Zapraszam do wysłuchania solowego odcinka o inspiracjach marca. Opowiem o książkach, naturalnych kosmetykach czy ulubionych herbatach. Dodatkowo, jak co miesiąc, przedstawiam cel charytatywny, na który przekazuję 10% ze sprzedaży w moim sklepie internetowym W kwietniu będzie to Kampania Przeciw Homofobii. Miłego słuchania!
Inspiracje:
Lajares, Fuerteventura
Surfing Książka o miłości ~ Olga Drenda, Małgorzata Halber
https://www.znak.com.pl/ksiazka/ksiazka-o-milosci-malgorzata-halber-olga-drenda-178298
Odcinek z Olgą Drendą:
Slow Sex ~ Marta Niedźwiedzka, Hanna Rydlewska:
Slow sex – nowe wydanie bestsellerowego poradnika
Odcinek z Martą Niedźwiedzką:
Stewardesa na HBOGO
Okulary EyeShield:
5% zniżki z kodem Karolina5
http://eyeshield.pl
Kosmetyki Phenome:
30% zniżki z kodem Karolina30
Masło do ciała:
https://phenome.eu/pl_pl/cialo/regenerating-migdalowe-maslo-regenerujace-do-ciala.html#product_tabs_pelen_sklad
Krem do twarzy:
https://phenome.eu/pl_pl/twarz/rejuvenating-krem-przeciwzmarszczkowy-z-rozencem-gorskim.html#product_tabs_description_tabbed
Maseczka z białej glinki:
https://phenome.eu/pl_pl/twarz/purifying-oczyszczajaca-maska-do-skory-tlustej-i-mieszanej.html#product_tabs_zastosowanie
Żel do mycia twarzy:
https://phenome.eu/pl_pl/twarz/rodzaj/zele-mydla-i-pianki/calming-rozswietlajacy-zel-do-mycia-twarzy.html#product_tabs_description_tabbed
Herbata Brown House & Tea:
CLEA – mięta z rumiankiem
Herbaty Lune Tea:
-10% zniżki z kodem Karolina10
http://lunetea.pl
Kawa bezkofeinowa na mleku owsianym z NA BANK
https://www.facebook.com/nabankcafe/
Jogurt z owocami o orzechami
Pizzeria Ciao Mare, Puerto del Rosario, Fuerteventura
https://www.facebook.com/Ciao-MarePIZZA-Gourmet-Fuerteventura-1754327881510760/
Transkrypcję treści odcinka znajdziesz na mojej stronie:
http://karolinasobanska.com/podcast
Obserwuj podcast na Instagramie po więcej ciekawych treści:
http://instagram.com/karolinasobanskapodcast
Wesprzyj mój podcast – kup moje produkty elektroniczne:
Nowy ebook, czyli „Moje poranne rytuały”
http://karolinasobanska.com/rytualy
Codziennik, czyli narzędzie do pracy nad sobą:
http://karolinasobanska.com/codziennikpapierowy
Wersja elektroniczna:
http://karolinasobanska.com/codziennikebook
holistyczne pozdrowienia, czyli mój ebook o zdrowym stylu życia:
http://karolinasobanska.com/holi
foodbook, czyli mój ebook z przepisami
http://karolinasobanska.com/foodbook
więcej produktów, w tym audiobook i pakiet ebooków:
http://karolinasobanska.com/sklep
Transkrypcja treści odcinka:
Cześć. Z tej strony Karolina Sobańska. Witam Wam w 136 odcinku mojego podcastu, czyli programu, do którego co tydzień zapraszam wyjątkowych gości i rozmawiam z nimi o zdrowiu, ekologii i świadomym życiu. Raz w miesiącu mam jednak dla Was holistyczne inspiracje, czyli odcinek, w którym dzielę się wszelkiego rodzaju inspiracjami i polecajkami ze świata kultury, zdrowia, wellnessu i wielu innych. Bardzo się cieszę, że tak ciepło przyjęliście tę serię, bo trochę mi zajęło przełamanie się do nagrywania odcinków w pojedynkę. Bardzo doceniam przestrzeń na to, bym mogła zebrać i podsumować przeróżne smaczki z minionego miesiąca. Fajnie, że słuchacie. Bardzo Wam dziękuję.
Na samym początku tego odcinka, chciałabym trochę podsumować i podziękować Wam za niesamowity sukces Codziennika w przedsprzedaży. Dziękuję wszystkim osobom, które nam zaufały i zamówiły Codziennik w promocyjnej cenie. Teraz, kiedy nagrywam ten podcast kończymy prace drukarsko-logistyczne i powinniśmy zacząć go do Was wysyłać już na dniach. Dostaniecie powiadomienie o tym, że paczka została nadana. Dla wszystkich osób, które dopiero teraz chciałyby się zdecydować na jego zakup, jest on dostępny w regularnej sprzedaży i cenie, czyli 111.11 zł. Natomiast mój ebook o porannych rytuałach, który był dołączany do Codziennika w przedsprzedaży, też jest już do kupienia na mojej stronie. Informacja Last Minute – jeśli macie ochotę zakupić go w promocyjnej cenie 22.22 zł (zamiast 33.33 zł) to macie czas do końca miesiąca, czyli do 31 marca.
Chciałabym Wam powiedzieć, że w marcu 10% ze sprzedaży wszystkich produktów elektronicznych w moim sklepie, zostanie przekazane na Centrum Praw Kobiet. Natomiast jeśli chodzi o fundację, którą wybrałam na kwiecień to będzie to KPH, czyli Kampania Przeciw Homofobii. Mówię o tym praktycznie co tydzień, ale realną i namacalną formą wspierania podcastu jest właśnie kupowania moich produktów elektronicznych, czyli przeróżnych ebooków, które znajdziecie na mojej stronie karolinasobanska.com/sklep. Kupując te produkty oprócz wspierania mojej działalności, co miesiąc możecie przyczynić się do dorzucenia cegiełki dla jakiejś fundacji. Było to już Stowarzyszenie Otwarte Klatki, Stowarzyszenie mali bracia Ubogich, które wspiera samotne osoby starsze. Później Centrum Praw Kobiet i teraz Kampania Przeciw Homofobii. Zachęcam, zapraszam i odsyłam po wszystko do opisu.
Marzec był dla mnie naprawdę wyjątkowym miesiącem. Jeżeli obserwujecie mnie w mediach społecznościowych takich jak Instagram (ewentualnie Facebooku) to wiecie, że w marcu byłam na wyjeździe. Odwiedziłam Wyspy Kanaryjskie – Fuerteventurę i Teneryfę. Pomimo, że odcinki podcastu ukazywały się przez ten czas co tydzień, to ja zrobiłam sobie dosyć długą przerwę od nagrywania. Powiem Wam szczerze, że czuję się przez to trochę onieśmielona i kilka dobrych minut zajęło mi wejście w stan flow. Czasami czuję stres podczas tych nagrań solowych, ale myślę, że praktyka czyni mistrza i może z czasem mi to minie. A może ten dreszczyk emocji jest właśnie potrzebny? Sama nie wiem. W każdym razie ogromną inspiracją i ogromnym ulubieńcem marca jest dla mnie ten wyjazd. Jestem świadoma ogromnego przywileju jakim był fakt, że mogłam wyjechać i zorganizować sobie w ten sposób czas. Jestem bardzo, ale to bardzo wdzięczna za to doświadczenie i za towarzystwo, które miałam przyjemność mieć. Wierzę, że ten spokój, regeneracja i inspiracja, które przyszły do mnie podczas pobytu na Fuerteventurze, będą rzutowały na to, co zadzieje się w podcaście. Już nie mogę się doczekać nadchodzących odcinków. Jeszcze nic nie zdradzę, ale będzie super. Bardzo się cieszę, że jestem z powrotem w Polsce. Mamy trudny czas, ale to nie znaczy, że wszyscy mamy od niego uciekać. Myślę, że możemy patrzeć z nadzieją na nadchodzącą wiosnę i lato. Ja staram się tak do tego podchodzić.
Inspiracje:
Moją pierwszą, ogromną inspiracją będzie ten wyjazd. Nigdy wcześniej nie byłam na Fuerteventurze. Nie miałam szczególnych oczekiwać. Nie wiem, czy mieliście okazję odwiedzić to miejsce. Jest to niesamowita wyspa, która na początku trochę odrzuca, bo nie ma tam żadnej roślinności. Jest bardzo sucha, pustynna, wulkaniczna, ale ma niesamowitą energię. Przyjeżdżają tam bardzo ciekawi ludzie. Szczególnie chciałabym polecić Wam miejscowość, w której finalnie zatrzymałyśmy się przez większość naszego pobytu, czyli Lajares. Jest to surferska wioska na północnej części wyspy – nad ocean idzie się 15/20 minut. Jest on z każdej strony – od wschodu, zachodu i północy. Zachwyciła mnie tamtejsza architektura i to w jakim stylu budowane są tam domy. Czułam się jakbym pojechała do Palm Springs albo w jakiś inny zakątek Kalifornii. Są tam bardzo fajne restauracje, kawiarnie. Ludzie, którzy tam przyjeżdżają to bardzo często surferzy i osoby bardziej uduchowione. Mówiąc z angielskiego, klimat jest tam naprawdę bardzo „cool”. Nie sądziłam, że to miejsce tak mi się spodoba i będzie tak wyjątkowe. Dziwiłam się mojej przyjaciółce Justynie Świetlickiego – Owsianej, którą odwiedziłam na Fuerteventurze, że tak bardzo spodobała się jej pustynna, z pozoru dziwna i nieprzyjazna wyspa. Obie mamy bowiem porównanie z Teneryfą. Ale teraz ją rozumiem. Klimat jest tam wybitny. Sklepy z biżuterią, ręcznie robionymi ubraniami, meblami. To wszystko jest niesamowicie klimatyczne, rzemieślnicze i bardzo wpasowało się w mój klimat. Czułam się naprawdę jak u siebie.
W ramach mojego wywodu o tym wyjeździe, chciałam Wam powiedzieć, że moim wielkim odkryciem marca jest surfing. Moja przygoda z surfingiem zaczęła się i skończyła (na ten moment) właśnie na Fuerteventurze. Od bardzo dawna marzyłam, żeby spróbować surfingu. Byłam nawet zapisana na wyjazd jogowo-surferski na Bali, ale nie wydarzyło się to z uwagi na pandemię. Miałam wizję siebie jako osoby surfującej, jednak, kiedy przyszło co do czego i miałam możliwość to zrobić, robiłam wszystko, żeby do tego nie doszło. Rezygnowałam. Justyna próbowała mnie namówić, a ja mówiłam nie. Ciekawa anegdota jest taka, że dosłownie kilka dni przed naszym wyjazdem Justyna powiedziała, że odkryła najwspanialszego nauczyciela surfingu. 60-letniego Pana hipisa z długimi włosami. Powiedziała, że jeżeli miałaby mnie pokierować na pierwsze zajęcia, to tylko z nim. Bez większego entuzjazmu postanowiłam się łaskawie zgodzić i poszliśmy na zajęcia w czwórkę. To były zajęcia indywidualne. Powiem Wam, że przepadłam. To jest coś niesamowitego. Nie jestem fanką wody. Chodziłam do pływackiej szkoły, więc umiem i nie boję się pływać. Nie jestem jednak tą osobą, która potrafi siedzieć w morzu lub basenie godzinami. W ogóle mnie to nie rusza. Wolę, jak jest cieplutko. W związku z tym miałam bardzo wiele obaw. Bałam się, że będzie mi zimno, pomimo że mamy na sobie pianki. Nie lubię, kiedy moczy mi się głowa i twarz. Po prostu byłam na nie. Wiedziałam, że jest to wysiłek fizyczny, a nie przepadam za takim hardcorowym workoutem. To była miłość od pierwszego wejrzenia i pierwszego zanurzenia. Nic mnie nie szczypało, nic mnie nie bolało. Oczywiście jest to bardzo ciężki fizycznie sport. Muszę się na chwilę pochwalić, ale złapałam każdą falę, która była mi zasugerowana! (Nauczyciel mówił mi, kiedy mam się obrócić, aby wziąć daną falę). To jest doświadczenie bez porównania z niczym innym. To uczucie, kiedy Twoja deska dostaje przyspieszenia od fali i wiesz, że masz dosłownie sekundę, żeby wstać. To jest takie bycie tu i teraz! To doświadczenie medytacyjne. Zdaję sobie sprawę, że mówię o tym surfingu od pięciu minut, ale naprawdę miało to niesamowity wpływ na moje samopoczucie. Był to wręcz przełomowy moment – odkrycie czegoś innego, co może dać Ci w tak krótkim czasie tyle szczęścia. Pan nauczyciel powiedział, że mam do tego dar. Śmiałyśmy się, że może w poprzednim życiu byłam surferką, bo przyszło mi to tak naturalnie. Zmierzam do tego, że jeżeli Wasz instynkt podpowiada Wam, żeby czegoś spróbować, to nawet jeśli macie mnóstwo racjonalnych i rozumowych obaw, to warto za tym iść. Możliwe, że jest to coś, co w Was siedzi i jeżeli jest szansa, że da Wam to tak dużą satysfakcję i tak dużo radości, ile mi dały te dwie godziny surfowania, to jest to tego warte. To uczucie jest bezcenne. Ten wysiłek cudownie resetuje mózg. Bycie w jedności z przyrodą, to coś nie do opisania. Na pewno wywarło to na mnie ogromny wpływ i do tego wrócę. Może na Bali? Trzymajcie kciuki. Może kolejny surferski raport i wywód zrobię właśnie z tej wyspy, którą bardzo chciałabym odwiedzić. Wspaniały czas, wspaniały wyjazd i pewnie wiele inspiracji, o których zaraz Wam powiem będzie się z nim wiązało.
Kultura
Mam dziś dla Was dwie książki. Pierwszą książkę przeczytałam tuż przed wyjazdem i jest to książka o pięknej nazwie – Książka o miłości. Z podtytułem – Uwaga: bawiąc uczy. Jest ona autorstwa Małgorzaty Halber i Olgi Drendy. Olgę możecie kojarzyć z mojego podcastu, z odcinka o Hygge i inspirowaniu się innymi kulturami, w kontekście dążenia do szczęścia. Przyjęliście go zresztą bardzo pozytywnie. Książka o miłości została nazwana esejem w dialogu. Ma bardzo ciekawą formę. Jest to dialog między dwiema autorkami. Książka jest podzielona na rozdziały. Powiem szczerze, że miałam różne obawy względem tej pozycji. Po pierwsze bałam się, że nie będę w stanie się z nią utożsamić. Będzie za poważna, za ambitna. Sądziłam tak z uwagi na to, jakim respektem darzę autorki, a jak bardzo nie wierzę chyba w swoje siły. [śmiech] W każdym razie, trafiłam na nią w idealnym momencie swojego życia. Była mi ona bardzo potrzebna. Podczas czytania tej książki dzwoniłam do ludzi, żeby zacytować im fragmenty, bo tak bardzo nie mogłam uwierzyć, że to jest o mnie. Jest to lektura, która pozwoliła mi znormalizować pewne doświadczenia, które miałam w swoim życiu, osoby, które znałam i swoje reakcje na ich zachowania. Jest to dla mnie spokój, empatia, pocieszenie, a jednocześnie rozsądek i nadzieja w jednym. Bardzo fajne jest to, że autorki rozmawiają jako serce z rozumem. Rozumem jest Olga, a sercem jest Małgorzata. Pokazują różne podejście do przeróżnych zjawisk, sytuacji w życiu. Nie da się za bardzo zaspoilerować tej książki. Naprawdę polecam ją każdej osobie, którą interesują relacje, która była w relacji, jest w relacji, chce być w relacji albo chce zrozumieć pewne rzeczy, które zadziały się w jej życiu. Wspaniała. Nie mam słów. Napisana cudownym językiem. Dziewczyny piszą bardzo nieformalnie i bezpośrednio, ale jednocześnie elegancko. Jest to książka na poziomie, ale z dystansem. Bardzo Wam polecam. Jest to wydawnictwo Znak i jest naprawdę pięknie wydana. Cieszy oko, cieszy duszę, cieszy serce, cieszy głowę. Cudowna.
Druga książka, o której chciałabym Wam wspomnieć to książka Marty Niedźwieckiej o relacjach. Jest to książka, którą napisała razem z Hanną Rydlewską – Slow sex. Uwolnij miłość. Chciałam przeczytać tę pozycję z uwagi na to, że jestem ogromną fanką Marty. Powiem Wam, że była ona poniekąd wyzwoleniem. Temat sexu nie jest czymś, co jakoś wybitnie mnie interesuje i na temat czego czytam pięćsetstronicowe książki. Byłam mocno sceptyczna podchodząc do tej książki, ale im bardziej się w nią wgłębiałam, tym bardziej rozumiałam jak bardzo potrzebna jest ta wiedza. Jak bardzo nie mamy pojęcia o naszej seksualności, ciałach, relacjach, komunikacji. Wydaje mi się, że jest całkiem otwarta i poinformowana, a i tak dowiedziałam się miliona nowych rzeczy. Super, że dziewczyny, kobiety, babki przy tej reedycji dopisały dodatkowe rozdziały, które odnoszą się do sytuacji jaka ma miejsca na świecie, w kontekście pandemii, sytuacji politycznej w Polsce i sytuacji kobiet. Biorąc pod uwagę to, że w Polsce naprawdę nie istnieje edukacja seksualna, to tę książkę powinna przeczytać każda kobieta i każdy mężczyzna. Niezależnie od tego czy chce coś z tym zrobić, niezależnie czy chce się stosować do ćwiczeń, które są tam zalecane dla par – po prostu, żeby lepiej zrozumieć, jak działa nasze ciało. Odnoszę wrażenie, że jako społeczeństwo nie wiemy o seksualności absolutnie nic. Żyjemy przeszłością i stereotypami. Uważam, że na XXI wiek dobrze byłoby się troszeczkę doedukować.
Zostając w temacie kultury mam dla was serial, o którym już prawie zapomniałam, bo skończyłam go oglądać na samym początku marca. Jest to serial HBO GO – Stewardesa. Super produkcja. Jest to thriller psychologiczny o stewardesie. Świetnie zrobiony, trzymający w napięciu. Z pozoru można by pomyśleć, że jest to thriller sensacyjny, bo dużo się dzieje. Moim zdaniem jest to jednak bardzo mądry serial, który pokazuje takie zjawiska jak problem z alkoholem i różnego rodzaju zaburzenia wynikające z dysfunkcyjności rodzin w których dorastaliśmy. Bardzo fajny aktorsko. Świetna rozrywka, ale z przesłaniem.
Wellness
Chciałabym zacząć od nowego gadżetu, który sobie sprawiłam. Są to okulary blokujące niebieskie światło na dzień. Mówiłam wielokrotnie o pomarańczowych okularach na wieczór, które blokują w stu procentach światło niebieskie. Jest na ten temat odcinek podcastu z założycielem marki Eyeshield – Sebastianem. Piszę też o tym w moim ebooku o porannych rytuałach. W każdym razie są to okulary, które nosi się pod wieczór. Ja postanowiłam zainwestować w okulary dziennie. Kiedy nagrywam, montuję i jestem na komputerze czy telefonie, to moje oczy są cały czas obciążone i narażone na światło niebieskie. Oczywiście nie można go w pełni blokować za dnia, bo jest nam ono potrzebne. Warto jednak chociaż trochę ograniczać dostęp światła niebieskiego do naszych oczu. Okulary te mają również antyrefleksy, więc nasze oczy jeszcze bardziej nam za to podziękują. Kupiłam sobie model aviator. Noszę codziennie, są ekstra. Nie mogę stwierdzić, że widzę jakiś konkretny efekt, ale przekonują mnie badania naukowe, które mówią o konieczności ograniczania kontaktu naszych oczu ze światłem niebieskim. Natomiast mam niesamowite efekty, jeśli chodzi o to, jak czuję się po noszeniu okularów wieczornych, dlatego stwierdziłam, że za dnia też warto się wspomóc. Na eyeshield.pl macie 5% zniżki z kodem Karolina5.
Teraz chwila na kącik kosmetyczny. Chciałam Wam powiedzieć kilka słów o marce Phenome, która jest fenomenalna. Miesiąc temu powiedziałam Wam o moim ukochanym maśle do ciała, czyli Milky Almond Regenerating Body Butter. Jest to najwspanialszy produkt do ciała na Ziemi. Pachnie jak niebo. O ile się nie mylę, jest to produkt na bazie oleju ze słodkich migdałów. Mogłabym mieć takie perfumy. Zresztą moje ulubione perfumy to Amaretto z maliną. Każę wąchać ten balsam każdej osobie, która przychodzi do mnie do domu. [śmiech]
Rzadko mówię o markach kosmetycznych, bo przyznam, że jestem poniekąd minimalistką i lubię zostawać z produktami, które mi służą. Z marką Phenome spotkałam się parę miesięcy temu. Zaczęło się właśnie od tego balsamu. Teraz podczas wyjazdu wzięłam ze sobą więcej kosmetyków i jestem zachwycona. Nie muszę chyba tego przypominać, ale wszystkie produkty, które polecam są cruelty-free i wegańskie. Są nietestowane na zwierzętach, zawierają tylko składniki pochodzenia naturalnego – zazwyczaj organicznego. Pochodzą z surowców z recyklingu. Bardzo ciekawy jest fakt, że Phenome w ogóle nie używa wody, tylko hydrolatu aloesowego. Dzięki temu produkty działają bardziej łagodząco, kojąco, wyciszająco i lepiej wchłaniają się składniki aktywne, których jest w nich bardzo dużo. Ich składy są bardzo bogate w składniki aktywne. Przechodząc do produktów, polecam Wam serdecznie krem, który używałam przez ostatni miesiąc. Jest to krem Rejuvenating – krem przeciwzmarszczkowy z różańcem górskim. Cudownie wygładza i nawilża. Ciężko mi powiedzieć, jak pachnie. Jak dla mnie, ma on coś z wcześniej wspomnianego balsamu, chociaż nie ma w nim oleju migdałowego, tylko masło shea, olej jojoba, olej arganowy. Dla mnie ten zapach jest wspaniały. Podczas jego nakładania czuję się jak w spa. Bardzo podoba mi się też jego kolor i konsystencja. Wydaje mi się, że taki krem dla skóry wrażliwej i suchej był idealny na pustynne i wietrzne warunki na Fuerteventurze.
Drugi produkt to maseczka. Miałam ostatnio ciężki czas, jeśli chodzi o moją cerę i dlatego poświęcam temu segmentowi tyle uwagi. Postanowiłam wprowadzić do swojej pielęgnacji regularne peelingi i maski, żeby mówiąc kolokwialnie, ogarnąć tę cerę, bo naprawdę nie było ciekawie. Te produkty mi w tym bardzo pomogły. Używam maski Purifying, czyli oczyszczającej maski z białej glinki. Nakładam ją po peelingu. Daje cudowny efekt oczyszczenia – bardzo śliniącej, gładkiej skóry, jednak bez dziwnego ściągnięcia. Odżywia skórę, mimo że jest to produkt do cery mieszanej i tłustej – silnie oczyszczający.
Przez ten cały czas myłam twarz ich żelem Calming. Super, że pojawia się coraz więcej takich marek w Polsce. Dodam tylko, że ten podcast powstaje pod patronatem marki Phenome. Mam dla Was zniżkę, z kodem Karolina30 macie do 11 kwietnia zniżkę 30% na wszystkie produkty, o których mówiłam. Nie dotyczy to zestawów. Powiem tylko, że Phenome zrobiło badania i porównało działanie produktów na wodzie vs hydrolacie aloesowym. Okazało się, że skóra po hydrolacie jest zdecydowanie bardziej nawilżona i już po 5 dniach można zaobserwować niesamowite zmiany, jeśli chodzi o nawilżenie i odżywienie.
Zostając w temacie wellnessu i beauty, na sekundę przeszłabym do świata mody. Moim wielkim ulubieńcem jest kimono, o które pytało mnie mnóstwo osób na Instagramie. Jest to cudowne, wzorzyste kimono wykonane przez polską markę SOWL. Jest to mała, lokalna firma, która szyje wszystko ręcznie. Ja jestem zachwycona. Jest cudowne, wygodne. Materiał (wiskoza) jest bardzo miły w dotyku. Prałam i dalej jest w świetnym stanie. Jest to niepowtarzalny wzór. Zajrzyjcie, jeśli interesują Was kimona do chodzenia po domu, ale też takie w stylu surferskim i wakacyjnym. Coś pięknego.
Wspomniane w zeszłym miesiącu dresy z Nago sprawdziły się świetnie i naprawdę mogę się podpisać rękoma i nogami pod ubraniami tej marki. Najwygodniejsze, najlepiej leżące, najsolidniej wykonane, najmilsze w dotyku. To są dresy z hempu, niefarbowane. Nago jest cudowną, etyczną marką i od dawna ją polecam.
Teraz napiję się herbaty, bo właśnie o niej chciałam Wam powiedzieć. To już może być tradycja moich solowych podcastów, że musi się znaleźć coś o herbacie. Dzisiaj chcę wspomnieć o chyba mojej ulubionej. To połączenie dwóch moich ukochanych ziół, które zawsze wygrają nawet z najbardziej finezyjną mieszanką. Mieszanki też lubię, choć poniekąd się nudzą. Jest to mięta z koszyczkami rumianku. To herbata marki Brown House & Tea, którą piję od bardzo dawna. Wspaniałe w tej marce jest to, że jest całkowicie bez plastiku. Wszystko przychodzi w papierowym opakowaniu. W środku jest papierowy woreczek, którego zawartość przesypujemy do papierowego pojemnika i w ten sposób otrzymujemy naszą herbatę. Są to cudowne, organiczne mieszanki. Na opakowaniu opisany jest sposób parzenia. Polska marka ze Świdnicy. Mają przewspaniałe mieszanki, a ta o której mówię nazywa się CLEA – mięta z koszyczkami rumianku. Polecam Wam z całego serca.
Dodam jeszcze tylko, że wspomniany miesiąc temu Lune Tea ma dla Was kod rabatowy – Karolina10. Możecie z nim dostać ich cudowne, kosmiczne mieszanki herbat z adaptogenami. Polecam serdecznie.
Zostając jeszcze przez chwilę w temacie napojów. Jak wiecie, raczej ograniczam kawę. Na pewno nie piję jej z samego rana na pusty żołądek, o czym mówiłam wiele razy. Moim odkryciem (chociaż nie wiem czy jestem gotowa się do tego przyznać, bo wiem, że jest parę związanych z tym kontrowersji) jest kawa bezkofeinowa. Moją inspiracją jest kawa z warszawskiej kawiarni NA BANK, która znajduje się przy Placu Bankowym. Jest bezkofeinowa kawa (latte) z mlekiem owsiany. To jest po prostu kosmos. Coś przepysznego. Wracając do kwestii kawy bezkofeinowej – jest to temat dosyć sporny. Słyszałam sporo na temat tego, że proces pozbywania się kofeiny jest dość toksyczny i taka kawa nam nie służy. Jednak słyszałam też, że w rzemieślniczych palarniach wygląda to nieco inaczej i taka kawa nie jest szkodliwa. Jeżeli się na tym znacie to dajcie mi znać czy rzeczywiście tak jest. Piszcie do mnie np. na Instagramie @karolinasobanskapodcast, bo chętnie zgłębię ten temat. Wydaje mi się, że z tych rzemieślniczych kawiarni jest okej i umówmy się, raz na kilka dni nikomu się nic nie stanie. Nie ukrywam, że mi też zdarza mi się raz na jakiś czas pić normalną kawę jako taki treat w ciągu dnia. Uwielbiam ten smak i niestety albo stety też działanie. Bardzo chętnie przygotuję podcast o kawie, tylko szukam odpowiedniego eksperta, który się ze mną zgodzi. [śmiech] Żartuję. Szukam eksperta, który odpowiada moim potrzebom, czyli poruszenia zarówno tematu ekologicznego, zdrowotnego i związanego z etyką. Dajcie znać na Instagramie, jeśli znacie kogoś, kto mógłby odpowiedzieć na nurtujące mnie od jakiegoś czasu pytania. Jeśli jesteście w Warszawie i macie ochotę na kawę, to weźcie bezkofeinowe latte owsiane w NA BANK. Kofeinowe też jest zresztą boskie. Opcja bezkofeinowa jest jednak naprawdę prima sort.
Jedzenie
To w zasadzie jest już prawie koniec tego odcinka, bo zostały nam jeszcze tylko dwie rzeczy jedzeniowe. Pierwsza z nich to śniadanie, które chciałam Wam polecić, biorąc pod uwagę, że nie nagrywam na YT i mało pokazuje co jem. W związku z tym chciałabym raz na jakiś czas przemycać tutaj jedzenie. To będzie najprostsze jedzenie na świecie. Śniadanie, które podbiło serce moje i Kai, a mianowicie jogurt z owocami. Kupowałyśmy sobie zazwyczaj jogurt sojowy, bo najbardziej go lubię z uwagi na zawartość białka. Jest on także często niesłodzony. Trochę jest problem z tymi jogurtami. Dajcie koniecznie znać pod postem na Instagramie albo pod odcinkiem na YT czy znacie jakieś dobre jogurty do polecenia i gdzie można je kupić. Niestety jest bardzo dużo produktów słodzonych, czego ja po prostu nie lubię. Do naszego jogurtu dodawałyśmy rozgniecionego banana i nasiona chia. Następnie na górę szła papaja, trochę banana, kiwi albo granat, pokruszone migdały i orzechy włoskie. I oczywiście masło orzechowe. Robiłyśmy to zazwyczaj w pucharkach jak do lodów i zajadałyśmy się jakbyśmy jadły najbardziej szałowy, elegancki deser każdego ranka. Cudowne śniadanie. Może niekoniecznie na chłodną pogodę, ale idzie już wiosna i lato. Uważam, że nasze ciała wołają
powoli o świeże owoce. Spędziłam całą zimę jedząc duszone jabłka do mojej owsianki, myślę więc, że jogurt z owocami to cudowny powiew świeżości.
Na sam koniec ostatnia rekomendacja jedzeniowa. Ta historia jest niesamowita. Nie będę opowiadała jej całej, ale totalnym przypadkiem (chociaż ja w przypadki nie wierzę) trafiłyśmy do pizzerii na Fuerteventurze, w mieście Puerto del Rosario, która nazywa się Ciao Mare. Jest to najlepsza pizza jaką jadłam w życiu. To miejsce absolutnie nas zachwyciło. Chciałam powiedzieć, że jeżeli będziecie kiedykolwiek na Fuerteventurze, to musicie tam pojechać. To lepsza pizza od tej którą jadłam w Przyjemności w Warszawie i w Neapolu. Pizza ta jest robiona na zakwasie i leżakuje około 30 godzin. Ciasto jest wybitne. Cienkie, jednocześnie z grubymi pełnymi pęcherzyków powietrza, cudownymi boczkami. Coś wspaniałego. Najlepsze jest to, że chciałam zamówić sobie pizzę z grillowanymi warzywami bez sera, a Pani zapytała mnie czy mam ochotę na wegański ser. Mnie wcięło. Zapytałam: macie wegański ser? A ona: tak, mamy tutaj bardzo dużo wegan i możemy Wam nawet zrobić pizzę dnia w wersji wegańskiej. Czy macie jakieś alergie, niechciane produkty? Przynieśli nam pizzę i to była największa obfitość w moim życiu. Były tam kawałki sera brie, sos truflowy, sosik grzybowy, sos ostry. Kojarzycie, jak ozdabia się tort takim specjalnym rękawem? Na pizzy były właśnie takie musy na bazie ziemniaka z dodatkiem szafranu. To była jakaś poezja. Zapraszam Was na mojego prywatnego Instagrama, jeśli macie ochotę obejrzeć tę pizzę. Jest w zakładce Fuerteventura. To było coś niesamowitego. Zdaję sobie sprawę, że dawanie rekomendacji restauracji za granicą jest dosyć śmiałym posunięciem, ale to jest pizza, dla której wróciłabym na Fuerteventurę. Wspaniała obsługa i szef kuchni, który jest samoukiem. Wychował się niedaleko Parmy we Włoszech, przyjechał na Fuertę i od wielu lat robi pizzę, która jest wyróżniana przez przewodniki takie jak TripAdvisor. Jest to wręcz legendarne miejsce.
Dziękuję Wam za wysłuchanie tego odcinka. Na koniec przypomnę, że wsparciem podcastu jest kupowanie moich produktów elektronicznych. Robiąc to w kwietniu wspieracie Kampanię Przeciw Homofobii. Zapraszam Was na mojego Instagrama @karolinasobanskapodcast. Dzieje się tam dużo. Jest dużo fajnych dyskusji, grafik, cytatów. Wkładam w to konto dużo serca, więc będzie mi bardzo miło, jeżeli je zaobserwujecie. Jeżeli słuchacie mnie na iTunesie możecie zostawić kilka słów recenzji. To wiele dla mnie znaczy. Możecie napisać opinię, wystawić odpowiednią liczbę gwiazdek, a to sprawia, że podcast jest promowany. Jest to dla mnie duże wyróżnienie i dzięki temu treści mogą trafiać do szerszego grona odbiorców. Na Spotify możecie podcast zaobserwować, na YT zasubskrybować kanał, polajkować odcinek i napisać komentarz. Komentarze zostawiajcie śmiało i na YT i na Instagramie. Bardzo lubię czytać o waszych wrażeniach i możemy wszyscy między sobą po prostu dyskutować. Każdy podcast ukazuje się w poniedziałki o godzinie 7.00 rano. Widzimy się (bo podcasty wywiadowe są już od zeszłego tygodnia w wersji video) już za tydzień w kolejnym odcinku. Dzięki za wysłuchanie i do usłyszenia. Cześć!