywnym słuchaniem i prowadzeniem rozmowy. Jednak zawsze czuję lekki stres, kiedy mówię do Was sama. Postaram się to przełamać. Może będzie to jedno z moich postanowień noworocznych. Dajcie znać, czy lubicie odcinki solowe – być może potrzebuję więcej zachęty. Zależy mi na Waszym feedbacku, czy iść w tę stronę. Myślę nad tym, aby jeden odcinek w miesiącu był jakąś formą moich przemyśleń. Zostawiam to dla Was. Piszcie na Instagramie @karolinasobanskapodcast albo na YT pod odcinkiem podcastu. 

Przechodzimy do inspiracji roku. Mam nadzieję, że będzie to dla Was ciekawe, bo przygotowałam sporo rzeczy z różnych kategorii. Zacznę tradycyjnie od kategorii jedzeniowej. Mam również kategorię zdrowotno-wellnessową, kulturową, urodową i „inne” czyli rzeczy, które nie pasują do niczego. 

Pierwszym ulubieńcem i odkryciem, o którym mówiłam dużo w ostatnim czasie jest matcha i moje zaprzestanie picia kawy. Więcej o tym w podcaście #118 o zdrowych, nowych nawykach z 2020 roku. Powstał też na ten temat osobny film na YT. Nie będę więc teraz wchodziła za bardzo w szczegóły, dlaczego przestałam pić kawę. Uprzedzam, że nie przestałam pić jej w ogóle, ale nie piję jej rano. Zazwyczaj rozpoczynam moje dni od matchy, choć ostatnio i ona nie jest mi potrzebna. Matcha jest wspaniała, przepyszna i zdrowa. Działa znacznie lepiej na moje zdrowie psychiczne i fizyczne niż kawa. Odkąd piję matchę, widzę niesamowite efekty. Mój nastrój jest zbilansowany, a poziom energii stały. Przy okazji ciszę się, że z rana nie zalewam żołądka kawą. Zamawiam matchę z firmy Moya Matcha i zawsze parzę ją ceremonialnie – w specjalnej, ceramicznej czarce, za pomocą bambusowego narzędzia. Zalewam ją w proporcjach 1:1 wodą i mlekiem. Moim ukochanym jest owsiane. Jeżeli uda się je spienić jest jeszcze lepiej.

Druga rzecz to rumianek. Kiedyś nie cierpiałam jego smaku. Kojarzył mi się z chorowaniem, kiedy byłam małym dzieckiem. Wydaje mi się, że rodzice kąpali mnie wtedy w naparze z rumianku. Sama już nie wiem, ale mam jakieś dziwne przebłyski. Niemniej teraz kocham rumianek i piję go nałogowo. W tym roku pobiłam rekord spożywania tego napoju. Piję go szczególnie pod wieczór i po jedzeniu. Wycisza i koi nasze brzuszki. Jest cudowny. Lubię też koper włoski i miętę, ale rumianek zdecydowanie wygrywa. 

Kolejną rzeczą w dziale gastronomicznym, o której chciałam Wam dzisiaj powiedzieć są restauracje. Ten rok był specyficzny dla całej branży restauracyjnej. Dlatego jeżeli mamy taką możliwość, super byłoby wspierać teraz gastronomię. Z uwagi na moją przeprowadzkę do Warszawy, mogłam zaznać cudownych doświadczeń smakowych w warszawskich restauracjach. Warszawa jest niesamowitym miejscem, jeśli chodzi o roślinne dania. Jestem bardzo wdzięczna, że mogę w tym uczestniczyć. W moim plebiscycie chciałabym wyróżnić trzy potrawy.

 Pierwsza z nich to pizza. Uwaga. Ja nigdy nie przepadałam za pizzą. Kiedy byłam mała mieliśmy taką rodzinną tradycję i raz na jakiś czas zamawialiśmy polską pizzę. Moją ulubioną była 4 sery. Wiecie, jak to było z tą pizzą – zjesz dwa kawałki i padasz. Teraz swój renesans przechodzi pizza neapolitańska, którą spokojnie można zjeść całą samemu (mam nadzieję, że nie jestem tutaj sama). Pizzerią, która rozbudziła moją miłość do pizzy jest Przyjemność. Teraz już Vege Przyjemność, wcześniej Przyjemność Warszawska. Wydaje mi się, że oryginalnie pochodzi ona z Poznania. Ich pizza kebap jest kultowa. Teraz jest już w stałym menu, ale wcześniej była to pizza wakacyjna. Jest z roślinnym parmezanem, marynowaną czerwoną cebulą i krajanką sojową, czyli takim sosem pomidorowym z mielonym mięsem roślinnym. Do tego były dwa sosy majonezowe. Na to była świeża kolendra i mięta. Zdaję sobie sprawę, że te połączenia brzmią bardzo dziwnie, ale to jest po prostu poezja. Poleciłam tę pizzę bardzo wielu osobom i wszyscy mówią, że jest super. Jeżeli macie okazję to serdecznie zapraszam do spróbowania.

Drugim daniem jest słynny Ramen Tantanmen z Vegan Ramen Shop. To coś pysznego. Jest bardzo ostry, kremowy i sezamowy. Podawany z sojomięsem mielonym. 

Trzecie miejsce na pudle to naleśniki. Nie pamiętam dokładnie jak się nazywają, ale mówię na nie naleśniki ruskie, bo są z twarożkiem z nerkowców w sosie czosnkowo-koperkowym. Brzmi to wspaniale. Pomimo, że jestem po świętach to nadal bym to zjadła. Jest to danie z Vege Miasto, jednego z najstarszych wege miejsc w Warszawie. Dopiero w wakacje udało mi się tam zawitać. Dania są cudowne, a smaki swojskie. Bardzo polecam. 

Jeśli chodzi o dział jedzenia i rzeczy, które ugotowałam sama, to mam dla Was dwa odkrycia. Numerem jeden będą gofry, które mogliście oglądać w dużej ilości na moim YouTubie i Instagramie. W czasie pandemii podbiły mój rodzinny, niedzielny stół. Nawet do tej pory, zawsze, kiedy jestem w domu w niedzielę robię brunch w postaci gofrów. Przepis jest od Jarzynovej. Są to proste gofry z kaszy gryczanej, które trzeba zacząć robić dzień przed podaniem. Kasza gryczana musi sfermentować. Trzeba ją namoczyć, później zblendować i zostawić. Na koniec dodajemy do niej jogurt lub śmietanę kokosową. Są to gofry, które opanowałam do perfekcji. Wszyscy je uwielbiają. Są zdrowe i pyszne. Na pewno umiliły i osłodziły mi ten rok. 

Ostatnią rzeczą z działu gastro to kimchi, które sama przygotowywałam. Obecnie jest bardzo popularne i można je dostać w wielu miejscach. Ja jestem jednak zwolenniczką robienia domowego kimchi. Udało mi się je zrobić podczas wiosennego lockdownu. Potem powtórzyłam to jeszcze na warsztatach. Kimchi jest dobrym źródłem prebiotyków. Jest to coś bardzo zdrowego, pysznego, ostrego i prostego do przygotowania. Polecam Wam najprostsze kimchi z przepisu z Jadłonomii. Można zrobić je bez papryki gochugaru i też wychodzi super.

Tutaj zamykam pierwszy dział. Jestem trochę gapą, bo zapomniałam powiedzieć, że dla wszystkich był to bardzo dziwny i trudny rok. Mimo to uważam, że był on ważny. Dla mnie był to rok przełomowy. Wiele rzeczy zadziało się w mojej głowie i moim sercu. Mimo wszystko jestem za niego bardzo wdzięczna. Głęboko wierzę w to, że z każdej, nawet najtrudniejszej i najbardziej niesprawiedliwej sytuacji można wynieść coś dobrego. W pierwszej chwili nie dostrzegamy w tym nic pozytywnego, ale później dzięki temu się rozwijamy i stajemy lepszymi, mądrzejszymi i spokojniejszymi ludźmi. 

Następny dział, o którym chciałam powiedzieć to dział wellness. Super było wracać do różnych odkryć z tego roku, bo o wielu rzeczach już zapomniałam. Mam przeświadczenie, czas upływa mi bardzo szybko i bardzo wolno. Dajcie znać czy też tak macie. Niby niewiele się wydarzyło, a nagle marzec zmienił się w grudzień. 

To właśnie w marcu wkręciłam się w temat olejków eterycznych. Stało się to za sprawą Asi Łożyńskiej – polecam Wam podcast #40 o właściwościach i zastosowaniu olejków eterycznych. W marcu, kiedy czułam, że wisi nade mną jakieś przeziębienie bardzo pomagałam sobie olejkami. Ważną rolę odegrały szczególnie dwa z nich. Mówię o olejkach marki doTERRA. Są chyba tylko dwie znane i certyfikowane marki olejków eterycznych. Bardzo ważne jest to, żeby kupować je z dobrego źródła, aby się nie zatruć. Należy również używam je zgodnie z informacją zamieszczoną na opakowaniu. Ja stosowałam jedną kropelkę olejku na kubek bardzo ciepłej wody. Pierwszy olejek, który stosowałam to On Guard. Jest to mieszanka wzmacniająca. Stoi na straży naszego zdrowia, kiedy jest jakaś zmiana pogody, czujemy przesilenie i obawiamy się, że się zaziębimy. Kiedy czułam się trochę słabiej, brałam na łyżeczkę jedną kroplę olejku z oregano, który jest bombą zdrowia. Na niedoskonałości i wypryski mogę polecić olejek z drzewa herbacianego. Do prania zaczęłam używać olejku lawendowego. Kiedy za bardzo najadłam się pasty bezjajecznej w Wielkanoc to piłam tzw. ZenGest, czyli olejek na trawienie. To jest bardzo fajna gra słów. Chodzi o to, żeby nasze digestion, czyli trawienie było zen. Polecam serdecznie. 

Kolejnym wellnessowym ulubieńcem są okulary blokujące niebieskie światło. Można o nich posłuchać w podcaście #108. Są to okulary, które mają kolor pomarańczowy i są produkowane przez polską markę EyeShield, którą Wam polecam. Zakładamy je cztery godziny przed pójściem spać, kiedy patrzymy się na ekrany komputerów, telefonów lub telewizorów. Blokują niebieskie światło, które działa bardzo niekorzystnie na nasz organizm, ponieważ przez nie, nie zdaje on sobie sprawy, że kończy się dzień i nie przygotowuje nas do snu. Światło to nie sprzyja wydzielaniu melatoniny, w związku z tym możemy mieć problemy z zaśnięciem, a nasz organizm odczuwa zupełnie niepotrzebny stres. Jeżeli macie jakiekolwiek problemy ze snem, zrelaksowaniem się, wyciszeniem, to możliwe, że niebieskie światło od komputera robi Wam dużą krzywdę. Dla mnie był to super upgrade. Zdałam sobie sprawę, że to naprawdę działa, kiedy montując coś przed laptopem poczułam, że opada mi głowa, bo zasypiam. Podczas podcastu razem z Sebastianem robiliśmy test i okazało się, że te okulary rzeczywiście blokują w stu procentach światło niebieskie. 

Kolejną rzeczą, również związaną z technologią, tylko nieco od drugiej strony są moje weekendy offline. Jest to decyzja roku. Podjęłam ją wiosną podczas wiosennego lockdownu, kiedy bardzo przewartościowałam swoją codzienność. Postanowiłam zadbać o swoją rutynę i dlatego też odinstalowywałam Instagrama na weekendy. Z małymi przerwami robię to do tej pory. Teraz zdecydowanie bardziej rygorystycznie, ponieważ dostrzegłam jak wiele daje mi to korzyści. Mówiłam o tym w solowym #118 odcinku. Sprawiło to, że zaznajomiłam się bardziej z moją codziennością bez konieczności uwieczniania czegokolwiek. Zaczęłam dostrzegać to co jest najważniejsze. Zobaczyłam, jak to jest robić rzeczy dla samego robienia, wiedząc, że nikt na świecie się o tym nie dowie. Choć może brzmieć to abstrakcyjnie, wierzę, że wiele osób coś takiego odczuwa. Dla mnie było to szczególnie intensywne, jako że jestem twórcą. Nie mówiąc już o tym, że w czasie lockdownu wszystko działo się w internecie. Ciężko było od tego uciec. Weekendy offline bardzo mi w tym pomogły i nauczyły żyć w trybie analogowym. 

Ostatnią rzeczą z działu wellness jest joga. Była ona w moim życiu od lat, ale tak naprawdę nauczyłam się z nią żyć za pan brat dopiero w tym roku. Ćwiczę jogę z Eli Wierkowską lub MadalenaYoga, czyli Magdą Janik. Czasami ćwiczę też z aplikacją Alo Move. Mam tam dwóch ulubionych instruktorów. Jest to Briohny Smith i Calvin Corzine. Regularne stawianie się na macie stało się dla mnie wspaniałym rytuałem i czymś bez czego nie wyobrażam sobie swojej codzienności. Dzięki jodze polubiłam też ćwiczenia. Widzę duży progres. Dużo rzeczy związanych z jogą zadziało się w moim życiu. Takich dla mnie – nie mówię tutaj o żadnych zawodach i wyjazdach. Chociażby stanie na głowie lub inne nowe rzeczy, których nauczyło się moje ciało za sprawą systematycznej praktyki. Jest to coś za co będę jodze wdzięczna. Wierzę w to, że praktyka jogi, połączona z praktyką medytacji (która jest moim ulubieńcem od lat) ma ogromny wpływ na moje zdrowie psychiczne. Dzięki jogo, że jesteś!

Czas na dział kulturowy. Zacznijmy od książek.

Pierwszą rzeczą jest książka Big Magic napisana przez Elizabeth Gilbert. Jest to kobieta, która napisała Jedz, módl się, kochaj – jest to książka fabularna. Natomiast Big Magic to książka o tym, jak żyć kreatywnie pomimo strachu. Odpowiednia dla wszelkiego rodzaju artystów. Możemy jednak wypowiedzieć się górnolotnie, że w jakiejś formie artystą może być każdy z nas. Owa książka mówi o tym, że strach jest nieodzowną częścią naszego życia. Mimo to, nie powinien być powodem, aby rezygnować z marzeń. Powinniśmy działać pomimo strachu. Trzeba się z nim zaprzyjaźnić, znaleźć w sobie odwagę i mimo wszystko działać.  Jest to książka, która bardzo pozytywnie wpłynęła na moje życie, jako osoby tworzącej. Ma multum niesamowitych cytatów, inspiracji i ciekawych anegdot. Bardzo chciałabym przytoczyć Wam jeden fragment. Jest w tej książce ciekawa koncepcja mówiąca o tym, że pomysły są jak istnienia. Krążą one po świecie i szukają odpowiednich osób do tego, aby wcielić je w życie. Przychodzą do nas i pytają, czy jesteśmy gotowi. Jeżeli jesteśmy to zaczynamy działać i wprowadzać ten pomysł w życie. Jeżeli nie jesteśmy, możemy o tym powiedzieć komuś innemu i wtedy pomysł znajduje lepszego kandydata. Czasami jest też tak, że chcemy zrealizować jakiś pomysł, ale czeka on zbyt długo aż się zbierzemy i zmotywujemy, że po prostu ma dość i odchodzi do kogoś innego. Dla mnie było to bardzo ciekawe. Wielokrotnie czułam, że jakiś pomysł we mnie dojrzewa albo że mnie opuścił. Potem widziałam, że faktycznie ktoś ten pomysł zrealizował. Żeby nie zakończyć tego w takim zawieszeniu, dodam, że bardzo ważną lekcją z tego roku jest to, że nikt nie może zabrać nam naszego pomysłu, bo nikt nie zrobi żadnej rzeczy tak jak my. Jeżeli obawiamy się, że ktoś zrealizuje nasz pomysł np. napisze książkę taką jak my, to pamiętajmy, że nikt nie zrobi tego tak samo. To jest nasze i tylko my możemy być autorami. Ta książka nauczyła mnie spokoju. Jeżeli będę gotowa to stworzę coś co będzie miało sens i będzie w pełni moje, ale nie żyję w strachu, że coś zostanie mi odebrane, bo wszystko jest tak jak powinno. 

Druga książka, to pozycja, o której powiedziałam w tym roku tyle razy, że czuję się jak zdarta płyta. Temat rytmu dobowego to coś do czego czuję ogromną pasję. Cykliczność i to, aby nasze życie było jak najbardziej powtarzalne jest bardzo ważne. Oczywiście zachowując jednocześnie dużą dozę ekscytacji. Chodzi mi tutaj o stałe godziny chodzenia spać, o mniej więcej stałe godziny posiłków, w miarę jednakowe okno żywieniowe każdego dnia. Pozwólcie, że troszeczkę się spoufalę, ale w podcaście #118 gdzie mówiłam o stałych porach posiłków, miało miejsce śmieszne nieporozumienie. Powiedziałam tam, że moje okno żywieniowe trwa od 8.00 do 20.00. Po 8.00 piję kawę lub matchę, a o 20.00 jem kolację. Mówiąc to miałam na myśli, że rozpoczynam dzień kawą, potem jem śniadanie, obiad i kolację. O godzinie 20.00 to okno się zamyka. Parę osób zrozumiało, że piję kawę, potem jem kolację i to wszystko. Takie sprostowanie w razie braku komunikacji. Książka, o której chcę powiedzieć jest autorstwa Panda Satchin – Śpij, jedz i ruszaj się zgodnie ze swoim rytmem okołodobowym. Świetna pozycja popularnonaukowa. Nie jest to poradnikowe lanie wody, ale nie jest to też naukowy wywód. Jest to super połączenie praktyki i wieloletnich badań naukowych. Tyle o tym mówiłam, że wierzę, że książka będzie wszędzie wykupiona. Każdy powinien to wiedzieć – takie jest moje zdanie. 

Wydaje mi się, że w tym roku nie obejrzałam zbyt wielu seriali. Chciałabym jednak wyróżnić dwa. 

Pierwszy z nich to Love Life. Jest to serial HBO z Anną Kendrick, którą bardzo lubię. Grała ona w Zmierzchu, W chmurach. Świetna aktorka. Serial jest piękny. Opowiada życie miłosne głównej bohaterki na przestrzeni lat. Jest to strickte serial o związkach i relacjach. Bardzo dojrzały i zrobiony w estetyczny sposób. Polecam wszystkim.

Drugi serial to Sex Education. W tym roku obejrzałam drugi sezon. Uważam, że jest to serial wybitny. Życzyłabym sobie, żeby był na antenie, kiedy byłam młodsza. Jest to serial odpowiadający na wiele pytań młodości. Edukuje młodzież, a nie mydli im oczy. Tyle mogę powiedzieć jako starsza Pani 😉 

Na koniec film. Obejrzałam w tym roku bardzo dużo filmów. Były to głównie filmy z lat 80. i 90., które odgrzebywałam z moją mamą, podczas kwarantanny. Jednak film, który poruszył mnie najbardziej to Historia Małżeńska. Gra tam Scarlett Johansson i Adam Driver. To film o małżeństwie, miłości i relacjach. Bardzo prawdziwy, życiowy i trudny. Film, który jest niesamowicie zrobiony, ma przepiękny scenariusz, a gra aktorska jest iście wybitna. Z przyjemnością obejrzałabym go ponownie, bo dobrze go już nie pamiętam. Widziałam go w lutym albo styczniu. Naprawdę świetny dramat.

Następnie chciałabym powiedzieć kilka słów o produktach kosmetycznych, bo wiem, że jest wśród Was wiele kobiet, które stosują kosmetyki naturalne, nietestowane na zwierzętach i wegańskie. Temat pielęgnacji jest bliski mojemu sercu od jakiegoś czasu. 

Moim największym ulubieńcem mijającego roku jest Purite – zaprzyjaźniona marka, którą pozdrawiam całym sercem. Polecam Wam podcast #104 z Szymonem – założycielem marki. Rozmawiamy tam o naturalnej pielęgnacji. To bardzo fajny odcinek, który cieszy się niesamowitą popularnością. Nigdy w życiu nie byłam tak wierna jakiejś marce kosmetycznej. Używam ich produktów od wielu miesięcy i cały czas uzupełniam moją kosmetyczkę na te same produkty. Polecam Wam mydła do mycia twarzy. Więcej na ich temat znajdziecie we wspomnianym wcześniej podcaście. Następnie tonik. Może to być zwykły lub ten dla cery trądzikowej. Krem – u mnie zawsze Face Mousse. Jest też krem do cery trądzikowej. Są także olea. Oleum pokrzywowe na zmiany trądzikowe i nagietkowe na podrażnienia. Mam nawet płyn do dezynfekcji z Purite. Cudowna marka, która ma wspaniałe, najwyższej jakości i bliskie planecie produkty. To skąd pozyskują surowce, to w jaki sposób utylizują produkty uboczne – to naprawdę złoto i podpisuję się pod tym całym sercem.

Drugą rzeczą będzie konkretny produkt z innej zaprzyjaźnionej marki, czyli Resibo. Jest to Instant Beauty Mask, czyli maseczka. Nigdy nie rozumiałam tego, że kobiety polecają jakieś maseczki, bo ja nigdy nie widziałam pomiędzy nimi różnicy. Powiem jednak szczerze, że ta maseczka jest naprawdę super. Polecam. 

Teraz dział kosmetyków kolorowych. Choć na palcach dwóch rąk można zliczyć okazję, podczas których pomalowałam się w tym roku. Był to dla mnie rok no make-up, ale w dobrym tego słowa znaczeniu. Było tak nie dlatego, że nigdzie nie byłam, nic mnie nie obchodzi i czuję się brzydka. Tylko dlatego, że rzeczywiście polubiłam bardziej swoją wersję bez makijażu. Przeczytałam gdzieś, że kiedy się pomalujemy, to w oczach innych osób stajemy się atrakcyjniejsi od 3% do 5%. Nam często wydaje się, że jak się pomalujemy to wyglądamy od razu sto razy lepiej. Czasami więc może nie opłaca się zalepiać tak tej twarzy. Druga kwestia jest taka, że skupiłam się bardziej na pielęgnacji. Wtedy automatycznie potrzebujemy mniej makijażu. Co więcej, wydaje mi się, że moja cera była w gorszym stanie, kiedy się malowałam, bo najzwyczajniej w świecie słabo stosowałam demakijaż. Jednak, jeśli już jesteśmy przy kosmetykach kolorowych, to bardzo lubię używać lekkiego kremu BB, aby wyrównać sobie koloryt skóry. Zwycięzcą tego roku będzie mój dawny ulubieniec (jeszcze z czasów Berlina) – krem FF (fabulous face). Wspaniały produkt marki Fridge, który trzymamy w lodówce i stosujemy go tak samo jak krem BB. Wchłania się w przepiękny sposób i dopasowuje się do koloru naszej skóry. Jest lekki i daje naturalny efekt z dodatkowym kryciem. Moim zdaniem coś genialnego. 

Na końcu w dziale urody mam produkt kontrowersyjny, ponieważ jest to produkt burżujski. Zaznaczę, że dostałam ten produkt, bo raczej nie kupiłabym go bez większego przemyślenia. Jest to suszarka do włosów Dyson. Nie wiem dokładnie, ile kosztuje, ale jest to dość duża kwota. Byłam bardzo sceptyczna i zastanawiałam się co może zrobić suszarka za tyle pieniędzy. Teraz nie wyobrażam sobie bez niej życia. Jest to Airwrap, widziałam go po raz pierwszy w Stanach w zeszłym roku. Naturalnie mam włosy kręcone, których za bardzo nie lubię. Jak przystało na każdą kobietę, chcę mieć inne włosy niż mam. Chciałabym być blondynką z prostymi włosami. Jeszcze nie zaszalałam na tyle, żeby spalić je sobie rozjaśniaczem. Od długiego czasu prostowałam i suszyłam je na szczotkę, co zajmowało bardzo dużo czasu i potem miałam efekt gospodyni z przedmieści amerykańskich. Był nawet spoko. Latem jednak stałam się posiadaczką Daysna i to ułatwiło mi życie. Po pierwsze mam efekt prostszych włosów. Może nie są bardzo proste, ale na pewno prostsze niż na szczotkę. Zajmuje to tylko 10/15 minut. Dzielę sobie włosy na dwie sekcje. Podsuszam jedną końcówką, a następnie używam końcówki szczotkowej, która je prostuje. Oczywiście jeśli chcę mieć włosy idealnie proste muszę je wyprostować, ale i tak jest to ogromne odkrycie. Muszę przyznać, że dałam się rozpieścić przez ten produkt i polecam go całym sercem. 

Czas na dział Inne. Pierwsza rzecz to coś o czym chciałam powiedzieć od bardzo dawna. Chodzi o platformę To Be Magnetic. Od ponad roku mówiłam Wam o takiej babeczce – Lacy Phillips. Jest to 35-letnia kobieta, która posiada tę platformę. Zajmuje się nowoczesną manifestacją, opartą o psychologię, neuroplastyczność mózgu i pracę z energią. Zainteresowałam się jej osobą jakieś 3 lata temu. Przez długi czas słuchałam jej podcastu, ale dopiero kiedy poszłam na jej spotkanie w San Francisco, jej praca zainteresowała mnie na tyle, aby wgłębić się w to bardziej. Było to spotkanie z interesantami, na którym mnie urzekła. Dla tych którzy nie wiedzą, manifestacja polega na tym, że teoretycznie możemy sobie zmaterializować wszystko o czym marzymy. Głęboko w to wierzę, tylko zamiast robić sobie mood boardy i zachowywać się tak jakbyśmy byli już milionerami, Lacy mówi, że cały czas manifestujemy naszą podświadomością wszystko to, co się nam przytrafia. Mamy władzę nad tym, aby to zmienić poprzez pracę z naszymi traumami. Różnego rodzaju blokadami, które pojawiły się w naszej głowie i podświadomości na przestrzeni naszego życia. Wszystkie programy które mamy w swojej głowie to doświadczenia, rzeczy i obserwacje których byliśmy częścią jako dzieci. Od 0 do 7 lat jesteśmy jak gąbka. Chłoniemy wszystko co dzieje się wokół nas – zazwyczaj ze strony naszych opiekunów. Staje się to dla nas kodeksem życia i potem jako dorośli w relacjach, pracy i różnych innych sferach życia działamy na podstawie tego czego się nauczyliśmy. Dzięki takim programom jak jej, możemy przyjrzeć się temu co powoduje różnego rodzaju blokady i frustracje w naszym życiu. Dzięki neuroplastyczności mózgu i najbardziej nowoczesnym technikom psychologicznym możemy to zmienić. Jeżeli uważacie teraz, że wstąpiłam do sekty to wybaczcie. [śmiech] Nie umiem tego dobrze opisać. Mówiłam o tym trochę jako gościni podcastu u Kamy Wojtkiewicz. Być może tam wyszło to trochę jaśniej. Potraktowałabym skorzystanie z tych warsztatów trochę jak terapię. Nie powiem, że jest to równoznaczne z psychoterapią, ale techniki, które są tam zawarte są często bardzo podobne. Znajdziemy tam dużo pisania i medytacji w połączeniu z technikami hipnozy, które mają pozwolić nam przywołać wspomnienia i rzeczywiście dogrzebać się do różnego rodzaju wspomnień i traum. Po więcej zapraszam Was do Lacy. Ja po raz pierwszy zrobiłam warsztaty na jej platformie w zeszłym roku. Teraz, po pół roku znalazłam czas wiosną, aby zgłębić kolejne tematy. Choć jest to bardzo osobiste, powiem Wam, że wcześniej zrobiłam z nią warsztat Unblocked Inner Child, skupiający się na naszym dzieciństwie. Zrobiłam też bardzo trudny warsztat o nazwie Shadow, czyli praca ze swoim cieniem. Nasz cień to część nas. Każdy ją posiada, ale wypieramy ją i jej nie akceptujemy. Są to nasze najgłębsze kompleksy. Niestety, aby w pełni poczuć szczęście i rozwijać się jako człowiek i partner w relacjach, musimy się z tym cieniem zapoznać, a jest to trudne. Zrobiłam też warsztat Unblocked Love i Unblocked Money. Co ciekawe, kwestia pieniędzy i relacji jest do siebie bardzo podobna. Po więcej zapraszam Was do podcastu #109 o relacji z pieniędzmi z Asią Łożyńską. Asia zajmuje się podobnymi rzeczami co Lacy. Jeżeli chcecie polskojęzycznej manifestacji to lećcie do Asi. Natomiast ja jestem po prostu psychofanką Lacy 😉 Jedyna osoba ze świata internetowego, którą uwielbiam, podziwiam i spokojnie mogą powiedzieć, że zmieniła moje życia. Dzięki niej nauczyłam się o sobie bardzo dużo, poprawiłam swoją relację ze sobą, swoją świadomość i podwyższyłam swój komfort życia. To Be Magnetic – ogromny ulubieniec i odkrycie roku. Coś co niesamowicie odmieniło moje życie w 2019 i 2020. Jeżeli to o czym mówię ma dla Was sens i brzmi ciekawie to polecam. Zacznijcie od wysłuchania podcastu Expanded.

Kolejną rzeczą, o której chciałam Wam powiedzieć jest Test Gallupa. Test, o którym w świecie self-helpowym mówi się sporo. To test odnoszący się do talentów. Na podstawie badań naukowych wymyślono, że człowiek posiada 34 talenty. Posiada je każdy z nas, ale każdy w innej konfiguracji. Wypełniamy test, w którym odpowiadamy na 90 pytań – bardzo różnych. W stylu – „Wolisz mówić czy myśleć?”. Odpowiedź zaznaczamy na skali, skrajnie od lewej i skrajnie od prawej. Mamy chyba 6 punktów na osi i zaznaczamy najbardziej sensowną dla nas odpowiedź. Mamy na to kilka sekund, więc chodzi tutaj o pierwszą myśl. Wykonujemy ten test raz i jest absolutnie nieomylny. Nie można za wiele kombinować robiąc go. Wszystkie osoby z którymi rozmawiałam i go zrobiły są nim zachwycone – wliczając w to mnie. Test Gallupa pokazuje nam więc jakie są nasze talenty i mocne strony oraz w jaki sposób możemy je wykorzystać. Informuje też w jaki sposób możemy pracować nas swoimi wadami, które mogą wynikać z posiadania tych cech. Jest to niesamowite narzędzie do samopoznania. Dla mnie było to po prostu bardzo odkrywcze. Była to też bardzo wzruszająca historia. Jest to test, który kupiła mi moja przyjaciółka Justyna- Owsiana. Bardzo chciała żebym go zrobiła. Zrobiłam i byłam zszokowana wynikiem. Nie zdawałam sobie sprawy w jak słabej formie jest moja samoocena. Nie mogłam uwierzyć w wyniki testu. Po wczytaniu się stwierdziłam, że faktycznie to chyba jestem ja. Nauczyłam się dużo o sobie, o tym jak działam w relacjach, co mogło mi nie wyjść w komunikacji z ludźmi, w co warto iść od strony zawodowej, co warto oddelegować. To naprawdę otworzyło mi oczy i polecam każdemu. Ja mam zrobiony pełny test. Można mieć też wersję mini z pięcioma głównymi talentami. Polecam Wam zrobienie tego testu i przeczytanie całego raportu. Jeszcze bardziej polecam Wam omówienie tego testu z kimś – jakimś trenerem Gallupa. Wtedy wszystko będzie jasne, bo ta osoba wyjaśni Wam dynamikę pomiędzy poszczególnymi cechami. Polecam całym sercem.

Na sam koniec chciałabym powiedzieć Wam o podróży roku. Jestem pewnie mało obiektywna, ale kto może być obiektywny oceniając swoje własne podróże. Była to podróż życia, podróż spontaniczna, podróż wyjątkowa i niesamowicie przepełniona wdzięcznością z uwagi na okoliczności w jakich mi się przytrafiła. Jest to oczywiście podróż na Teneryfę. Nie planowałam jej, wydarzyła się z dnia na dzień i trwała bardzo długo, bo prawie 4 tygodnie. Umiliła mi ten ponury, listopadowy czas, który miałam spędzić w Polsce. Było pięknie, słonecznie i ciepło. Były najcudowniejsze widoki, czas dla siebie, joga, medytacja, pyszne jedzenie, zwiedzanie, odrobina pracy i przede wszystkim dużo wspaniałych interakcji, świetnej zabawy oraz relaksu. Jest to ogromny highlight. Nie sądziłam, że Teneryfa jest tak pięknym miejscem. Mówię to z dużą dozą pokory, ponieważ oczywiście chciałam być zawsze jak najdalej i zwiedzać wszystko co egzotyczne. Wysypy Kanaryjskie szczególnie mnie nie interesowały, zwłaszcza, że byłam na Gran Canarii przez dwa dni (świeny pomysł ;)) i zupełnie nie ciągnęło mnie w tamte rejony. Okazało się, że Teneryfa jest tak pięknym, różnorodnym miejscem. Znajdziecie tutaj jednocześnie cztery pory roku i dziesięć różnych kontynentów. Do tego widoki jak z innej planety. Było to coś wspaniałego. Spędzić czas w gronie wspaniałych ludzi w czasach izolacji, to był ogromny przywilej. Jestem za niego bardzo wdzięczna.

Chciałabym powiedzieć Wam teraz o moich postanowieniach noworocznych. Generalnie robię je od wielu lat. Pytanie czy się do nich stosuję to już osobna kwestia. Staram się jednak i wydaje mi się, że całkiem nieźle poszło mi, jeśli chodzi o postanowienia z zeszłego roku. Kluczowe w stawianiu sobie postanowień jest to, żeby były to naprawdę nasze chęci i pragnienia. Nie cudze pragnienia, nie nasze wyobrażenia o sobie, tylko rzeczy, które pochodzą z głębi serca i duszy. I chcemy, żeby z jakiegoś powodu zaistniały w naszym życiu. To pierwsza rzecz. Druga rzecz, to że muszą to być sprawy realistyczne. Jeżeli otwieram firmę i postanawiam sobie, że w tym roku zarobię dziesięć milionów, to super – możliwe, że jest to naprawdę potrzeba naszej duszy. Jest to jednak mało realistyczne. Rozmawiałyśmy o tym w #31 podcaście z Magdą Hajkiewicz o postanowieniach noworocznych i wprowadzaniu zdrowych nawyków. To muszą być rzeczy do osiągnięcia, bo inaczej szybko się zniechęcimy. 

Do pierwszej rzeczy zainspirowała mnie przyjaciółka, która jak tysiące innych osób nadaje każdemu rokowi jakieś słowo przewodnie. Może to być też zdanie. Taka mantra, postanowienie, które będzie nam przyświecało – intencja. W zeszłym roku miałam intencję self-care, ponieważ doszłam do wniosku, że dużo mówię o dbaniu o siebie i całym wellnessie, ale przez dość chaotyczne życie jakie prowadziłam, nie czułam, że jestem dostatecznie dobrą wizytówką tego o czym mówię. Postanowiłam więc, że w tym roku będę żyła tymi wszystkimi praktykami, które mnie interesują i wprowadzę te wszystkie rytuały do swojego życia. Będę dbało o siebie dla samego dbania, bo jestem tego warta. Udało się. Jestem z siebie bardzo dumna. Wszystkie rzeczy, które chciałam mieć w swojej codzienności znalazły się w niej na dobre i stały się nawykami. Nie ulega wątpliwości, że będzie to dłuższa relacja. Cieszę się!

Natomiast przechodząc do 2021, to moim słowem klucz na ten rok jest PROCES. Nie chodzi o Proces Kafki, a o robienie rzeczy dla samego robienia. Odnosząc się do talentów Gallupa (kto robił ten wie) jestem achieverem, czyli osobą, która lubi osiągać. Osobą, która przez większą część życia skupiała się na tym co już zrobiła, co wyszło, co się udało odhaczyć. Bardzo często w wielu dziedzinach mojego życia skupiam się na wyniku i celu. Dopiero teraz dojrzałam do tego, że najważniejsza jest podróż, proces. Choć wiedziałam to od bardzo dawna, to nie umiałam znaleźć w sobie przyjemności z robienia, próbowania i nieoczekiwania efektu. Wydaje mi się, że wynika to z faktu, że moja relacja ze mną bardzo się poprawiła i dorosłam do tego, że zasługuję na to, aby o siebie dbać. Teraz wiem, że jestem tak samo wartościową osobą niezależnie od tego czy osiągnę daną rzecz czy też nie. Najważniejsze jest czego się nauczę i jakie doznania będę miała podczas próbowania. Także proces, obecność i cieszenie się tym co robię dla samego robienia będzie dla mnie sporym wyzwaniem. Miałam tak na przykład z książkami. Czytałam książkę i cieszyłam się, że ją przeczytałam, a samo czytanie nie sprawiało mi w ogóle frajdy. Teraz wiem, że każde zdanie jest ważne. Można przerwać czytanie, można przeczytać od nowa, można zrobić notatki i zastanowić się jaką wartość wniosła do Twojego życia treść tej książki, a nie jaką wartość wniosło to, że masz na koncie kolejną książkę. Słabe. Łapię się cały czas na nowych pułapkach głowy. Ale grunt to dostrzec błąd i próbować sobie z nim poradzić. 

Czas na moje postanowienia. Bardzo je lubię, bo to zawsze nowe wyzwanie. Lubię czystą kartę, lubię początki. To też jest rodzaj filmu, który wrzucałam na YouTuba. Jeżeli dotrwaliście do tej 53 minuty podcastu, mogę Wam powiedzieć, że w tym roku postanowiłam trochę przystopować i na jakiś czas zrobić sobie przerwę od YouTuba. Natomiast jest wiele form, które lubiłam i jedną z nich były postanowienia noworoczne, które były moją tradycją. Przemycę je więc tutaj.

Pierwszą rzeczą, którą chciałabym zrobić w tym roku jest powrót do gry na pianinie. Wydaje mi się, że mówiłam o tym przez ostatnie 5 filmów o postanowieniach noworocznych 😉 Tym razem czuję jednak, że bardzo brakuje mi muzyki. Grałam kiedyś na gitarze, pianinie, chodziłam na lekcje śpiewu. Bardzo chciałabym zapisać się na zajęcia z pianina. Mam nadzieję, że będę konsekwentna. 

Druga rzecz to rozciągnięcie tyłów nóg. Brzmi to bardzo ciekawie, ale jestem osobą dosyć aktywną, wysportowaną i potrafię zrobić dużo figur bez przygotowania. Natomiast mam tak bardzo nierozciągnięte tyły nóg, że nie potrafię usiąść w siadzie prostym z wyprostowanymi plecami. Może być to spowodowane moją skoliozą. Abstrahując od tego, muszę po prostu systematycznie się rozciągać. Musi mi się zachcieć to robić. Trzymajcie za mnie kciuki.

Kolejna rzecz to lepsze sprzątanie. Jestem osobą, która nie ma nigdy bałaganu. Bardzo lubię mieć ułożone rzeczy, choć nie jestem pedantką. Jestem z domu, w którym nie było nieporządku. Nie lubię jednak sprzątania. Dla mnie mycie kuchni, łazienki, podłóg i kurzy brzmi jak największy koszmar. W związku z tym postanowiłam, że z chęcią zaprzyjaźnię się z tą czynnością. Szczególnie, że działania tego rodzaju mają często funkcję terapeutyczną i medytacyjną. Pozwalają nam trochę odciąć głowę. Uważam, że w zestresowanym świecie, gdzie wszystko buzuje w naszych umysłach i mamy milion myśli, to taka praca u podstaw naprawdę potrafi ustawić człowieka do pionu. Postanowiłam więc lepiej dbać o porządek – na poziomie mycia rzeczy. 

Następna bardzo ważna dla mnie rzecz to bycie bardziej solidnym w komunikacji. Nie wiem, czy są wśród Was takie osoby, ale ja często zakładam co druga osoba myśli lub co druga osoba zrozumiała z tego o czym rozmawialiśmy. Prowadzi to do dużych problemów, ponieważ mi się wydaje, że powiedziałam coś w jasny sposób, a potem się okazuje, że jednak nie. Na przykład się z kimś umówiłam, ale potem, kiedy sprawdzam okazuje się, że ta osoba wcale nie odebrała tego w taki sposób i wcale się ze mną nie umówiła. Ja założyłam, że się spotkamy rano, więc zaplanowałam to na 9.00, a dla tej osoby rano to 11.00. Moim dużym celem będzie upewnianie się, że wysłany przeze mnie komunikat został dobrze zrozumiany przez drugą osobę, aby uniknąć zbędnych nieporozumień. 

Kolejna rzecz bardziej osobista i mocno wrażliwa to kwestia tego w jaki sposób mówię do siebie. O tym w jaki sposób rozmawiamy ze sobą i jakich słów używamy mówi się sporo. Ja złapałam się na tym i złapało się na tym też wielu moich znajomych, którzy spędzali ze mną czas, że mam odruch mówienia w żartach np. „jestem głupia”, „ale jestem tępa”. Dopiero jak usłyszałam to od moich przyjaciół i mojej rodziny zwróciłam uwagę, że jestem dla siebie bardzo niemiła. Czytając któregoś razu artykuł na ten temat uświadomiłam sobie, że jest to obrazem średniej relacji ze sobą. Jeżeli jestem swoją przyjaciółką to, dlaczego tak do siebie mówię? Czy powiedziałabym tak do swojej przyjaciółki, kiedy np. nie zamknie drzwi do samochodu? Czy powiedziałabym „ale jesteś debilem”? No nie. Stwierdziłabym, że nie zamknęła drzwi do samochodu, bo przez chwilę była nieuważna. Moim postanowieniem jest więc obserwowanie tego jak się do siebie zwracam i ograniczenie tzw. negative self-talk.

Na sam koniec moim postanowieniem od pierwszego stycznia jest wypełnianie Codziennika. Jak wiecie lub nie jestem jego współautorką. Jest to wyjątkowy notes/książka, którą stworzyłam wraz z Gosią Majewską-Tomasik, moją przyjaciółką i psychoterapeutką. Jest to 365 pytań na każdy dzień roku. Są one oparte o psychoterapię i couching. Mają na celu skłonienie nas do autorefleksji i rozmowy ze sobą. Codziennik ma działania a la terapeutyczne, choć oczywiście nie zastąpi nam psychoterapii. Ma na celu poprawić naszą relację ze sobą, sprawić, że poznamy lepiej siebie, zrozumiemy jakie są nasze potrzeby, polubimy siebie bardziej i będziemy gotowi iść do przodu i realizować kolejne cele. Choć jestem współtwórczynią tego dzieła nigdy nie wypełniłam go pytanie za pytaniem, tak jak wszyscy nasi klienci i uczestnicy. Kilka tygodni temu silnie poczułam, że chcę to zrobić, chcę podjąć to wyzwanie. Wyzwanie dlatego, że są to trudne pytania. Pytania których często nie chcemy sobie zadać, które wymagają pokory, bezbronności, autorefleksji, czasami nostalgii. Mam jeszcze fizyczny egzemplarz Codziennika, ale wszystkie osoby, które chciałyby podjąć to wyzwanie razem ze mną, zapraszam do odwiedzenia mojej strony karolinasobanska.com/sklep. Tam możecie kupić go w wersji elektronicznej. Możecie wypełniać go na iPadzie lub w osobnym notesie – tak byłoby najlepiej, bo pisanie ręczne jest bardzo ważne. Zachęcam Was do tego, żebyście razem ze mną, od pierwszego stycznia wypełniali Codziennik. Teraz mam specjalny komunikat dla wszystkich osób, które słuchają podcastów. Jak wiecie nie robię promocji w moim sklepie, ale specjalnie dla tych którzy zostali ze mną przez godzinę nagrania i którzy chcieliby wypróbować Codziennik i go wypełniać, mam zniżkę -10% na hasło: PROCES. Zaczynam pierwszego stycznia i mam nadzieję, że Wy ze mną.

Przy okazji chciałam powiedzieć, że szykuje się dużo ważnych rzeczy. Od stycznia mamy Veganuary, czyli miesiąc, podczas którego wiele osób próbuje diety roślinnej. W moim programie jest dużo odcinków, które zachęcają do weganizmu, tłumaczą, jak zrobić to z głową itd. Materiałów jest dużo. Od strony kulinarnej, etycznej, zdrowotnej, środowiskowej. Chciałam wam powiedzieć, że możecie w styczniu zakupić mojego ebooka z przepisami roślinnymi wiedząc, że 10% ze sprzedaży będzie szło na stowarzyszenie Otwarte Klatki i zwierzaki. Jest to komunikat, o którym będę jeszcze mówić więcej. Przez cały rok 10% ze sprzedaży moich produktów elektronicznych będzie szło na jakiś inny cel charytatywny. Będę o tym mówić na początku danego miesiąca lub pod koniec poprzedniego. W każdym razie styczeń dla Otwartych Klatek. Mam nadzieję, że jeżeli się zastanawiacie nad zakupem, to Was zachęci. Często mówię o tym na początku odcinków. Jeśli macie ochotę wesprzeć mój podcast to zachęcam Was do kupowania produktów w moim sklepie, bo jest to dla mnie ogromne wsparcie i jest mi bardzo, bardzo miło. To oczywiście napędza też podcast, a chciałabym go robić jak najdłużej. 

Nie sądziłam, że ten podsumowujący odcinek będzie trwał tak długo. Udało mi się go nagrać bez cięć, więc jestem z siebie bardzo dumna. Na koniec chciałabym Wam bardzo podziękować za słuchanie mojego podcastu w tym roku. Będzie mi bardzo miło, jeśli ocenicie go na Spotify lub w aplikacji Podcasty, jeżeli macie iPhony. Tam można wystawić mu dowolną liczę gwiazdek i kilka słów recenzji. Wtedy podcast jest promowany i idzie jeszcze dalej. Dla mnie jest to ogromne wyróżnienie, bo żyję tymi tematami. Głęboko wierzę w to, że trzeba je poruszać i chciałabym, żeby tych odcinków było coraz więcej i były coraz ciekawsze. Ogromnym zaszczytem jest to, że coraz więcej gości chce odwiedzać podcast. Nigdy nie miałam z tym problemu, bo zawsze miałam wspaniałych gości, ale to coś wspaniałego, że mogę poznawać tylu niesamowitych ludzi i dzielić się z Wami ich mądrością, poprzez nasze rozmowy. Bardzo Wam dziękuję. Mam nadzieję, że ten rok był dla was okej. Nie mówię, że był to dobry rok, ale taki, z którego każdy z nas mógł coś wynieść. Wierzę w to całym sercem. Życzę Wam, żeby nadchodzący 2021 był rokiem przełomowym. Rokiem, kiedy będziecie szczęśliwi, z którego wyniesiecie dużo lekcji, ale będziecie przede wszystkim cieszyć się każdym dniem. Uważam, że każdy dzień jest bardzo, bardzo cenny. Każdy dzień jest jak początek nowego roku, kiedy możemy zdecydować co z naszym, pięknym życiem zrobimy. Życzę więc Wam cudownego nowego roku, odpoczywajcie w okresie poświątecznym i słyszymy się za tydzień. Dzięki za wysłuchanie tego odcinka. Do usłyszenia. Cześć!