#142 Maia Sobczak o kobiecości: czyli jak ją wydobyć i dlaczego energia żeńska nie ma płci?

#142 Maia Sobczak o kobiecości: czyli jak ją wydobyć i dlaczego energia żeńska nie ma płci?

Czym jest kobiecość? Czy określa tylko kobiety? Jak ją wydobyć? Te pytania zadamy sobie z Mają Sobczak, bo nasze rozmowy niezmiennie wchodzą na tory intymne, głębokie, a nawet trudne. Media i kultura skutecznie narzuca nam wzorce, które my naśladujemy po to, aby wpasować się w kanon “kobiety”. Niestety często zatracamy w tym siebie.

Ale czy w ogóle warto kobiecość definiować i wkładać ją w ramy? Może kobiecość każdy ma swoją własną i unikatową? Ale jak ją odnaleźć? Mai się to udało, ja cały czas się uczę. Mam nadzieję, że ta rozmowa zainspiruje Was do poszukiwań i samopoznania. Będzie o energii żeńskiej, delikatności wobec siebie, a także o tym, że w dresie i krótkich włosach możemy być bardziej kobiece niż w balowej sukni i makijażu. 

A jeśli nie znacie Mai, to koniecznie posłuchajcie naszych wcześniejszych odcinków i zajrzyjcie na qmamkasze.pl. Maja od lat prowadzi bloga, jest autorką książek kulinarnych, konsultantką Ajurwedy i niesamowicie poetycką duszą. Zaglądajcie, a teraz życzę miłego słuchania.

Blog Mai:

https://qmamkasze.pl

Instagram:

https://www.instagram.com/qmamkasze/

Transkrypcję treści odcinka znajdziesz na mojej stronie:

http://karolinasobanska.com/podcast

Obserwuj podcast na Instagramie po więcej ciekawych treści:

http://instagram.com/karolinasobanskapodcast

Transkrypcja treści odcinka:

Karolina: Cześć Maia.

Maia: Cześć.

Karolina: Jest mi bardzo miło gościć Cię w podcaście po raz trzeci. Myślę, że pobiłyśmy jakiś rekord wszechczasów, bo nasza nieformalna rozmowa trwała prawie trzy godziny. Mam nadzieję, że z dzwoniącą w tle obrożą Radochy, będziemy w stanie powiedzieć jeszcze coś fajnego i podzielić się tym ze słuchaczami. Będziemy rozmawiać dziś na temat kobiecości. Już jestem bardzo podekscytowana. Zobaczymy, jak nam popłynie ta rozmowa. Na sam początek chciałabym zapytać Cię o to, dlaczego Twoim zdaniem warto ten temat podejmować? Teoretycznie powinno być to coś oczywistego, naturalnego, kobiecego, ale tak na dobrą sprawę czy wiemy, co to znaczy? Czemu Twoim zdaniem chcemy o tym mówić, czemu warto o tym mówić?

Maia: Jakiś czas temu poczułam, że nasza kobiecość jest trochę schowana. Mamy ją poupychaną po kieszeniach. Niby wiemy czym jest – rozumiemy, że jest samiec i samica. Mężczyzna i kobieta. Wiemy, że to jest naturalne. Z drugiej strony nie możemy jej dotknąć i złapać. Mam wrażenie, że zostałyśmy tak wychowane. Poddane treningowi społecznemu, że kobiecość to uległość, grzeczność, cichość, cichy, miękki ton głosu. Kobiecość to głównie ognisko domowe. Mówi się też o kobiecych kolorach, zawodach. Oczywiście nie neguję tego, że nasza cielesność jest miększa od cielesności męskiej. Wydaje mi się, że jest to fajne. To jest to yin i yang, o których rozmawiałyśmy. Nasze energie kobiece i męskie się uzupełniają. Żeby była jasność. W nas kobietach też jest trochę męskiej energii. To nie jest tak, że jesteśmy tylko i wyłącznie kobiecą, oblaną różem landrynką. Poza tym, zastanawiam się czy kobiecość można w ogóle ująć w jakąś ramę. Myślałam o tym już nie raz, bo tak naprawdę tyle ile kobiet, tyle kobiecości. Tyle różnych ciał, tyle różnych myśli, tyle różnych sposobów na wyrażanie siebie. Przez ubranie, przez to co się robi i mówi, przez sposób poruszania. Jak patrzysz czasami na kobiety na ulicy to jedna sunie w sukience, druga ma spodnie z wysokim stanem i koszulę, która jest atrybutem bardziej męskim niż kobiecym. My kobiety różnimy się. Gdyby zebrać nas tu garść, to każda byłaby inna. Nawet jak spojrzysz na nas, to jesteśmy kompletnie inne. A jednak łączy nas to, że mamy w sobie tę miękkość. Wydaje mi się, że kobiecość to głównie intuicyjność. To cecha, magia, którą w sobie nosimy. Pomijam oczywiście to, że mamy piersi i macice, bo można by powiedzieć, że to są atrybuty kobiecości. Tym różnimy się od mężczyzn fizycznie. Ja nie do końca czuję to w ten sposób. Czuję, że mamy intuicję. Połączenie z ziemią, powietrzem. Potrafimy w jakiś sposób wywąchać emocje, mamy do nich dużo większy dostęp. My jesteśmy emocjami. Jak myślę o kobiecości to widzę świetliste stworzenie. Myślę o świetle. O czymś, czego czasami nie da się schwytać. O dzikości. To też jest mocno kobiece. Z jednej strony jesteśmy matkami, więc jesteśmy rozsądne – jako matka, rodzic. Z drugiej strony widzę kucyk, który masz. Widzę, jak ściągasz tę gumkę i roztrzepujesz włosy. Te włosy na wietrze to ta dzikość. W każdej z nas jest ileś różnych ról, pozbieranych i poskładanych kawałków naszej kobiecości. Zastanawiałam się też jak patrzy na to ajurweda. W jakimś sensie jest tam ta rozdzielność. Nie chodzi o rozdzielność pod względem dzielenia ludzi, czyli my jesteśmy chłopaki, a wy jesteście dziewczyny. Chociaż często tak to wygląda. Na przykład, jeżeli siłowałaś się z jakimś mężczyzną na rękę, to dokładnie wiesz, że mimo Twoich usilnych starań, żebyś zapierała się pazurami, to mężczyzna jest jednak silniejszy. Taka jest jego natura. Ma w sobie tę siłę. Oczywiście ta siła jest w nim po to, żeby wspierać naszą kruchą naturę kobiecą. Mężczyzna jest oparciem, co nie oznacza, że nie istniejemy bez mężczyzny. Każdy jest pełnią. Nie potrzebuję męża, żeby mnie dopełniał i vice versa. On sam jest pełnią. My, czyli te dwie pełnie, spotykamy się po to, żeby ze sobą rozmawiać. Żeby wymienić się swoim punktem odczuwania. Mężczyzna inaczej odbiera rzeczywistość, świat, dotyk. Lubię o tym rozmawiać z mężczyznami. Jedno zdarzenie opowiedziane przez mężczyznę i kobietę, to coś zupełnie innego. Każdy uczestnik jakiegoś zdarzenia ma swoją historię do opowiedzenia.

Karolina: Zatrzymałabym się przy płci. Myśląc o naszym spotkaniu zrobiłam sobie takie punkty zaczepienia, gdzie może ta rozmowa podryfować i jednym z tych zagadnień była właśnie kwestia płci. Tego czy kobiecość ma płeć. Z punktu widzenia językowego kobiecość od razu kojarzy się z kobietą, ale jest to energia, która może charakteryzować osoby identyfikujące się jako kobiety i jako mężczyźni. Z jakiegoś powodu, automatycznie się nam wydaje, że kobieca powinna być kobieta. Myślę, że może to utrudniać zrozumienie siebie za równo wielu kobietom jak i mężczyznom. Jest wielu mężczyzn, którzy mają w sobie dominację żeńskiej energii i tak samo jest wiele kobiet, u których dominuje energie męska. Mi zawsze się wydawało, że bliższa jest mi energia męska. Nawet pamiętam, że jak miałam 14 lat i pojechałam do Londynu do muzeum nauki, to zrobiłam test – „jak myślisz?”. Wyszło mi, że w większości myślę jak facet. Jest to dosyć intymna, dziwna i ciekawa rzecz, ale ucieszyłam się wtedy. Pomyślałam sobie, ale fajnie. Super, że myślę, jak facet. Jakbym uważała, że jest to lepszy sposób myślenia. Chciałam być silna i przebojowa, więc bardzo mnie to ucieszyło. Zostając przy płciowości. Czym z punktu widzenia ajurwedy lub jak Ty to odczuwasz, charakteryzuje się kobieca i męska energia?

Maia: O tych energiach mówi się w różny sposób. Mówi się o tym, że energia działania, czyli energia ognia, to energia męska. Słońce, godzina 12.00. Mężczyźni są głośniejsi, silniejszy. Trochę mocniej pcha ich do przodu, chcieli by i to i tamto. Zróbmy to, działajmy. Poza tym mówi się o podziale w ciele. Prawa strona to kanał energetyczny męski, a lewa kobiecy. To samo mówi się o półkulach mózgu. One też w jakimś sensie mają inne funkcje. Jedna jest bardziej twórcza, miękka, kobieca, a druga jest stricte zadaniowa, nastawiona na działanie. W taki sposób głównie rozumują mężczyźni. Kobiety myślą uczuciami, myślą szeroko. Jak chcesz wypłakać się mężowi w mankiet, to on natychmiast wysypie Ci z rękawa 10 tys. możliwych rozwiązań, twojego problemu.

Karolina: Racjonalizacja.

Maia: Racjonalnych rozwiązań Twojego problemu. Co mogłabyś zrobić, w jaki inny sposób się zachować. A Ty jako kobieta chciałaś tylko, żeby cię przytulił i powiedział, że wszystko będzie okej. To wszystko. Ty nie chciałaś usłyszeć konkretów. Chciałaś zanurzyć się w tym uczuciu. Poczuć, że jesteś bezpieczna i zaopiekowana. Chciałaś, żeby Twój mąż czy partner Cię zrozumiał. 

Karolina: Dostać przyzwolenie na odczuwanie tych emocji. 

Maia: Chciałaś porozmawiać o tym jak się poczułaś w tej sytuacji, a nie rozmawiać o tym jak powinnaś się zachować. Nie chciałaś dostać rozwiązania. Chciałaś zostać wysłuchana. Przed nagraniem rozmawiałyśmy, że każdy ma swoją wyporność. Każdy jest w stanie przyjąć tylko ileś informacji i emocji na raz. To nie jest tak, że można wrzucać i wrzucać. Mamy swoją objętość. Szklanka nie przyjmie więcej niż 250 ml. Reszta się wyleje. Tak samo jest z nami. To też jest ciekawe, że kobiecy i męski styl funkcjonowania wcale nie oznacza, że mówimy o mężczyźnie i kobiecie. 

Karolina: Ważne jest, żeby to podkreślić.

Maia: Obie energie płyną w nas naraz. Chciałam powiedzieć, że jestem mężatką i mój mąż przejmuje ode mnie część obowiązków stricte męskich. Męskich, czyli takich do których jest potrzebna siła fizyczna, czyli np. wnoszenie z garażu siatki z zakupami. Oczywiście jak się zepnę, to też mogę to zrobić. Ale mam męża, więc zostawiam to jemu, bo on ma więcej siły. Dla niego jest to więc dużo mniejszy kłopot niż dla mnie. Chodzi więc o zużycie energii. Natomiast jeżeli ktoś ma problem natury emocjonalnej, to mąż oddaje słuchawkę mi, bo ja chętnie wysłucham, przytulę słowem i roztoczę ciepłą, dobrą atmosferą. Osoba z drugiej strony poczuje się zrozumiana i poczuje, że dostała wsparcie. Nie do końca usłyszy rozwiązanie, bo jeżeli chce usłyszeć rozwiązania, to lepiej rozmawiać z mężczyzną. Teraz uwaga. Gdybym nie była mężatką, nie miała partnera (i nie mówię, czy to jest lepsze czy gorsze) i była sama ze sobą, to musiałabym pobudzić w sobie męską energię, żeby wnosić te siaty albo zrobić inne rzeczy, które normlanie (mówię o swoim przypadku) robi mój mąż. Jeżeli go nie ma, to ja je robię. Pobudzam swoją męską część i zaczynam się robić zadaniowa, konkretna, potrafię wrzasnąć. Jest to dla nas dostępne cały czas. Mamy to w sobie. Po prostu w zależności od sytuacji możesz to wyciszać, taplać się we własnych emocjach, być miękka, twórcza i przebywać tylko w części kobiecej. To też jest fajne, że mówi się o umiejętności twardej i umiejętności miękkiej. Jako ludzie zostaliśmy wyposażeni przez naturę w jakiś sposób. Dostaliśmy ze sobą od razu zestaw narzędzi. Niby urodziliśmy się nadzy, ale w środku mamy narzędzia. My jako kobiety dostałyśmy mocniej rozbudowany, otwarty kuferek z narzędziami miękkimi, dlatego, że natura wymyśliła sobie, że będziemy rodziły dzieci. Mamy do tego predyspozycje fizyczne, dostałyśmy narzędzia. Musimy zrozumieć dziecko, które komunikuje się tylko gestami i miną. Dostałyśmy lepszy dostęp do kuferka, dzięki któremu jesteśmy w stanie odczytać potrzeby tego małego człowieka, który nie mówi: „Mama daj mi jeść czy pić”.  Musimy to wyczuć. To jest sfera, której nie da się schwytać i nie da się jej wytłumaczyć. Niby się mówi, że jak dziecko płacze, to sprawdza to czy tamto. Ale Ty ze swoim dzieckiem będziesz dokładnie wiedziała (oczywiście po jakimś czasie, bo musicie się siebie nauczyć), że jest głodny. Bo je znasz, bo wiesz. Tak się wykrzywił, skręcił, tzn., że potrzebuje np. wymiany pieluchy. Mężczyzna jest zadaniowy. Uwielbiam wszystkie żarty i mamy z tym związane. Kobieta mówi: jak będzie awokado to kup sześć. I gość niesie sześć płynów do prania, bo rozumiał, że jak będzie awokado, to ma kupić sześć płynów, a jak nie będzie, to tylko jeden. To jest właśnie zadaniowość. Konkret. Rzeczywiście jest tak, że czasami robimy błąd w komunikacji z mężczyznami. Myślimy mocno kobieco i myślimy, że on będzie wiedział o co nam chodzi, a on nie rozumie co my w ogóle próbujemy mu powiedzieć. To też jest fajne, żeby się przyłączyć. Poczytać o tych energiach, oswoić je i nie boksować się z nimi, bo żadna z tych energii nie jest ani lepsza, ani gorsza. Każda z tych energii jest w nas. Mówi się, że jest Ida i Pingala, czyli kanał energetyczny w ciele prawy – męski i lewy – kobiecy. Kobieta jest księżycem, nocą, jest chłodniejsza. Jest yin, jeśli mówimy o medycynie chińskiej. Mężczyzna to słońce, energia, godziną 12.00, kolor czerwony. Jest głośniejszy, aktywniejszy, silniejszy, jest dniem. Jest yang. Jest ogniem. Te energie fajnie się w nas równoważą w zależności od sytuacji w jakiej jesteśmy. Kiedy jestem z mężem, to on dźwiga siatki, a kiedy jestem bez niego, robię to sama. Wtedy rozpalam, rozbudzam swoją męską energię i po prostu w to idę. Można zauważyć to u kobiet, które zostały z dziećmi same, są rozwódkami itp. Z potrzeby muszą rozpalać często swoją męską połówkę. Muszą wykonać różne rzeczy, którymi normlanie zajął by się pewnie facet, bo się lepiej komunikuje np. z hydraulikiem. Nie wiem, czy miałaś kiedyś taką sytuacje, że miałaś z Panem hydraulikiem do omówienia kilka rzeczy. Ja uwielbiam rozmowy z mechanikami samochodowymi, bo oni od razu traktują mnie jakbym nic nie rozumiała. Nie wiem, nie znam się. To jest silny podział, którego ja nie lubię.

Karolina: Masz pełne prawo znać się na tych samochodach. 

Maia: Mam pełne prawo się znać. Powiem teraz coś i mam nadzieję, że mój mechanik tego nie usłyszy. Czasami specjalnie pozwalam mu być tym mężczyznom bardziej. Mówię wtedy, że np. nie wiem, gdzie ta żarówka powinna być.

Karolina: Kokietujesz trochę.

Maia: Chodzi mi o to, że to nie jest złe. Czuję swoją kobiecość bardzo, ale to też zadziało się po jakimś czasie. Nie usadowiłam się w tej kobiecość od razu. Potem pomyślałam, że dlaczego mam nie wykorzystywać jej jako swój atut.

Karolina: Nie wstydzić się jej i nie pokazywać za wszelką ceną, że dam radę sama coś zrobić. 

Maia: Tak. Że dam radę i będę wiedziała, gdzie ta żarówka, gdzie to koło. Pewnie, że mogę to wiedzieć, ale po to mam męża lub partnera. Albo jak nie mam, to mam zaufanego hydraulika czy mechanika, do którego jadę. Mogę być kobietką, która nie będzie zmieniała sobie sama opony.

Karolina: Jako strażnik poprawności politycznej muszę powiedzieć, że to nie oznacza, że każda kobieta czeka na mężczyznę, żeby załatwił to noszenie siat. Wierzę też w to, że są faceci, którzy zapalają w związku świeczki i rozpoczynają głębie rozmowy, podczas gdy kobiety ścigają się samochodami i podbijają świat. Takie relacje super funkcjonują. Niemniej bardzo zadziałało na mnie to co powiedziałaś, bo ja jestem przykładem takiej osoby, która przeżyła bardzo dużo niesamowitych historii mieszkając w różnych miejscach za granicą, sama jako bardzo młoda osoba. Nauczyłam się być swoim „i facetem, i kobietą”. Z uwagi na różnego rodzaju wyzwania życia codziennego, zdecydowanie więcej uwagi poświęcałam tej męskiej stronie. Trzeba było przetrwać, załatwić, zorganizować. Świetnie dawałam sobie radę. Dopiero niedawno zaobserwowałam, że są osoby przy których czuję się bardziej kobieca. I mogą być to za równo mężczyźni jak i kobiety, które przejawiają więcej cech typowo męskich. Nagle widzę, że przy nich jestem osobą od emocji. Niezorganizowaną, która bardziej się zachwyca kwiatkiem niż załatwianiem wynajmu samochodu. Łatwo mogę się przerzucić z jednego na drugie, ale odczułam niesamowitą ulgę, gdy mogłam przy różnych osobach czegoś nie wiedzieć, być tą prowadzoną. My kobiety, szczególnie w XXI wieki wchodzimy w role zadaniowe, kobiet sukcesu. Pozwalamy wierzyć ludziom, że świetnie damy sobie radę. Widzę to po swojej rodzinie. Przez to, że przez lata szłam jak burza i byłam w stanie ogarnąć wszystko, to np. mój dziadziuś był w szoku jak powiedziałam, że chciałabym założyć rodzinę. Powiedziała mu to moja mama. Co więcej, nawet moja mama, z którą jestem bardzo blisko, jak rozmawiałyśmy parę lat temu o dzieciach, to myślała, że ja najpierw chcę robić karierę i podbijać świat. To jest jakaś część mnie. Przez to, że w moim życiu na dany moment nie dzieje się nic od strony uczuciowej i nie wyzwalam w sobie kobiecej energii, to nie znaczy, że ja jej nie chcę, że jej nie mam, że jej nie potrzebuję. Po prostu na tym etapie dominuje u mnie strona męska, ale tak jak powiedziałaś potrzebujemy pewnych okoliczności, żeby móc uwolnić tę kobiecą. Nie każdy może, nie każdego będzie to spełniać. Ja dostrzegłam w sobie po latach, że szczyciłam się tą męską energią. Tym, że jestem taka męska, zadaniowa. Moim priorytetami był sukces, wyjazd i po prostu załatwianie przeróżnych biznesów. Teraz widzę, że na tym etapie cieszę się, że mogę zrzucić z siebie trochę tej strony. Była to ogromna dygresja. Powiedziałaś na początku, że kobietom się mówi, że mają być łagodne, mają matkami, mają być bezkonfliktowe i delikatne. To jest dla mnie bardzo fascynujące, bo jak ja myślałam sobie o społecznej definicji tego kim jest kobieta, to kobiecość kojarzy mi się z seksualizacją kobiet. Jeżeli jestem kobieca to jestem seksbombą. Muszę mieć jakieś kształty, chodzić w konkretny sposób, być uwodzicielką. Pomyślałam sobie o kobietach, które mają takie predyspozycje i są po prostu Marilyn Monroe. Z założenia przez całe życie, od nastoletnich lat są uważane za kobiece i seksowne. Podczas gdy dziewczyna o bardziej chłopięcej sylwetce, z założenie będzie uważana za niekobiecą i nieseksowną, bo np. ma krótkie włosy. Fajny jest ten dysonans, że ja zobaczyłam seksbombę, a Ty matkę Polkę [śmiech].

Maia: Może jest to kwestia wieku.

Karolina: Dlatego mam wrażenie, że definiowanie kobiecości robi nam strasznie dużo złego. Powiedziałaś, że to ma być intuicyjne. Ta kobiecość jest nasza, indywidualna. 

Maia: Dokładnie.

Karolina: Zastanawiam się na ile bycie kobiecą jest nam narzucone lub jest to etykieta, którą dostajemy, bo wyglądamy w jakiś sposób albo jesteśmy przykładną mamą, a na ile to jest w nas i nie ma tu żadnego związku z tym, w jakich jesteśmy okolicznościach, czy jak wygląda nasze ciało.

Maia: Okoliczności są ważne, bo wymuszają na nas jakieś zachowanie. Wyjechałaś i musiałaś załatwiać sprawy, więc rozbudziłaś swoją męską stronę, żeby być zadaniową. Udało się, jest sukces. To są wszystko działania męskiej energii, ale nie w sensie mężczyzny. Cały czas powtarzam to jak mantrę. Wiem, że trzeba bardzo uważać co się mówi, bo teraz jest to temat drażliwy. Ja osobiście uważam, że każda z nas jest inna. Są pewne założenia kobiecości. Cały czas mówię o energii. Ja dostałam ciało, które jest dosyć obfite w kształty i zawsze takie było. Mam duże biodra. Oczywiście jeśli pomyślimy stricte fizycznie, to może dzięki większym biodrom łatwiej się rodzi, ale oczywiście nie jest to pewnik. Tak samo duży biust może dać więcej mleka. Tak. Miałam dużo mleka i to potwierdzam. Ale tak naprawdę ważne jest tylko i wyłącznie to, co Ty myślisz o sobie i swoim ciele. To czy je akceptujesz. Ja osobiście nie mam wpływu na to jak wyglądam. Czy mój biust jest takiej miseczki czy innej. Taka jestem, ja tego nie wybrałam. Dlatego mówię, że się rozsiadłam w kobiecości, bo przez wiele lat uważałam, że powinnam spłaszczać ten biust i coś z nim robić. Uważałam, że najfajniejszy biust to ten sportowy. Sportowy to taki, który mieści się w dłoniach i nie żyje swoim życiem. Jest cały czas na miejscu, wystarczy jakaś koszulka i jest super. A mój biust żył własnym życiem. Ja byłam tu, a biust był obok. Nawet w przebieralni robiłam jakieś różne przysiady, skłony, skręty, żeby sprawdzić, kiedy mój biust postanowi, że będzie gdzie indziej. Teraz myślę sobie – fajnie, że ma swój świat. Lubi pooddychać i wyglądać na świat. Musiałam do tego dochodzić. Ja sobie tego nie wybrałam. To samo z biodrami. Dużo mi czasu zajęło zaakceptowanie tego, że jestem biodrzasta. A np. moje koleżanki mają biust sportowy i mają dużo mniejsze biodra. Patrzyłam na nie i myślałam, że są cudowne i przepiękne.

Karolina: To rozmowa jest o tym, że chcemy czego nie mamy. Tyle kobiet marzy o dużym biuście i dałoby się za niego pokroić.

Maia: Na pewnym etapie mojego życia czułam, że muszę być mocno umalowana, żeby być kobieca. Powinnam mieć dekolt. Powinnam emanować kobiecością. A potem zrozumiałam, że to coś się po prostu w sobie nosi. Bez względu na to czy jesteś w T-shircie, spodenkach, w długiej spódnicy, czy masz taki biust czy inny biust. Powinniśmy zaakceptować swoją kobiecość, swoją energię. Rozsiąść się w niej. Poczuć: tak, to jestem ja. Tak wyglądam. Tak wyglądają moje ręce, tak wyglądają moje nogi. Co nie oznacza, że już w ogóle nie będę ze sobą nic robić, jeść co popadnie itd., bo to jest też objaw miłości do siebie. Jem rzeczy, które mi służą. Staram się zrobić dziennie ileś kroków. Staram się utrzymać tę równowagę. Oczywiście wszystko zmienia się z wiekiem. Życie jest tak poukładane, że jak rano się budzisz to wieczorem zasypiasz. Jest to cykliczność pewnych sytuacji i my kobiety też jesteśmy cykliczne. Chciałam też nawiązać do tego, że cykliczność też jest kobiecością. Emocjonalność. Zobacz, jak zmienia się to w naszym cyklu miesięcznym. Jak zmienia się wtedy nasze ciało. 

Karolina: Poziom energii, nastroje.

Maia: Czasami patrzę na mojego męża i myślę sobie, że jest szczęściarzem, że nie ma tych wahań. Z drugiej strony po latach stwierdziłam, że one też są dla mnie cenne. Dużo uczą mnie o mnie. Pokazują, że nic nie jest stałe. Zaakceptowanie tego, że życia, ja, kwiat – rodzi się i musi zwiędnąć. Nadmieniam o tym, bo jesteś młodsza i może jeszcze o tym nie myślisz. Ja widzę, że ciało czy skóra też się zmienia. Czas robi swoje. Ja się śmieję, że zagniata ją jak ciasto i różne rzeczy wyglądają inaczej. Jak pomyślisz o cykliczności to zobaczysz, że przychodzi ona z dojrzewaniem i pokazuje Ci przez tyle miesięcy i tyle lat, że nic nie jest stałe. Co miesiąc Ci to powtarza. Nic nie jest stałe. Wszystko się zmienia. Ty też się zmieniasz. Myślenie się zmienia. Ciało się zmienia. Zmieniają się pory roku. Zmieniają się priorytety. Ty powiedziałaś o seksbombie, a ja o macierzyństwie, bo jestem mamą i trochę mi do tego bliżej. To też się zmieniło. Kiedyś bardzo chciałam być seksbombą, bo czułam, że to jest ta kobiecość. Ale ona ewoluuje i się zmienia. Są różne ruchy. Mówi się o body positive, body neutrality. Też o tym czytam i to oglądam. Ostatnio na Instagramie widziałam taką większą kampanię, żeby nie używać filtrów, żeby akceptować siebie takim, jakim się jest. Ja sobie tak trochę przekornie pomyślałam, że oczywiście to jest bardzo fajny kierunek. W tym sensie, żeby nie pokazywać sztuczności, bo wszyscy jesteśmy inni, inaczej będziemy się starzeć, inaczej będziemy myśleć i dojrzewać. Nie ma co wpychać młodym ludziom do głowy, że pożądana jest tylko gładka cera, tylko jakiś kształt oczu. Dana osoba się urodziła taka, a nie inna. Każdy jest sobą i nie możemy być kimś innym. Kiedyś ktoś powiedział, że możesz być tylko sobą, bo wszyscy inni są już zajęci. I to jest bardzo fajne. Człowiek oswoi się z tym, że jest sobą. Zacznie zastanawiać się, co to właściwie znaczy. To też jest takie oklepane. Jak to działa? Zaczynasz to oswajać. To są moje ręce.

Karolina: Czy kiedykolwiek na nie spojrzałam? Umiałabym je narysować?

Maia: Nawet na przypadkowo zrobionym zdjęciu rozpoznam swoje ręce. Jeśli ktoś na zdjęciu sięga po szklankę, to będę wiedziała, że to jest moja ręka i ja po nią sięgam.

Karolina: Bo się sobie przyglądasz.

Maia: O to mi chodzi, żeby się sobie poprzyglądać. Trochę odczarować tę fizyczność. Bez względu na to, czy jesteś kobietą czy mężczyzną. Jakiej wielkości jest Twoje ciało. Ile masz lat. Fajnie jest to ciało poznać. Wiedzieć, że tak wygląda. Wiem, że odjechałam od kobiecości, ale zaraz dojadę. Chciałam powiedzieć jeszcze jedno, bo dało mi to dużo do myślenia. Jestem jeźdźcem, mam swoją kobyłę już długi czas. Mam same dziewczyny. Jakoś lubię tę kobiecość, miękkość, takie przywiązanie. Kobiety mają to do siebie, że obejmują swoje stado. Scalają, trzymają razem. Dbają o ognisko. Mówi się, że mężczyzna rozpala ognisko, bo jest ogniem, ale kobieta dba o to, żeby to ognisko dalej płonęło. Można to rozumieć bardzo szeroko. Nie jako żona i mąż, bo nie chcę nikomu niczego wpierać. Ja jestem mężatką, ale można nie być. Wydaje mi się, że poznanie siebie i zrozumienie kim jestem. To jestem ja. Fizyczne, ale też mentalne zrozumienie swoich emocji, które pojawiają się w danym momencie. Coś mnie zajmuje, coś mnie pociąga, a coś innego mnie trochę odstrasza. Nie mam ochoty tego czytać lub oglądać. A to już mam ochotę. To pokazuje drobnymi kęsami kim jestem. Co lubię, a nie co lubi moja koleżanka.

Karolina: To jest bardzo trudne. I łatwo o tym mówić. Ty masz za sobą wiele lat takich obserwacji i pracy nad sobą, ale myślę, że szczególnie dla młodych osób (chociaż pewnie nie tylko), w obliczu mediów, które cały czas mówią nam jacy mamy być, my naprawdę nie wiemy tego. Ja pamiętam, że w zeszłym roku, kiedy przy pierwszym lockdownie dużo czasu poświęciłam na taką podróż wewnątrz siebie – myślę, że nie jestem jedyna – zadałam sobie pytanie co ja w ogóle lubię? Bo po prostu przez te wszystkie lata próbowałam wykreować siebie na osobę, którą chciałabym być. Wydawało mi się, że taka osoba dostanie aprobatę, będzie lubiana. Chciałabym obejrzeć takie filmy, chciałabym przeczytać takie książki, chciałabym słuchać takiej muzyki. Usiadłam któregoś dnia i stwierdziłam, że ja nie lubię takiej muzyki. Ta książka mnie nudzi. Miałam trzy podejście do Zabić Drozda w oryginale i ja szanuję świetną literaturę, ale mnie ta książka totalnie znudziła i pomyślałam sobie, że to jest jakaś moja osobista porażka. To ja nie jestem intelektualistką? Strasznie długi czas zajęło mi zaakceptowanie tego, że ja lubię np. robić sobie maseczki na twarzy i to nie czyni ze mnie pustej lalki. Bardzo chciałam powiedzieć o tym w tej rozmowie. Powiem Ci, że ja całe życie stawiałam urodę po przeciwnej stronie od intelektu. Odkryłam to w zeszłym roku. Ja sobie wymyśliłam, że ja nie mogę w ogóle skupiać się na powierzchownych rzeczach. Dzisiaj jestem obwieszona łańcuchami, bo stwierdziłam, że zrzucam z siebie tę fasadę. Zbyt długo myślałam, że nie mogę interesować się takimi rzeczami jak moda, robienie sobie peelingów na twarzy, bo ja chcę, żeby mnie postrzegano jako intelektualistkę. Jeśli mam pokazać, że jestem mądra, znam się i mam mieć szacunek ludzi, którzy mi imponują, to absolutnie muszę zerwać z kwestią powierzchowności. Zobaczyłam to pod lupą, kiedy rzeczywiście zgłębiłam ten temat w sobie. Myślę, że robimy sobie wiele krzywdy, zmuszając się do nie bycia sobą.

Maia: Wydaje mi się, że najważniejsze jest poznanie siebie. Żeby wiedzieć kim jestem w środku. Nie, kim chciałabym być. Prawda jest taka, że nasza natura wylewa się z nas każdą szczeliną ciała. Możemy udawać, że jest inaczej, ale zobacz, ile energii się traci na to, żeby pudrować te pęknięcia. Na udawanie. Oczywiście cały czas się dogrzebuję do tego kim jestem. To jest proces, który trwa cały czas. Nigdy nie można powiedzieć: ja już wiem. Mam załatwione. Jak tak mówisz to znaczy, że nawet za drzwi nie chwyciłaś. Zawsze jest coś do odkrycia. Zawsze jest coś, czego jeszcze nie zobaczyłaś w świetle. To tam jest. W cieniu, ukryte.

Karolina: Czeka na odpowiedni moment. Nie chodzi o to żebyśmy wpadli w manie samorozwoju. Bo to jest moja pułapka. Chcę wszystko. Będę dalej grzebać, odkrywać. 

Maia: Obstawię się książkami potąd, choć ich nie przeczytam, bo fizycznie nie jestem w stanie. Możesz przeczytać, tylko chodzi o zrozumienie tematu. To, że oko przeleci po tekście, to jeszcze nic nie znaczy. Ten tekst musi wejść do Ciebie. Znaleźć swoje miejsce. Usadowić się. Zmienić coś ewentualnie. Przebudować i dopiero jesteś gotowa na nowe. Zaakceptowanie siebie nie oznacza, że nie widzisz żadnej swojej wady. Mówię i mentalnie, i fizycznie, i powierzchownie. 

Karolina: Wręcz przeciwnie.

Maia: Widzisz wreszcie bez różowych okularów. Widzisz sprawy takie, jakie są. Czasami jest to konfrontujące i człowiek chodzi, trawi w sobie to co zobaczył, bo chcemy wszyscy być mili, ładni, młodzi, bez skazy, dobrzy. Niektórzy niedobrzy. W ajurwedzie mówi się, że to są samskary, czyli wydeptane ścieżki. Po co przedzierać się przez chaszcze. Lepiej przeczłapać sobie tą ścieżką. Łatwo i komfortowo. Żyjemy w czasach instant, wszystko chcemy w pigułce – dbanie o siebie w pigułce, pokochaj siebie w pigułce. Nie da się tak. Nie zrobi się tego w jeden dzień. Czasami jest to naprawdę żmudny proces. Któregoś dnia wstajesz i myślisz sobie, że to z czym przez całe życie próbowałaś walczyć, jest Ci jednak potrzebne. Pomaga w życiu. Chcę to zatrzymać. Nie chce się tego pozbywać. A propos konia chciałam powiedzieć, że zanim się w ogóle na niego wsiądzie i zacznie na nim jeździć to się go czyści. Szczotkuje, czesze, dotyka, nie tylko tu, gdzie siodło, ale całego konia. Dlaczego się to robi? Robisz to wtedy w tych miejscach szybciej, bo nie chcesz mu robić nieprzyjemności. On się z Tobą oswaja. Nic się jeszcze nie zadziało, a już jest komunikacja. Rozmawiacie. Chodzi o to, że uczysz się jego ciała i następnym razem jak coś się zmieni, to będziesz wiedziała. Będziesz wiedziała, że ta noga nie miała wcześniej czegoś takiego. Człowiek uczy się własnego dziecka i powinien uczyć się też siebie. Ciało powinno się oglądać i nie tylko te partie, które lubię. 

Karolina: Albo odwrotnie. Tylko te, których nie lubię.

Maia: Chodzi o to, że warto zobaczyć siebie. Jakim się jest. Od A do Z. Ja przed okresem się bardziej pocę. Jeżeli dobrze się z tym czuję to w porządku. Jeżeli nie do końca, to może częściej umyję sobie pachę i np. użyję fajnego kremu, który daje ładny zapach. Ja czuję się wtedy komfortowo i myślę, że inni wokół mnie też. Kolejna rzecz. Jeżeli dla mnie jest okej, że mam włosy na nogach, to super. Bo to są moje włosy. Nic Tobie do moich włosów. Nie tarzam się na Tobie, nie „obwłaszczam” Cię swoimi włosami na nogach. Mówię dobitnie. Ale jeżeli chcę mieć ogolone nogi, to sobie je golę i to jest moja sprawa. Powiedziałam to, bo teraz są te różne ruchy. Jak mówię, wszystko jest okej i wszystko jest dla ludzi. Jeżeli Ty się z tym dobrze czujesz, to możesz mieć siwe włosy. Spoko. Ale nie zmuszaj mnie do czegoś. Nie rób mi przykrości, że ja ufarbowałam sobie włosy. Nie lubię się w siwych. I to nie znaczy, że siebie nie akceptuje. Po prostu wiem co jest dla mnie, co mi sprawia przyjemność, co mi sprawia przykrość. To jest sedno. Kobiecość to są dwa fronty. Albo ta zewnętrzność, czyli to o czym mówiłaś wcześniej, że nie chciałaś. Maseczki to dbanie o siebie, a Ty chcesz być intelektualistką. Możesz być intelektualistką, która ma czerwoną szminkę i duży dekolt. Można być intelektualistką w dresie i krótkich włosach. Kwestią jest tylko to, jak Ty się z tym czujesz. Czy ta intelektualistka jest okej z tym, że ma krótkie włosy? Jeżeli jest okej to ekstra. Nic nikomu do tego. Żeby tak było musi jednak wiedzieć kim jest. Musi wiedzieć i poczuć co lubi. Ona lubi te krótkie włosy i jej jest w takich włosach najlepiej. Czuje się w nich najbardziej sobą. Nawet jeśli mówi się, że krótkie włosy są męskie.

Karolina: Wydaje mi się, że to pułapka. Oceniamy innych poprzez wygląd, bo nasz wygląd wysyła jakaś wiadomość. Stylizując się w pewny sposób, dbając o siebie tak czy inaczej, coś światu komunikujemy. To jest trudne iść nagle pod prąd i być super Panią z dekoltem i szminką, która chce pokazać światu jaka jest mądra. Na pewno będzie wiele osób, które od razu ją ocenią i zaszufladkują. Ale kiedy poznajemy i akceptujemy siebie, zaczynamy mieć po prostu w nosie, że ktoś wsadzi nas do złej szuflady. Myślę, że to jest to remedium. Kiedy stwierdzisz, że jesteś spoko taka jaka jesteś, to zaakceptujesz fakt, że inni ludzi, którzy są 

prawdopodobnie w innym miejscu w życiu niż Ty, uznają, że skoro jesteś cała na czarno, to jest to żałobne albo jesteś ponura. Wymyślą 500 innych rzeczy, a ja po prostu stwierdziłam, że chcę założyć dziś tę koszulę i to jest koniec rozkminy. Ja nigdy nie chodzę na czarno, ale dzisiaj się tak poczułam. Więc sobie to założyłam. Mam wrażenie, że jeśli przestaniemy w kółko zastanawiać się jak jesteśmy odbierani przez innych, to wtedy w krótkich włosach i w dresie będziemy najbardziej kobiecą wersją siebie. Nieraz będąc na szpilkach i pięknej sukience, możemy czuć się zupełnie odrętwiałe, niekobiece i nie w sobie.

Maia: Przebrane. Bardzo bym chciała, żeby z tej rozmowy wyniknęło dla wszystkich – dla kobiet i mężczyzn – że najważniejsze to poznać i polubić siebie. Zauważyłam, że im więcej we mnie akceptacji dla siebie, tym łatwiej jest mi akceptować innych. Myślę sobie, że to czyjaś sprawa, czy ma włosy na nogach i szminkę na ustach. Nie mi oceniać, czy dobrze w czymś wygląda. Chyba, że mnie zapyta, to mogę wtedy wyrazić swoją opinie. Same działamy internetowo, więc wiemy, że bardzo często dostaje się dużo niechcianych opinie i rad. Opinie innych, to nic innego jak ich opinie na temat nich samych. To jest trochę tak jakby ktoś otworzył teraz drzwi, wyrzucił u Ciebie śmieci i poszedł do siebie.

Karolina: Bardzo ważne, żeby zdać sobie z tego sprawę. Odkąd tak postrzegam świat jest mi łatwiej i uczę się dużo o sobie. Wszystko to, co mnie drażni w drugiej osobie, od razu widzę w sobie. Dzień dobry Karolina. Czemu Cię to rusza? Mogę to teraz zdradzić, bo jest to temat, dla mnie nowy i nie mówię o tym za często publicznie, ale lubię stawiać czoła swoim cieniom.  Aspektom, do których się nie chciałam przyznać. Jak np. to, że lubiłam dbać o siebie, ale gdzieś to wypierałam. Powiązany temat to to, że zawsze bardzo oceniałam. Jeśli kogoś oceniasz, to Ty masz z tym wielkim problem. Oceniałam to jak ktoś ocenia kogoś po wyglądzie. Bardzo drażniło mnie to np. u mojej babci. Ona zawsze komentuje wygląd innych osób. Po rozmowie ze sobą zrozumiałam, że ja też to robię, tylko tego nie głoszę. Stłumiłam to w sobie, bo uznałam, że tak nie wypada, ale strasznie mnie drażni, kiedy robią to inni. Zaczęłam grzebać dalej i doszłam do tego, że dla mnie wygląd jest bardzo ważny, tylko wmówiłam sobie, że jestem ponad to i że nie ma to dla mnie żadnego znaczenia. I tak nadbudowałam tę warstwę czy też zasłonę. Zbudowałam sobie cudowny świat, w który w ogóle nie będę komentowała tego, jak ktoś wygląda. Przez to robiłam sobie więcej krzywdy, bo miałam bardzo dużą frustrację względem osób, które to robią. Finalnie względem siebie samej. Za każdym razem, kiedy chcę powiedzieć coś w kontekście operacji plastycznej – że ktoś wygląda źle – to myślę sobie, że jeżeli ta osoba patrzy w lustro, jest szczęśliwa i uważa, że jest piękna, to liczy się tylko to. To jedyna ważna rzecz. Żeby dojść do tego wszystkiego musiałam pozwolić sobie mieć te złe cechy. Zaakceptować to, że nie jestem idealną Karoliną, matką świętą Teresą, która chce wszystkiego jak najlepiej, ma empatię do wszystkich, wszystko akceptuje i nie oceniam. Tylko ja też mam w sobie ludzkie odruchy i też przyjdzie mi czasem na myśl jakiś uszczypliwy komentarz. Może to jest okej, bo czasem jestem po prostu wyprowadza z równowagi. Zazwyczaj jest tak dlatego, że nie daję sobie tego czego pragnę, czyli nie mam pomalowanych paznokci, bo nie mam na to czasu, bo w tym czasie zbawiam świat. A teraz mam pomalowane paznokcie i niczyj wygląd mnie nie rusza.

Maia: A propos pomalowanych paznokci to też tak mam. Jak mam pomalowane paznokcie i zrobiony pedicure, to ja czuję się bardzo kobieco nawet jak jestem nago albo w dresie. Nawet w butach górskich, gdzie oczywiście nikt nie widzi tego mojego pedicure, czuję się z nim tak kobieco. To jest drobiazg, którego np. cześć osób nie zauważy. Zmierzam do tego, żeby dogrzebać się do tego, co sprawia nam przyjemność. Mi sprawia przyjemność pedicure i pomalowane paznokcie u stóp. U rąk już widzisz nie. Ale Tobie może u rąk. Dogrzebmy się do tego co sprawia nam frajdę. I pozwólmy sobie na to. To jest ta dzika strona kobieca. Dzikość, przekorność, którą mamy w sobie. Rozwiane włosy i to, że nie będę taka ułożona. Będę po swojemu. To jest bardzo fajne, że w kobiecej energii jest ten bunt. Kiedy trzeba to przytulę do piersi i jestem matką, ale kiedy trzeba to zerwę tę frotkę z głowy i będę tańczyć przy ognisku.

Karolina: Ważne jest, że skoro kobieta i energia kobieca z założenia jest emocjonalna, to czemu wybrałyśmy sobie, że mają być to tylko dobre emocje. Przecież jest ich całe spektrum. Bunt musi gdzieś być, bo skoro jesteśmy emocjonalne, to przejawiamy wszystkie emocje.

Maia: Bunt to jest tak naprawdę wkurz. Chciałam użyć innego słowa, ale ugryzłam się. Coś co nas wkurza, coś co podpala nas w środku. Tak samo wydaje mi się, że w momencie, kiedy damy sobie prawo na bycie sobą, to możemy dotrzeć do tej naszej energii kobiecej. Nawet tej energii seksualnej, która w nas drzemie. Możemy pozwolić sobie na nieokiełznany wybuch pożądania i namiętności, bo on nie jest ułożony. Nie ma zrobionego ciasno koczka, bo słysząc samo słowo wybuch, namiętność i pożądanie, to już wiesz, że tam są włosy, iskry, dzieje się, sapie się, jest pot, jest fizycznie i pysznie. Na koniec musiałam to dodać, bo nie byłabym sobą. Chodzi o to, że początek tej rozmowy miał pokazać, że energia kobieca próbuje być spakowana do jakiegoś pudełka. A ona nie jest do spakowania, bo energia kobieca jest wodą. My jako kobiety jesteśmy czasami spokojnym strumieniem, ale bardzo często rwącym potokiem. My jesteśmy wodą. Wody nie da się spakować. Mamy butelki, słoiki i można zamknąć ją na chwile w tym sensie, ale ona nigdy nie jest stała. Nie da się jej chwycić w ręce, bo wylewa się i przelewa. To są emocje. One się wylewają, przelewają.

Karolina: Czasami jest lodem, a czasami paruje.

Maia: Nie da się jej ujarzmić. Tobie się tylko wydaje, że ją zamroziłaś. Zamroziłaś ją na chwilę, ona cały czas wibruje w środku. Te bąble chcą wreszcie oddychać i być sobą. Bez względu na to czy jesteś mężczyzną czy kobietą. Mężczyźni też czują emocje. To nie są stwory z innej planety.

Karolina: Choć czasem może się tak wydawać.

Maia: Oni też są uczeni powściągliwości. Mężczyzna nie płacze. Dlaczego nie płacze? Jak jest mu przykro to płacze, bo to jest emocja. Tak zostaliśmy stworzeni fizycznie, żeby ta łza pozwoliła…

Karolina: Dać upust tej wodzie.

Maia: Wypłynąć tym emocjom. Dlatego mówię o spakowaniu i bardzo podkreślam, że w mężczyznach jest kobieca energia i ona też nie może być pudełkowana. Nie jest czymś złym. Mężczyzna nie powinien wyprzeć się energii żeńskiej. Ona jest. Gdyby nie to, nie mogliby kochać. Gdyby nie to, nie mogliby opiekować się dziećmi. To też jest potrzebne. Spójrz na niektórych kreatorów mody. Nie widać tam dużo kobiecości, która wypłynęła? Otworzyli drzwi kobiecości i powiedzieli, tak chcą tworzyć. Chcą tworzyć dla kobiet, ja to czuję. 

Karolina: Jest kreatywność, piękno, wrażliwość. 

Maia: Dokładnie tak. Można przypatrzeć się najbardziej znanym twórcom. Zobaczmy, jak wyglądają. Tam jest trochę szaleństwa. Ta szczypta szaleństwa to jest ten rwący potok, to są emocje, chaos, z którego wyłania się piękno. Chaos jest twórczy.

Karolina: Wydaje mi się, że ta nasza cykliczność, emocjonalność i zmienność jest ogromnym błogosławieństwem. Zmusza nas bowiem do samoobserwacji. Umówimy się, kobiety mają większe przyzwolenie i więcej materiałów samorozwojowych. Rozmawiamy o emocjach i my faktycznie możemy grzebać głębiej. Dla mężczyzn jest to utrudnione, nie mają dostępu do takich zasobów. Moim zdaniem jest duża przepaść, jeśli chodzi o świadomość w zakresie emocji, komunikacji i samorozwoju, jeżeli porównujemy stricte kobiety i mężczyzn. Nam jest o wiele łatwiej, bo jesteśmy całe życie przyzwyczajane do ciągłych zmian. Ciężko jest nam się siebie trochę nie nauczyć, bo musimy to nawigować. Mija tydzień i nie mamy żadnej ochoty grać w tenisa, mimo, że w zeszłym tygodniu grałyśmy codziennie. Teraz mamy za to ochotę pójść na jakiś lekki spacerek. O co chodzi? Zmieniają się nasze poziomy energii, nastawienie do innych ludzi. Jesteśmy zmuszone i uczymy się siebie, a często faceci nie mają powodu, żeby rzeczywiście zajrzeć w głąb siebie i ich droga do samopoznania może być o wiele trudniejsza. 

Maia: Też to czuję i mam wrażenie, że aspekt kobiecy w mężczyznach został pozamykany. Może to jest takie nasze, polskie.  Zobacz, jak się mówi. Facet, który mocniej o siebie dba i chce, żeby mu skarpety pasowały do zegarka lub ma jakieś bransoletki czy coś innego, to już jest jakiś zniewieściały. A przecież to nie ma nic do tego. Tak w ogóle to bransolety nosili wojownicy.

Karolina: Myślę, że to jest bardzo polskie.

Maia: To nie ma nic wspólnego ze zniewieściałością. To znaczy, że ma on dostęp [do swoich emocji], nie zamknął tych drzwi na amen, nie zakluczył ich. Myślę, że mężczyznom, którzy mają otwartą twórczość i wrażliwość na sztukę, jest trudniej w męskim, szowinistycznym świecie. Albo jesteś z nami – spocony pod pachami, w dziurawej skarpecie i idziemy na rybę albo jesteś przeciwko nam. Cały czas myślę o tym, że ciężko znaleźć jakiś środek dla tej strefy. Chociaż teraz jest już trochę lepiej. Miałam takie przemyślenie a propos ubioru. Jak siedziałam w kawiarni we Włoszech, to mało oczu nie postradałam, bo widziałam tyle przepięknych, przepięknie ubranych mężczyzn. Wszystko do siebie pasowało, było niesamowicie skrojone. A to była zwykła ulica, żaden tam Mediolan. Zwykłe, małe miasteczko. Siedziałam w kawiarni i nie wiedziałam, co mam ze sobą zrobić, bo naprawdę mało jest takich mężczyzn. Chociaż w Polsce mamy ich już coraz więcej. Widać, że jest otwartość na to, żeby pokazać siebie trochę inaczej, w inny sposób. Żeby odważniej podchodzić do kolorów. Kolory są dla wszystkich i chciałabym wyraźnie powiedzieć, że i kobiety, i mężczyźni mogą nosić różowy, zielony, niebieski. Nie ma kolorów męskich i kobiecych. Wybierajmy to w czym czujemy się dobrze. Ja miałam wystąpić dziś w różowej bluzie tylko, że mi się wczoraj zalała. Wyprałam ją, ale nie wyschła.

Karolina: Byłybyśmy świetnym zderzeniem.

Maia: Ja bardzo lubię różowy. Taki majtkowy, pudrowy. Pamiętam, że jak byłam małą dziewczynką to lubiłam różowy, a potem nastał bunt. Różowy był wtedy wstrętny i zbyt cukierkowy. Nie będę cukiereczkiem. Były inne kolory. Na studniówce miałam ogolone włosy na jeżyka i czarną sukienkę.

Karolina: Jak masz jakieś zdjęcie, to możesz mi potem przesłać, bo bardzo chciałabym to zobaczyć. 

Maia: Zobaczysz. Miałam bardzo delikatną i dziewczęcą buzię, mimo tych ogolonych włosów. Uważam, że wyglądałam przepięknie, choć był to bunt przeciwko kobiecości. Mimo, że natura stworzyła mnie właśnie tak, to ja nie zamierzam taka być. Te momenty buntu są potrzebne, bo są wyznaczaniem granic. Szukaniem siebie. Chciałabym zaapelować do wszystkich, żeby się trochę zbuntowali i zaczęli szukać siebie bez względu na wiek, płeć czy status społeczny. To nie ma żadnego znaczenia. Fajnie być troszkę w rebelii, żeby wyskoczyć z układanki i zobaczyć czy rzeczywiście jest to moje miejsce. Czy rzeczywiście chcę chodzić tylko na granatowo, w jakimś konkretnym swetrze, psikać się tylko jednymi perfumami, bo wszyscy to robią. A może mnie ciągnie do kompletnie innego zapachu? Od kilku lat używam olejku różanego. Bardzo kobiecy, różany zapach. Czakra serca. Do tego perfumy kadzidłowe, ciężkie, kościelne. Kiedyś uważałam, że taki zapach nie jest w ogóle kobiecy, bo kobiece tzn. kwiatowe. W tym zapachu czuję się sobą. Znajomi mi czasem mówią, że kiedy gdzieś wchodzę np. do kawiarni, to jeszcze mnie nie widzą ani nie słyszą, ale już czują. Widzą, że to wchodzę ja. To się ze mnie zlewa, jest moje. Absolutnie nie namawiam tutaj, żeby pędzić i kupować tego typu zapach, bo może np. czyimś zapachem jest zapach wanilii i pieczonych ciastek. Swojego czasu myślałam, że to jest mój zapach, ale cały czas miałam wrażenie, że czuję ten zapach na sobie. Czułam jakbym była przebrana. On nie był mój. Swojego zapachu człowiek tak nie czuje. Obecny się tak pięknie zlewa, że jest integralną częścią mnie. Tak jak ciało. Ktoś mnie zapytał o tatuaże, czy mi nie przeszkadzają. Nie, bo ja ich nie widzę. To się tak zlało, że nie wyobrażam sobie, że kiedyś nie miałam tutaj nic. To jest naturalne. Nie namawiam absolutnie, bo każdy ma swoją drogę. Jedni to robią, inni nie robią. To samo z farbowaniem włosów, czy innymi rzeczami, które się robi. Chciałam powiedzieć jeszcze jedną rzecz a propos zewnętrzności. Wszystko jest dla nas ważne. Wnętrze, zewnętrze, myśli, które pląsają gdzieś w głowie, zapach. Zdałam sobie sprawę, że właściwie człowiek cały czas się czymś spryskuje. Ja nie pamiętam jak pachnę, jak się spocę. Jaki mam zapach. Zrobiłam sobie taki eksperyment, że przez dwa cykle w ogóle nie używałam żadnych perfum i pachnących kosmetyków. Wszystko było bezzapachowe, bo chciałam się nauczyć swojego zapachu. Chciałam go sobie przypomnieć. Wącham swojego syna i dokładnie wiem jaki on ma zapach. Tak samo uwielbiam zapach włosów mojego męża, skóry na słońcu. Niesamowity zapach lata, wiatru, wolności. Różne są tam składniki. Powąchanie siebie było ciekawą podróżą. To jest bardzo fizyczne, cielesne, zwierzęce, pierwotne, fizjologiczne. Zobaczyć, jak to jest. Jaka ja jestem. Co zagłuszam. Używam konkretnego zapachu i się tym cieszę. To nie jest wykluczające. Przechodząc widzę siebie w jakiejś witrynie sklepowej czy w lustrze, chcę się do siebie uśmiechnąć i pomyśleć: hej, dobrze wyglądasz. Albo: dzisiaj trzeba troszkę odpocząć. To daje mi informacje.

Karolina: Nasuwa się taki wniosek, że cała kobiecość jest po prostu o nas i dla nas. Ona nie ma rozmiaru, nie ma zapachu, nie kolorów. Jesteś kobieca wtedy, kiedy uzewnętrzniasz poprzez wygląd, usposobienie, słowa i ruchy to, kim naprawdę jesteś. 

Maia: Kiedy jesteś sobą.

Karolina: Jest to trudne. Czasami jest to długi proces i zawsze Cię rozwijał i gdzieś prowadził. Bo kto wie, może za rok stwierdzisz, że już nie czujesz tego zapachu, że Ci się nie podoba i pójdziesz w inną stronę. Ale Ty nadal będziesz tą kobiecą sobą i będziesz emanowała tym, że to jest prawdziwe i Twoje. Tak jak powiedziałaś, masz bardzo kobiece kształty, ale kiedy miałaś 19 lat, przez swoje ciało zostałaś włożona do szuflady pt. jestem kobieca. Ty w tamtej chwili chciałaś inaczej tę kobiecość zademonstrować. Schowałaś ją pod czernią i krótkimi włosami. Jeżeli jesteś naprawdę kobieca, to nie potrzebujesz do tego dużego biustu, czy jakiegoś specjalnego stroju. Kobiecość przejawia się w delikatności, czułości, ale też pewności siebie i osadzeniu w sobie. Ona nie ma żadnej definicji. Żebyśmy nie wiem, jak chciały się wyginać na wszelkie strony, żeby wpasować się w ten kobiecy model, to i tak wyczuje się ten fałsz. Wiemy, kiedy ktoś udaje. Najważniejsze jest to, że masz umalowane paznokcie, ładną bieliznę, wiesz, że rano poczytałaś fajną książkę, która sprawiła, że czujesz się świetnie. Ta kobiecość jest tylko tym, jak my czujemy się w sobie. Niczym innym. Daje nam to niesamowicie dużo władzy. Nie oddajemy tego komuś.

Maia: Chciałam to powiedzieć. Zasady ustalamy same. Tylko my i dla siebie. Kto dał komuś innemu prawo, żeby ustalać zasady? Nikt. Tylko ja ustalam swoje zasady. Na pewno widziałaś mocno starszego mężczyznę lub mocno starszą kobietę, która jest w sobie usadowiona. Patrzysz na nią i myślisz jaka piękna, a przecież jest pomarszczona. Wiek zrobił swoje, a Ty widzisz w jej oczach ten blask. Widzisz, jak przecieka wszelkimi kanałami, wycieka z niej. To właśnie takie usadowienie, ta miłość, to światło. Te osoby są wtedy po prostu świetliste. Są sobą. Nie zużywają swojej energii i swojego potencjału na to, żeby udawać, że są kimś innym. Mogą tą energię okarmić siebie i swoich bliskich, tych na którym im zależy. To jest klucz. Też wiecznie zadaję sobie to pytanie, czy zrobiłam coś, bo sprawia mi to szaloną przyjemność, czy zrobiłam to pod publikę. To jest ważne. Czy robię coś, bo to jest fajne, bo to czuję, bo to jest kawałek mnie. Nawet jeżeli X osób powie, że coś jest brzydkie i ma nieładny kolor, to jeżeli Ty jesteś z tego zadowolona to zostań z tym. Umaluj sobie tak rzęsy. Noś te kolczyki. To są Twoje kolczyki, przecież nie każesz komuś ich zakładać. Wiecznie zadaje sobie pytanie, co jest mi łatwiejsze. To trochę tak jak z surferami czekającymi na falę. Oni cały czas padlują. Zobacz, ile mają wysiłku. A jak wreszcie złapią swoją fale, czyli są w sobie, to ich to wiezie. Wszystko jest prostsze. Nie chodzi mi o to, że takim ludziom nie zdarzają się przykrości czy potknięcia. One się zdarzają i będą się zdarzały, bo tylko dzięki potknięciom się uczymy.  Dużo łatwiej jest im jednak chwycić swoją falę. A tak to cały czas leżysz. Ile można. 

Karolina: Ile można nie ufać sobie

Maia: Ile można ufać wszystkim, którzy mają powiedzieć: tak Majeczko, dobrze. No nie.

Karolina: Trafiłaś w sedno. To moja osobista i nieustanna przygoda z życiem. Mam tendencje do działania pod publikę. Jesteśmy pod koniec rozmowy, więc mogę to ujawnić. Jeśli słuchacze z nami zostali to znaczy, że nas lubią. Jako zodiakalny lew mam skłonności do robienia różnych rzeczy, bo potrzebuje poklasku. Często muszę sprawdzać, dlaczego coś robię. Czy to na pewno jest moje. Za każdym razem, wygrywa tylko to, co wychodzi z serca. Co idzie pod prąd. Coś, co nie mam zielonego pojęcia, czy się spodoba. Jeżeli widzę, że zaczynam działaś w jakichś ramach, bo oczekuję pewnego rezultatu, to szybko się spalam. Nie czuję satysfakcji, nie czuję się sobą. Jeżeli naprawdę działamy z poczucia, że chcemy coś zrobić, to zawsze się to obroni. Zawsze znajdą się osoby, które będą nam przyklaskiwać. Może nie będą to osoby, których życzymy sobie w daje chwili. Może nie będą to tłumy. Nagle jednak znajdą się trzy osoby, które nas pokochają i zaakceptują. To będzie o wiele bardziej satysfakcjonujące niż jakieś jedno wielkie udawanie. Powiedziałaś, że w mediach społecznościowych jest ruch bez filtra. Ale my nie potrzebujemy filtra, żeby udawać. Są zdjęcia nieretuszowane i bez filtra, które są sztuczne, pozowane i stwarzają iluzję. Jeżeli chcemy okłamywać siebie, to będziemy to robić nawet pod haseł body positive.

Maia: Masz rację. Miałam takie przemyślenie, że to jest szukanie źródła problemu nie tu, gdzie on istnieje. Umówmy się, że nie wysyłasz zdjęcia, że przed chwilą się obudziłaś i leci Ci ślina. Raczej nikomu nie przychodzi do głowy, żeby zrobić sobie takie selfie. Nawet jak idziesz wyrzucić śmieci, to raczej przeglądasz się pi razy oko czy jest okej, czy papier toaletowy nie zwisa Ci z dresów. Chodzi mi o to, żeby nie szukać tych skrajności. Zostańmy w środku. Czasami znajduję taki filety, że nie mogę przestać się chichotać. Zrobiły mi np. oczy z disneyowskiej bajki. Zawsze marzyłam, żeby być Ariel albo jakąś inna postacią z dziecięcych lat. I jak wreszcie zobaczyłam, że Ariel mówi moim głosem. To było coś niesamowitego. I to nie chodzi o to, że nie akceptuję samej siebie, bo użyłam filtra Ariel. 

Karolina: To jest zabawa.

Maia: Ja się bawię. Wszystko jest dla ludzi. Włosy pod pachami są dla ludzi i brak włosów pod pachami też jest dla ludzi. Szminka jest dla ludzi i brak szminki też jest dla ludzi. Myślę, że staje się to problemem, jeśli nie jesteś w stanie w ogóle pokazać się ludziom bez makijażu czy bez filtra. Makijaż na twarzy w codzienności to jest to samo co filtr na Instagramie czy Facebooku. Jeżeli nie możesz wyrzucić śmieci nieumalowana, tzn. ze coś zaczyna być na rzeczy. Powiedziałam specjalnie o papierze zwisającym ze spodni, a nie malowaniu. Chodzi o to, że normalność jest na środku.

Karolina: Na koniec chciałabym życzyć wszystkim całego spektrum kolorów. Nie trzeba być super zadbanym albo super niezadbanym, super naturalnym albo super sztucznym. Możemy być wszystkim. Każdy dzień i każdy tydzień są dla mnie innym wcieleniem. Bawmy się tym. Zarówno wcieleniem w ubiorze jak i w humorze. Pozwólmy sobie na całe spektrum. Jesteśmy wszystkim. Jedną, wielką tęczą.

Maia: Dlatego nareszcie zjem ciastko!

Karolina: Zjedz ciastko. Ja bym postawiła tutaj kropkę. Mogłybyśmy rozmawiać przez 100 godzinami i wierzę, że jeszcze wiele odcinków podcastu jest przed nami. Myślę, że, warto rozmawiać na takie tematy. Życzę wszystkim takich partnerów do rozmowy, a po drugie więcej luzu. Życzymy tego razem z Radochą.

Maia: Zjedzcie ciastko na moje konto. Czasami naprawdę można zjeść ciastko i nie czuć się z tym źle. A czasami można odmówić sobie ciastka, żeby poczuć się dobrze i tyle.

Karolina: Wszystko zależy, czy mamy na nie ochotę i dlaczego. Zapytajmy siebie, bo my wiemy najlepiej. Bardzo dziękuję Ci za tę rozmowę. Wspaniale się z Tobą rozmawiało. Do usłyszenia.

Maia: Namaste.