PODCAST #75 Elementy: jak działa polska etyczna marka modowa, czyli o transparentności w biznesie odzieżowym

PODCAST #75 Elementy: jak działa polska etyczna marka modowa, czyli o transparentności w biznesie odzieżowym

Etyczna moda to temat bliski mojemu sercu, a Wy często pytacie mnie o marki, które mogę polecić. Jedna z nich są Elementy. Polski brand z nowatorskim podejściem do biznesu odzieżowego, bo wyróżnia ich pełna transparentność działań. Od początku mówią o tym, ile kosztowała ich produkcja każdego ubrania, na stronie znajdziecie informacje o koszcie materiałów, szycia i marży. Do tego elementy działają w imię zrównoważonego rozwoju m.in używają materiałów przyjaznych środowisku i szyją w Polsce, ale więcej zdradzi nam w rozmowie Bartek Ladra, czyli współzałożyciel Elementów i główny strateg marki. Dowiemy się jak zrodził się pomysł na taki model biznesowy, jakie są materiały przyszłości, dlaczego elementy nie robią wyprzedaży i jak marka modowa może wspierać ruch zero waste. Zapraszam serdecznie do wysłuchania.

Posłuchaj na YouTube:

Sklep Elementy:

https://elementywear.com/pl/

O transparentności marki:

https://elementywear.com/pl/12/kolektyw

 

Mówimy o:

Everlane – etyczna marka z USA

https://www.everlane.com/

FashionRevolution

https://www.fashionrevolution.org/europe/poland/

Kupuj Odpowiedzialnie

https://m.ekonsument.pl/

Ciuch w ruch

http://www.ciuchwruch.pl/

Transkrypcja odcinka:

Odcinek 75

Karolina: Bartek, bardzo dziękuję Ci, że przyjąłeś moje zaproszenie. Spotykamy się dzisiaj, aby oczywiście porozmawiać o ubraniach. Etyczna moda, to temat, który u mnie powraca  i obecnie jest bardzo popularny przynajmniej w tym kręgu, który jest mi bliski. Nie ulega wątpliwości, że nadal żyjemy w świecie opanowanym przez fast fashion, przez szybką modę. Tam, takie praktyki jak ujawnianie prawdziwych cen czy w ogóle transparentność to coś, co nie występuje. Skąd zatem przyszło Wam do głowy, żeby stworzyć markę, która robi coś zupełnie odwrotnego? Jak zrodził się ten pomysł na transparentność w branży modowej? 

Bartek: Przede wszystkim cześć i dzięki za odwiedziny. Odpowiadając na Twoje pytanie, to z 'Elemenatmi’ wystartowaliśmy pięć lat temu. Kiedyś w Warszawie była popularna impreza, która nazywała się 'Hush’ i wtedy letnia edycja miała miejsce w Arkadach Kubickiego, w Zamku Królewskim. Była organizowana przez fajnych ludzi Anny Pięty, która teraz też mocno działa w sektorze zrównoważonej mody czy generalnie 'sustainability’. To był nasz początek, ale sama marka i chęć tworzenia czegoś innego zrodziła się z doświadczenia budowanego w oparciu o prowadzenie innej marki streetwearowej 'Mamapiki’. Jestem z wykształcenia prawnikiem i jakiś czas pracowałem w kancelariach, moja wspólniczka jest projektantką, kończyła Akademię Mody i na jakimś etapie byłem zmęczony pracą w kancelarii i zacząłem szukać alternatywnego pomysłu. Przez wspólnych znajomych zaczęliśmy rozmawiać o moim dołączeniu do ich projektu marki odzieżowej. Wtedy były to dwie dziewczyny – Magda i jej koleżanka, a ja wszedłem jako osoba, która miała pomóc w zakresie operacyjnym i powoli zacząłem poznawać modę. Byliśmy na różnych targach, wtedy byliśmy jeszcze malutcy, ale ludzie zwrócili moją uwagę zadając bardzo ciekawe pytania: skąd pochodzą ubrania? Z czego zostały wyprodukowane? Z czego się składają? Jakie materiały tworzą te produkty? Gdzieś w głowie urodziła mi się taka koncepcja i chęć zbudowania czegoś nowego. Zaczęliśmy dużo o tym rozmawiać z Magdą i doszliśmy do wniosku, że na tyle rozwinęła się estetycznie, że mogłaby przejść ze streetwearu w stronę casualową, a mi zależało na stworzeniu nowego modelu biznesowego. Ze wspólnych rozmów daliśmy upust wyobraźni, robiliśmy brainstorming, dużo rozmawialiśmy o tym jaką markę chcielibyśmy stworzyć i jakie powinno być jej DNA. Zobaczyliśmy, że w ludziach jest potrzeba dowiedzenia się więcej, bo zadają ciekawe pytania. Doszliśmy do wniosku czemu nie zagrać w otwarte karty, pokazać te informacje, które są w jakimś sensie tajemnicą przedsiębiorstwa lub przynajmniej tak były traktowane. Chcieliśmy zbudować inny rodzaj relacji z klientem, taki raczej długofalowy oparty o świadomie budowane zaufanie, gdzie odkrywamy karty i pokazujemy ile kosztuje wyprodukowanie i gdzie zostało to wyprodukowane. W naszym przypadku w Polsce, bo produkujemy tylko w Polsce. Dla kogoś kto zajmuje się projektowaniem, produkcją mody i sprzedawaniem jest tajemnicą Poliszynela, że większość sieciówek pracuje na marżach po kilkaset procent: pięćset, siedemset, osiemset. Mają niskie koszty produkcji, ponieważ outsourcują ją do Azji lub gdzieś dalej. Nawet jeżeli prowadzą wyprzedaż pięćdziesięcio lub sześćdziesięcioprocentową, to i tak zarabiają na tym produkcie. Decydując się na produkcję w Polsce chcieliśmy wrócić w pewnym sensie do idei rzemiosła. Pokazujemy fundamentalną wartość produktu, która jest determinowana pracą zaangażowaną w  wytworzenie tego produktu i materiałami, które zostały do niego zużyte. Chcieliśmy uświadomić ludziom, że dobre rzeczy mają swój koszt, ale też staramy się być konkurencyjni cenowo. Polska jest na takim poziomie rozwoju, gdzie cena ma znaczenie dla konsumenta. Nie chcieliśmy być elitarną marką w rozumieniu cen, a bardziej elitarną jeżeli chodzi o design. W związku z tym, że cena jest wyższa od tego, co można dostać w niektórych sieciówkach, to chcemy pokazać z czego ona wynika, czyli chcemy pokazać dwa zasadnicze aspekty związane z materiałem i z kosztem pracy. Jest to istotna, fundamentalna wartość, która powinna wyznaczać docelową wartość produktu. Pracujemy na marżach maksymalnie sto czy dwieście procent i są to marże bardziej hurtowników, niż detalistów. Wracając do początku, czyli do samego założenia, to doszliśmy do wniosku, że społeczeństwo się zmienia. Ludzie są zainteresowani, mają narzędzie w postaci internetu, żeby zdobywać wiedzę. Cała struktura budowania biznesu czy komunikacji bardzo się spłaszcza, bo z drabiniastej staje się horyzontalna. Mam na myśli to, że mając narzędzia w postaci mediów społecznościowych możemy trafiać bezpośrednio do naszych klientów. Nie musimy mieć koneksji w mediach, nie musimy mieć ogromnych budżetów, żeby przebić się z reklamą. Jest jeden warunek. Jeżeli mamy ciekawy komunikat, jeżeli ktoś uważa, że robimy coś z pasją, ze szczerością, to będzie zainteresowany, żeby odebrać ten komunikat, żeby się czegoś dowiedzieć. Dzięki internetowi, kiedy struktura komunikacji z klientem bardzo się spłaszczyła zyskaliśmy nową przestrzeń, żeby zbudować nową jakość jeżeli chodzi o prowadzenie biznesu modowego. Taka jest w uproszczeniu nasza filozofia. Raczej skracamy dystans z klientem, chcemy mu uczciwie pokazać jak budujemy markę, jak wyceniamy nasze rzeczy. Myślimy o sobie raczej w kategoriach maratonu, a nie sprintu, dlatego nie mamy pewnych technik sprzedażowych, które powiedzmy są standardem na rynku. Świadomie zdecydowaliśmy, że będziemy trochę szli pod prąd i nie było to łatwe. Kiedy zaczynaliśmy pięć lat temu, to nie mówiło się dużo o modzie zrównoważonej. Może wtedy był większy hype na polskie marki, to był też przymiotnik, który przykuwał uwagę, ale nikt nie myślał w kategoriach projektowania, produkowania i sprzedawania mody zrównoważonej. Czuliśmy, że świat skręca w tę stronę. Mieliśmy wewnętrzną potrzebę, żeby zrobić coś inaczej, ale ludzie też powinni to dobrze przyjąć. Jak konsultowaliśmy się z osobami z branży, które miały pojęcie, bo będąc młodymi ludźmi na początku drogi chcieliśmy zebrać jak najwięcej opinii, to popukali się po głowie, mówili, że jest to bez sensu, bo po co mamy pokazywać ile kosztuje wyprodukowanie danej rzeczy, bo przecież chodzi o to, aby ukryć jaka jest cena produktu, żeby przykleić do niego jak największą marżę. Doszliśmy do wniosku, że myślimy o sobie w kategoriach nie dwóch, nie trzech, nie pięciu sezonów, ale piętnastu czy dwudziestu lat, gdzie chcemy, żeby ta relacja była budowana w oparciu o inne wartości. 

Karolina: Było to dla Was duże ryzyko? Czuliście, że robicie coś zupełnie innego i nie macie pojęcia jak to się przyjmie? 

Bartek: Ryzykowaliśmy. Ja ryzykowałem swoje oszczędności, a marka ryzykowała swój dorobek projektowy i dorobek związany z kilkuletnim prowadzeniem innej marki, którą stopniowo wygaszaliśmy, kiedy 'Elementy’ zaczynały się bardziej rozwijać. Czuliśmy pewne napięcie, ale chyba nie mieliśmy tyle do stracenia, żeby czuć bardzo duży stres. Byłem bardziej zestresowany, że wylądowałem w zupełnie innej branży jako przedsiębiorca, a nie osoba na etacie i to na pewno wiązało się z dużym napięciem, ale mieliśmy wtedy duży poziom entuzjazmu. Bardzo nam się podobało to, co chcemy zrobić i jak patrzę na to z perspektywy pięciu lat, to faktycznie trochę się rzuciliśmy z motyką na słońce, ale się udało.  

Karolina: Intuicyjnie wyszło Wam to bardzo dobrze. Poruszyłeś kilka fajnych wątków, więc postaram się w miarę po kolei o nie dopytać. Powiedziałeś, że był hype na polskie marki, ale niekoniecznie na marki zrównoważone. Myślę, że jest to ciekawy temat, bo wiele osób utożsamia lokalne, polskie marki z tym, że są eko, że są dobre dla świata i zwierząt. Czy tak nie jest? Czy polska marka nie oznacza bycia marką zrównoważoną? 

Bartek: Nie zawsze. Myślę że nie można postawić znaku równości, bo sprowadza się to do trochę innego zestawu aspektów prowadzenia tego biznesu. Produkując w Polsce na pewno musimy mieć wyższe standardy, niż w innych częściach świata z uwagi na to, że istnieją regulacje europejskie, środowiskowe czy związane z prawem pracowniczym. Nie jest żadną tajemnicą, że akurat w sektorze tekstylnym pracownicy potrafią być wyzyskiwani, a z drugiej strony materiały, które używamy nie muszą być materiałami nastawionymi na to, żeby być bardziej zrównoważone. My produkujemy dużo z tencelu, z lyocellu. 

Karolina: Właśnie. Powiesz mi trochę o Waszych materiałach? Ciekawa jestem skąd pochodzą. Jest o nich chyba co raz głośniej, bo co raz więcej marek zaczyna szyć z kupra. 

Bartek: Uważam, że jest to super! Kupro jest genialnym materiałem, z uwagi na to, że jest produkowany z odpadów po osnowie bawełny, po głównych częściach bawełny, która używana jest do tworzenia właściwej przędzy bawełnianej. W procesie produkcji pozostają pewne resztki. 

Karolina: To jest zero waste. 

Bartek: W pewnym sensie tak. Jest to technologia wg mojej wiedzy opatentowana chyba przez jakiś koncern z Japonii i chyba na tym etapie mają monopol na wprowadzenie przędzy, która potem używana jest do tworzenia dzianin czy tkanin. Taka jest kolej rzeczy. Mamy roślinę, tworzy się z niej przędzę i następnie trafia do firmy, przedsiębiorstwa, które produkuje dzianinę czy tkaninę. Samo kupro produkowane jest z odpadów, ale ma świetne właściwości jeżeli chodzi o dotyk, o odprowadzanie wilgoci, o oddychanie i jest bardzo przyjemne. W stosunku do normalnej bawełny jest droższe, dlatego produkty wytwarzane z kupra często nazywane są alternatywą dla jedwabiu. Produkujemy także z tencelu, z lyocellu. Lyocell to nazwa materiału, a tencel to nazwa własna materiału pochodzącego od konkretnego producenta, ale generalnie chodzi o to, że jest zrobiony z celulozy drzewnej. W trakcie produkcji przędzy z celulozy drzewnej zużywa się znacznie mniej wody w stosunku do bawełny. Jest to materiał mniej wymagający środowiskowo, który nie stanowi takiego obciążenia dla środowiska naturalnego. Poza tym ma świetne właściwości jeżeli chodzi o sprężystość, ładnie pracuje, ładnie się układa i jest materiałem wdzięcznym dla projektantów. Duża część naszej kolekcji robiona jest właśnie z tych produktów. To tajemnica, ale już za miesiąc wyjdzie na jaw i będziemy wprowadzać denimową kolekcję, będziemy robić ją z jeansu, który jest częściowo z bawełny recyklingowanej, certyfikowanej. Staramy się iść w tę stronę. Czy wszystko jest w ten sposób robione u nas? Nie, bo staramy się pewne rzeczy równoważyć. Z jednej strony musimy mieć produkt, na który może sobie pozwolić troszkę bardziej zamożny klient i musimy mieć w naszej ofercie też tańsze rzeczy, robione z bardziej dostępnych materiałów po to, żebyśmy mogli szerzej trafić. Nie jesteśmy tacy bardzo ortodoksyjni i od początku nie chcieliśmy być rewolucyjni w języku, którego używamy. Raczej wierzymy w taki progres małych, stopniowych kroków. Jeżeli możemy coś udoskonalić, to będziemy to robić. Żeby dać Ci przykład takiej małej rewolucji, to któraś z koleżanek w firmie wpadła na pomysł, że powinniśmy zacząć wysyłać rzeczy, zamówienia internetowe w recyklingowanych pudełkach, czyli w pudełkach, które wracają do nas ze zwrotu, ale nadają się jeszcze do tego, żeby ponownie ich użyć. To genialny pomysł! Nie zastanawialiśmy się długo i od razu go implementowaliśmy. Cały czas mamy pewien fokus, żeby udoskonalać nasze działania, a w związku z tym, że w naszej firmie jest dość płaska struktura, dużo ze sobą rozmawiamy, mamy regularne spotkania, to pojawiają się pomysły, ludzie je zgłaszają. Ja nie mam tak dobrych pomysłów, chociaż staram się prowadzić firmę z moją wspólniczką. Ludzie mają genialne pomysły i jeżeli są do zaimplementowania na danym etapie, to robimy to od razu. Tak na pewno będzie wyglądała nasza ewolucja, będziemy szli w stronę doskonalenia produkcji z coraz ciekawszych materiałów. Mamy różne pomysły na to, żeby wprowadzać elementy filozofii zrównoważonego działania – wszystko co związane z  upcyklingiem, recyklingiem ubrań. Na pewno będziemy pozytywnie zaskakiwać naszych klientów w tym roku. 

Karolina: Zaczęliście od transparentności jeżeli chodzi o to ile tak naprawdę kosztuje Was produkcja, ale tak jak powiedziałeś, wyszliście naprzeciw potrzebom Waszych klientów. Czyli pytając klientów właśnie zobaczyliście, że chcą nosić ubrania zrównoważone? Chcą, aby były szyte z innych materiałów? To był Wasz odzew na ich pytania i potrzeby?

Bartek: Na pewno na część pytań. Jeżeli chodzi o modę w tym całym greenwashingu, to nie ma co ukrywać, że najistotniejszy jest produkt, jak wizualnie wygląda i jakiej jest jakości. Dla rosnącej części istotna jest też historia, która stoi za produkcją tego materiału. Na jakimś etapie działania, przed uruchomieniem 'Elementów’, a jeszcze będąc w tej poprzedniej marce, włączyła  się czerwona lampka, że jest rosnące zainteresowanie i trzeba wziąć to pod uwagę. Nie mamy nic do ukrycia, chętnie chcemy pokazać dlaczego nasza moda produkowana w Polsce, nasze ubrania mają taką, a nie inną cenę i gdzie jest ta wartość. Wartość jest w tym, że jest to robione lokalnie i w sposób może nie stuprocentowo zrównoważony, ale według filozofii, która do tego dąży. Także odpowiadając na Twoje pytanie – widzieliśmy to zainteresowanie i widzieliśmy, że świat zmierza w kierunku transparentności. Myślę, że dotyczy to każdego aspektu. W innych biznesach, w innej branży ludzie domagają się, żeby procesy były transparentne. Nawet w instytucjach religijnych. Ludzie są zmęczeni tym, że jakimiś zasłonami dymnymi przykrywa się prawdę o procesie produkcji czy o funkcjonowaniu instytucji czy sfer życia publicznego. Jesteśmy coraz bardziej transparentnym społeczeństwem i myślę, że jest to proces tylko w jedną stronę. Wobec tego biznesy i sama moda też muszą się zmienić. 

Karolina: Zaobserwowałeś, że w branży modowej inne marki podążają za Waszym przykładem w jakiś sposób? 

Bartek: Według mojej wiedzy nie znam innych marek odzieżowych w Polsce, które powiedzmy miałyby działać w ten sposób. Naszym pierwotnym pomysłem było też powołanie platformy 'transparent shopping’. Chcieliśmy zrobić z tego platformę, do której zapraszalibyśmy inne marki. Rozpoczęliśmy taki projekt z marką 'Balagan’, która projektuje buty, akcesoria, dodatki i torebki. Mieliśmy taką nadzieję, marzenie, że to się rozwinie i będzie żyło swoim życiem. Z jednej strony będziemy budować markę odzieżową, a 'Balagan’ buty i równolegle stworzymy platformę, gdzie będziemy zapraszać innych, którzy będą chcieli działać według tej samej filozofii. Niestety życie pokazało, że siły i pieniędzy starcza i, to nie zawsze, na prowadzenie marki odzieżowej, a na platformę już nie. Na tym etapie projekt został odłożony na półkę i się kurzy, ale nie wykluczone, że kiedyś uda się nam go reanimować, ale teraz focusujemy się głównie na rozwijaniu marki odzieżowej, bo ona jest tym, co zarabia na ten rozwój. Platforma, którą bardzo chcieliśmy zrobić niestety się nie udała, ale nie wykluczone, że może uda się nam zrobić to w przyszłości. Potencjalnie, byłoby to miejsce stanowiące marketplace dla podmiotów, które chciałyby działać w ten sam sposób. Patrząc szerzej na Europę i świat, to znam kilka brandów, które prowadzą swój biznes w podobny sposób. Może nie jeden do jednego, ale podobnie. Odkryliśmy je już po wystartowaniu. Mogę powiedzieć, że kiedy tworzyliśmy nasz biznes, to nie mieliśmy do końca świadomości czy ktoś w Polsce robi coś analogicznego. Według naszej wiedzy nikogo nie było i w Europie też nie. Amerykańska marka 'Everlane’ przykuła nasz wzrok i oni powiedzmy w jakimś stopniu mają podobną filozofię, ale nie robią czegoś takiego, co od początku było jednym z filarów naszej działalności, czyli wspieranie ciekawych inicjatyw społecznych. Jest to taki element działalności, gdzie chcemy pozytywnie wpływać na bliższe i dalsze otoczenie, od razu kotwiąc w naszym DNA to, że część naszego zysku będziemy przeznaczać na inicjatywy, które podnoszą jakość życia i otoczenia, w którym żyjemy i działamy. 

Karolina: Jakimi sprawami się zajmujecie?

Bartek: Na tym etapie mamy tylko jeden projekt. Jest to projekt edukacyjny w Ghanie. Jestem z tego bardzo dumny dlatego o tym mówię. 

Karolina: Powiedz czemu go wybraliście, bo jestem ciekawa.

Bartek: Przeznaczyliśmy na ten projekt trzydzieści tysięcy złotych i wybraliśmy go kilka lat do tyłu z uwagi na osobistą relację z osobą, która prowadzi ten projekt, bo jest to moja koleżanka. Ja pochodzę z południa Polski, z Opolszczyzny, a ona z Częstochowy i jakiś czas temu poczuła, że ma takie powołanie, że nie będzie usatysfakcjonowana ośmiogodzinną pracą i kiedyś wyjechała na projekt społeczny do Ghany. Zakochała się w tym kraju, zakochała się w ludziach i zobaczyła potrzebę otworzenia przedszkola i szkoły dla małych dzieci, które wcześniej nie miały możliwości odbywać edukacji. Prowincja daleko od Akry, gdzie takich instytucji w ogóle nie było. Zdecydowała się na odważny krok, żeby tam pojechać, zbudować szkołę i udało się. Teraz, raptem trzydziestoletnia dziewczyna prowadzi szkołę, na którą sama znalazła finansowanie. Bylem w jakimś sensie zafascynowany jej odwagą i tym na co się zdecydowała. Kiedy my tworzyliśmy markę ona startowała ze szkołą, więc działo się to równolegle. W naszym zespole wspólnie doszliśmy do wniosku, żeby jej pomóc, bo jest to coś godnego uwagi i chcemy w praktyczny sposób przyłożyć się do tego, co ona tam robi. Konsekwentnie od pięciu lat ją wspieramy. Wcześniej mieliśmy jeszcze taki projekt związany z tworzeniem szyldów dla małych rzemieślników, ale nasza praca z tym stowarzyszeniem umarła. Dużo też zależy od osobistych relacji. Jeżeli chcemy przeznaczać pieniądze na rzeczy i organizacje, do których mamy pełne zaufanie, to muszą działać transparentnie, muszą być to rzeczy, które nie wzbudzają jakichkolwiek kontrowersji i nie nad ich działalnością nie ma znaków zapytania. Na pewno w przyszłości będziemy wybierać takie projekty związane z sytuacją kobiet, ale nie będę jeszcze zdradzał co to jest. Mamy kilka pomysłów. 

Karolina: Czyli reprezentujesz żeńską firmę? [śmiech]

Bartek: Jesteśmy feministyczną firmą, nie zatrudniamy mężczyzn, a ja jestem wyjątkiem. [śmiech] 

Jest trzydzieści osób i same kobiety, ale to tak pół żartem, pół serio, bo gdzieś tam planujemy męska kolekcję. Angażujemy się w inicjatywy kobiece, bo w tym momencie nasze klientki, to kobiety, ale zamierzamy się rozszerzyć o kolekcję męską. 

Karolina: Ciekawa jestem czy kobiety są głównie tymi pytającymi klientami, które potrzebują takich marek, a mężczyźni jeszcze nie czują takiej potrzeby lub nie jest to rozwinięte na taką skalę, żeby było zapotrzebowanie na takie marki jak Wy dla facetów?  

Bartek: Z mojej perspektywy kobiety są bardziej zainteresowane modą i tematyką zrównoważonej mody. Na większości konferencji w temacie zrównoważonej mody, na których jestem  dominują kobiety z małymi męskimi wyjątkami. Dlaczego tak jest? Nie wiem. Jest to też trochę związane z prawem popytu i podaży. Mężczyźni inaczej dokonują decyzji zakupowych. Jak już znajdą jednego producenta spodni, to już przez dziesięć lat się nad tym nie zastanawiają, tylko kupują jeden model w różnych kolorach. To jest taka moja obserwacja. Rośnie zainteresowanie ze strony mężczyzn, ale z mojej perspektywy są na razie zjawiskiem trochę marginalnym.

Karolina: Wydaje mi się, że żyjemy w bańce informacyjnej i wydaje się nam, że etyczna moda zaczyna być super popularna, a tak naprawdę jest to pewnie mały odsetek klientów, jeżeli chodzi o wszystkie osoby, które kupują ubrania, więc skoro tych kobiet jest i tak mało, to facetów prawie nie ma. 

Bartek: To prawda. Jak chce się zobaczyć jak naprawdę wygląda moda w Polsce, to trzeba pojechać do Rzgowa i zobaczyć hale 'Ptaka’.

Karolina: Ja jestem z Łodzi, więc to moje rejony. 

Bartek: Trzeba się przejść ewentualnie do jakiejkolwiek galerii i zobaczyć sieciówki. Powiedzmy, że jest to 95% polskiej mody. Sieciówki są w większych miastach, zaś w mniejszych miastach są to mniejsze sklepy, które często towarują się w Łodzi. To jest polska moda. Z czego to wynika? Myślę, że z rozwoju cywilizacyjnego i z zamożności. Nie czarujmy się, ludzie mają bardziej istotne problemy, niż bluzy, spodnie, a tym bardziej czy są uszyte w zrównoważony sposób. Wiele osób wybiera 'Pepco’ i ja z tym nie polemizuję. Nie chcemy powodować wyrzutów sumienia u tych ludzi, których nie stać na coś innego. Ja to rozumiem. 

Karolina: Z drugiej strony kupowanie taniego t-shirtu kilka razy w roku wychodzi nam na to samo. 

Bartek: Dokładnie. Do tego dążyłem. Dlatego działamy z Fashion Revolution, czasami organizujemy pewne eventy np. we Wrocławiu w naszym sklepie czy w Katowicach. Chcemy uzmysłowić ludziom, że trzykrotne kupienie czegoś nie opłaca się tak, jak kupienie jednej dobrej rzeczy. Ludzie, których nie stać na dziadowskie ciuchy nie powinni podejmować decyzji zakupowych czy konsumenckich, które w krótkim okresie może pozwalają zaoszczędzić parę groszy, ale w dłuższym okresie powodują, że tracą te pieniądze. Podkreślam pozytywne aspekty w rozumieniu świadomego kupowania i kupowania zrównoważonej mody i będą one procentowały. To nie jest krytyka, a bardziej pozytywne nastawienie, bo chcemy pomóc ludziom spojrzeć na to z innej perspektywy. 

Karolina: Myślisz, że czynnik finansowy jest tutaj kluczowy? 

Bartek: W całej Polsce pewnie tak, a jeżeli chodzi o naszą markę, to my nie trafiamy do wszystkich Polaków. Nie mam złudzeń. Funkcjonujemy w małej niszy społecznej. Mamy jeden sklep w Warszawie, otwieramy drugi za moment. Warszawa zupełnie odcina się od tego, co dzieje się w Polsce. Jesteś z Łodzi, a ja z Opola i Polska powiatowa to zupełnie inny świat. Nie mam złudzeń, że nigdy nie będziemy mainstreamem, będziemy funkcjonować w może rosnącej niszy, będziemy docierać do większej liczby ludzi, może z upływem czasu będziemy mogli pojawić się w w Poznaniu, Szczecinie, Bydgoszczy i Toruniu, ale pewnie do takich Siedlec niekoniecznie trafimy jeżeli mówimy o otwieraniu sklepów stacjonarnych, bo klientów mamy z całej Polski. Dużo mamy też klientów z zagranicy, bo to kierunek, który wyznacza pewien wektor naszego rozwoju, wyznacza to, co się dzieje za Odrą. Mamy dużo klientów niemieckojęzycznych. 

Karolina: Berlin może być dla Was dobrym rynkiem. 

Bartek: Mieliśmy ostatnio propozycję, żeby otworzyć tam z kimś sklep, a nota bene czynsze są tam niższe niż w Warszawie, także ciekawa sprawa. To też jest zupełnie inny aspekt funkcjonowania w Polsce, że mamy ceny na poziomie Wiednia, a standardu życia wiedeńskiego nie mamy. Wracając do tego, co powiedziałaś, to myślę, że będzie to rosło i się rozwijało. Fajnie, że aspekt zrównoważonej mody staje się dla ludzi co raz bardziej istotny. Myślę, że musi upłynąć wiele lat zanim przebije się to poza mediowy mainstream. Ulica, która kupuje, nie mam na myśli ludzi zarajanych streetwearem, którzy są w trendach, a regularnych ludzi, typowych ludzi, to sporo czasu upłynie zanim zaczną zastanawiać się czy bawełna jest organiczna, albo z czego jest produkt, który kupuję. Mamy przywilej działania w takich miejscach i wśród takich ludzi, którzy są bardzo zainteresowani i na przykład w sklepie na Mysiej mamy mało przypadkowych klientów. To jest ciekawe środowisko ludzi, którzy są bardzo pozytywni i bardzo zainteresowani. Gdybyśmy mieli sklep w jakiejś typowej galerii, to zakładam, że nie identyfikowalibyśmy dobrze naszego klienta i byłoby dużo przypadkowych osób. Staramy się otwierać nasze sklepy w takich lokalizacjach, które przyciągają w pewnym stopniu sprofilowanego człowieka i przez to możemy do niego łatwiej dotrzeć. 

Karolina: Wydaje mi się, że ludzie zainteresowani zrównoważoną modą wiedzą, gdzie szukać. Kwestia reklamy, billboardów i znanych twarzy nie jest tak istotna, bo na tyle mało jest tych marek, że jak coś nowego pojawia się na rynku, to wiemy gdzie szukać. To jest dobre, bo jeżeli ktoś ma konkretne preferencje, to wie jak to znaleźć. Wydaje mi się, że agresywne uderzanie w przeciętną osobę kupującą ubrania może nie być skuteczne. Czy wydaje Ci się, że Wasza transparentność może kogoś odstraszać? 

Bartek: Czy odstraszać? Nie wiem. Myślę, że może na przykład kogoś nie interesować. Wiem, że część naszym klientów w ogóle nie jest zainteresowana tym aspektem. Wczoraj jak rozmawialiśmy z ludźmi z branży, to mówili, że jest to bezsensowne i bezcelowe i wzbudzi kontrowersje. Z drugiej strony wiem, że klienci przyjmują to bardzo dobrze. Są zainteresowani, ale wzbudza to też ich zaufanie. 

Karolina: Nie spotykasz się też z czymś takim, że ludzie widząc Waszą marżę mają taki odruch: hej! To jest za dużo! Nie są świadomi, że tak jak powiedziałeś marża w sklepie sieciowym może być ileś razy większa, to jednak świadomość tego, że dokładnie mam napisane ile firma zarabia w jakiś sposób nas zniechęca, że tyle idzie bezpośrednio do danej osoby. 

Bartek: Każdemu, kto zadaje takie pytanie tłumaczymy z przyjemnością. To, co uwzględnione jest w diagramie, to są to bezpośrednio koszty pracy, czyli ile musimy zapłacić za uszycie i użyty materiał, cały marketing, utrzymanie miejsca, w którym siedzimy, kupienie klawiatury i komputera dla pracowników, opłacenie rachunków – to jest realizowane z marży. Dla osoby, która ma świadomość tego jak funkcjonuje to w sieciowych brandach, to ta marża nie jest duża. Jeżeli pada jakieś pytanie, to z przyjemnością tłumaczymy. Pytania się zdarzają, ale nie tak często. Dziewczyny, które komunikują się bezpośrednio z klientami zawsze odpowiadają na takie pytania. Zawsze jesteśmy skłonni, żeby odpowiedzieć na takie pytania, wątpliwości, bezpośrednio pod postem czy w mediach społecznościowych czy w bezpośredniej rozmowie telefonicznej. Zdarzają się takie pytania, ale nie ma ich tak dużo. Myślę, że strach ma wielkie oczy i domniemanie, że branża modowa powinna coś ukrywać lub ma coś do ukrycia ma dla niektórych zastosowanie, ale dla tych, którzy działają w sensowny sposób tutaj w Polsce i produkują w Polsce, w odpowiednich warunkach, sprzedają rzeczy odpowiedniej jakości, to może to tylko zadziałać in plus. Mamy czasami spotkania ze studentami z SGH, którzy zajmują się branżą modową czy odzieżową. Ostatnio pytałem na takim spotkaniu czy ktoś chce wystartować ze swoim biznesem odzieżowym i ktoś podniósł rękę. Zawsze zachęcam do tego, że jeżeli masz robić coś na takim etapie rozwoju w 2020 roku, to nie możesz działać powielając ten schemat, tylko musisz faktycznie odważyć się na dużo więcej oraz z perspektywy tradycyjnej branży musisz podjąć ryzyko. Społeczeństwo się tak dynamicznie rozwija, że może to zaprocentować. Myślę, że jesteśmy zupełnie w innym miejscu, niż byliśmy dziesięć lat temu. Myślę, że nasza marka nie mogłaby istnieć dziesięć lat temu. Urodziła się pięć lat temu, ale tak naprawdę od dwóch lat nabiera wiatru w żagle. Pomysłów nam nie brakuje, chcemy przesunąć granice, ale trzeba mierzyć siły na zamiary. Mamy dużo świeżych pomysłów w jaki sposób przenieść aspekt zrównoważonej mody na nowy poziom, na nowy pułap. Moim zadaniem w firmie jest to, żeby z jednej strony połączyć cel, do którego dążymy z  bieżącą strategią, bo musimy mieć pieniądze na rozwój. Nie mamy żadnego inwestora, nie dostaliśmy żadnej dotacji z państwa, robimy wszystko z bieżącego 'cash flow-u’. Myślę, że jest to zdrowy, organiczny, ale też wolniejszy proces, w którym trzeba mieć świadomość konieczności podejmowania pewnych kompromisów – to, na co możesz sobie pozwolić w tym roku, a to na co będziesz mógł sobie pozwolić za trzy lata. Mamy tego świadomość dlatego w naszym przekazie nie jesteśmy tacy ultra radykalni czy zero-jedynkowi, bo pewien stopień elastyczności jest potrzebny, żeby móc rozwijać firmę. Mamy cel, do którego dążymy i chcemy być inną marką za pięć lat. Mamy wyobrażenie jaką chcemy być marką, ale na tym etapie zwyczajnie nas na to nie stać. 

Karolina: Przed nagraniem mówiłeś, że nie ma u Was nadprodukcji. Przeszłam się po Waszym biurze i widzę, że jest dużo 'sampli’, resztek lub czegoś, co zostało na chwilę zamrożone dlatego, że zostało mało sztuk i staracie się jakoś elastycznie dopasowywać Wasze produkty do sezonu, do Waszych możliwości, do tego ile jest dostępnych materiałów. Skąd wynika to, że nie ma nadprodukcji i dlaczego dla Was jako dla mniejszej marki jest trudniej pozyskać wymarzony materiał? 

Bartek: Zaczynając od końca Twojego pytania – dlaczego trudniej? Jest to kwestia wolumenów. Duzi gracze niekoniecznie chcą pracować z małymi markami, są pewne minima produkcyjne. Załóżmy, że idziesz do fabryki z konkretnym zleceniem, które chcesz złożyć, to musisz zamówić tysiąc metrów. Aby te tysiąc metrów przerobić na konkretne produkty, to musisz mieć jakąś sieć sprzedaży, pomysł na to i doświadczenie, bo inaczej utkniesz z tym towarem. Nawet jeżeli masz pierwotnie jakiś kapitał na uruchomienie biznesu, to bardzo szybko możesz go roztrwonić. Zawsze jest to siła kompromisu. My początkowo pracowaliśmy ze stockami, czyli kupowaliśmy resztki poprodukcyjnych firm i byliśmy jak sęp, który szukał dla siebie okazji. Małe marki często tak działają, bo nie mogą sobie pozwolić na samodzielną produkcję, nie mają pieniędzy, nie mają takich potrzeb i wtedy jest rynek stocków. Jest sporo ludzi – detalistów i hurtowników średniego szczebla, którzy importują tkaniny do Polski i możesz kupić je w ilości 50-100 metrów, a nawet w mniejszych. To był nasz punkt startowy, ale piękne jest to, że wraz z rozwojem możesz nie to, że dyktować warunki, ale dokonywać wyborów, do których nie jesteś zmuszony, ale które chcesz podjąć tytułem wyprodukowania tkaniny, którą sobie życzysz. Mamy teraz dostawców z kilku krajów europejskich. Pracowaliśmy już z fabrykami, pracujemy z fabryką w Hiszpanii, z włoską fabryką zlokalizowaną w Rumunii, z tureckimi fabrykami. Jest to krąg naszych dostawców. 

Karolina: Staracie się w miarę ze wszystkim zostać w Europie?

Bartek: Tak, na tym etapie tak. Nie jestem w stanie do końca powiedzieć, że wszystkie nasze tkaniny są produkowane w Europie. Jeżeli zamawiamy w fabryce, to faktycznie wiemy, ale wciąż kupujemy od pośredników na przykład z Beneluksu i są inne marki w Polsce, które piszą, że ich tkanina była wyprodukowana w Beneluksie. Tam się nie produkuje tych tkanin, je się tylko sprowadza. Są to miasta portowe dokąd te tkaniny przypływają i oni je tylko przeładowują. 

Karolina: Nie udzielają informacji skąd przypłynęły? 

Bartek: Nie ma mowy. Po prostu kupujesz to, co mają, ale nie ujawniają i nie mówią o swoich źródłach. 

Karolina: W takim razie nie są transparentni.

Bartek: Nie są i myślę, że nie będą, bo to duże podmioty handlowe, które akurat nie chcą dzielić się informacjami, na których nam zależy, dlatego na jakimś etapie udało się nam częściowo przeskoczyć ten szczebel i trafić bezpośrednio do fabryk. I to jest super, ale nie jest to możliwe dla każdego na pewnym etapie rozwoju. My jesteśmy wystarczająco dużym brandem, żeby sobie na to pozwolić. Jeżeli chodzi o resztki, to nie chcieliśmy produkować wielkich stocków z powodu dwóch aspektów. Przede wszystkim, żeby nie marnować naszych zasobów w nietrafione modele, a z drugiej strony nie mieć tego kłopotu, żeby musieć coś wyprzedawać. Od początku założyliśmy, że nie chcemy naszego klienta ciśnieniować wyprzedażą. 

Karolina: U Was chyba w ogóle nie ma promocji, prawda?

Bartek: Zdarzają się, ale na ostatnie sztuki. Mamy taką instytucję, że jeżeli zajrzysz do naszego butiku, to niewykluczone, że znajdziesz taką informację, że jest to ostatnia sztuka, ostatni rozmiar danego modelu, który już nie będzie się przez jakiś czas pojawiał i wtedy oferujemy lepszą cenę i są to zupełnie okazjonalne rzeczy. Zaś to, co regularnie robimy, to wyprzedaż garażowa. W trakcie procesu projektowania powstaje dużo wzorów. Słuchacze tego nie widzą, ale siedzimy właśnie w otoczeniu rzeczy, które są w dużej mierze wzorami. Żeby dojść do właściwego modelu i być w pełni usatysfakcjonowanym trzeba wykonać ileś kroków i jest to kilkukrotne odszycie czegoś. Jeżeli mamy sto modeli, to kilkukrotne odszycie jakiegoś modelu daje nam kilkaset sztuk odzieży. Do tego mamy jeszcze różne rozmiarówki, kolory i coś z tym trzeba zrobić. Jest to pełnowartościowy produkt i bardzo byłoby nam przykro gdybyśmy musieli to palić, wyrzucać czy cokolwiek innego z tym robić. 

Karolina: Mógłbyś powiedzieć jakie praktyki stosują duże marki, aby pozbyć się nadmiaru? 

Bartek: Nie jest to żadna tajemnica. Jakiś czas temu 'Burberry’ spotkało się z dużym społecznym sprzeciwem i uważam, że bardzo słusznie, ponieważ palili swoje rzeczy po to, żeby nie rzucić ich zbyt dużo na rynek. Mieli nadprodukcję, ale nie chcąc oferować rzeczy po innej cenie i stosując swą politykę cenową musieli coś zrobić z tymi rzeczami. Nie chcieli ich magazynować i jedyne, co przyszło im do głowy to je spalić. Pojawił się sprzeciw i nawet jak wpiszecie sobie #burberry na Instagramie, to zobaczycie o co chodziło w tej całej dyskusji. Według mojej wiedzy koncern za to przeprosił i wycofał się z tej polityki. 

Karolina: To była jakaś wieloletnia praktyka? 

Bartek: Tak podejrzewam, ale nie dam sobie głowy uciąć. Wiem o tym incydencie, który miał miejsce rok czy półtora roku temu i zakładam, że było to powszechną praktyką zwłaszcza w markach luksusowych. Mamy marki sieciowe, które prowadzą wyprzedaże i w ten sposób starają się upłynnić swój stock. Nie jest tajemnicą, że niektóre znane szyldy mają bardzo dużą ilość martwego stocku, czyli rzeczy, które nawet nie zeszły na wyprzedażach. Pytanie co powinni z nimi zrobić? Bo są to tony, setki ton beznadziejnie wykorzystanej bawełny, która ma oczywiście swój negatywny wpływ na środowisko. Nie wiem czy wszystkie luksusowe marki prowadziły takie praktyki. Wiem tylko o Burberry, bo była to głośna sprawa, ale podejrzewam, że utylizacja rzeczy mogła być praktyką wielu brandów, które lądowały z dużą ilością niesprzedażowego towaru. My, chcąc tego uniknąć nie outsourcujemy i nigdy nie będziemy outsourcować naszej produkcji do daleko położonych krajów egzotycznych. Wszystko dzieje się w Polsce, głównie w Warszawie, ale też w Łodzi, bo po katakumbie, która nastąpiła w latach dziewięćdziesiątych jest jeszcze trochę podmiotów zajmujących się produkcją odzieży i mamy stamtąd jakichś kontrachentów. Robimy wszystko świadomie w Polsce i nie planujemy przenosić produkcji z uwagi na to, że możemy odszyć coś w stu egzemplarzach i nie musimy odszyć tysiąca egzemplarzy. Mieliśmy oferty z Indii, z Bangladeszu czy nawet z Turcji, gdzie produkuje dużo polskich podmiotów, ale wtedy z dużym wyprzedzeniem musielibyśmy produkować te rzeczy i długo na nie czekać, a jakbyśmy wylądowali już z dużym stockiem rzeczy, to musielibyśmy je wyprzedawać, gdyby okazały się nietrafione, utylizować lub zastanawiać się co jeszcze z tym zrobić. Produkując lokalnie jesteśmy elastyczni. W tym sensie, że produkujemy i projektujemy cały czas nowe modele i rzucamy je do sprzedaży. Jeżeli widzimy, że się spodobał i jest perspektywa, że będzie miał kilkumiesięczną, kilkuletnią żywotność, to możemy zwiększać produkcję tym samym unikając nadprodukcji. Jest to duży plus produkowania w Polsce, ale oczywiście ceny są wyższe. Tak jak już rozmawialiśmy, my pokazujemy te ceny naszym klientom. 

Karolina: A podasz przykład rozbicia ceny? Jakiś dowolny produkt i mniej więcej jaka jego część stanowi co?

Bartek: Z pamięci powiem Ci w takim zarysie, że jeżeli coś kosztuje sto złotych, to masz jeszcze VAT. My VAT-u nie zatrzymujemy, VAT trafia do budżet państwa, jest to powiedzmy 20-30% i takim VAT-em jest obłożony każdy produkt. Potem mniej więcej jedna trzecia do 40% produktu, to będą koszty jego wyprodukowania, czyli to, co płacimy szwalni, która dla nas szyje czy naszym pracownikom plus koszty materiału. Następnie drugie tyle, to nasza marża, która jest niezbędna do tego, żeby finansować bieżące potrzeby firmy i rozwój – wszystko co wiąże się z marketingiem, z działalnością operacyjną firmy. I wreszcie 1%, to inicjatywy społeczne, czyli to co przeznaczamy ze sprzedaży tych produktów na projekty, które wspieramy. W takim dużym zarysie mogę to z pamięci przedstawić, ale zachęcam do zajrzenia na stronę jakiegoś produktu, gdzie przedstawione jest to w przejrzysty, graficzny sposób. Jest to przedstawione ogólnikowo, co znaczy, że nie liczymy każdej niteczki w danym modelu, bo byłoby to zbyt trudne i uciążliwe. 

Karolina: A także niepotrzebne. 

Bartek: Niektórzy pytają dlaczego nie rozwijamy tego bardziej, co do każdego guzika. Chcemy pokazać pewien obraz makro. Nie jest to liczone co do grama zużytej tkaniny, tylko mamy przyjęte pewne parametry, które oczywiście liczymy i przedstawiamy, ale nie liczymy każdego guzika i każdej niteczko osobno. Przedstawiamy zarys tego kosztu, który jest bardzo bliski prawdy. Nie mogę powiedzieć, że w 100%, bo oczywiście jest jakaś wariacja i jest to tylko schematyczny sposób przedstawienia, ale bardzo dobrze obrazuje jak wygląda to po naszej stronie kosztowej. 

Karolina: Może to trochę retoryczne pytanie, ale czy odpowiedzialny klient, zainteresowany odpowiedzialną modą nie potrzebuje wyprzedaży? Potrafi sobie na tyle wszystko wytłumaczyć patrząc na Waszą transparentność i widząc ile co kosztuje kupuje wtedy kiedy potrzebuje, a nie wtedy kiedy jest obniżka? Jak Wy tłumaczycie sobie to, że nie ma wyprzedaży? 

Bartek: Chcemy, żeby klient trafiał do nas, kiedy ma taką potrzebę – z uwagi na zmieniający się sezon, z uwagi na jakąś okoliczność życiową czy strój do pracy. Nie chcemy, żeby nasza sprzedaż  była determinowana pikami i spadkami sprzedaży. Nie pozwala to dobrze zaplanować wolumenu produkcji. Jeżeli mamy taki moment, gdzie intensywnie rośnie nam sprzedaż, a potem dramatycznie spada, to ciężko jest zaplanować regularność w produkcji. Wolimy mieć przewidywalne warunki, w których działamy, bo wtedy nie marnotrawimy pewnych rzeczy – to jest jeden aspekt, ale drugi aspekt jest taki, że jeżeli mamy dobrze wyceniony produkt, w akceptowalnej dla klienta cenie, adekwatnej do jakości, to potem jego cena nie musi być nagle obniżana. Nasza marża nie jest wyrwana z kosmosu, tylko ma głębokie uzasadnienie w cenie tego produktu, ale znowu nie pracujemy na 400 % czy 500% marży, tylko jest to bezpośrednio powiązane z kosztem. Koszt nie spadnie. Gdybyśmy nawet decydowali się na sprzedaż czegoś o 30% taniej to znaczy, że w ogóle nie zarabiamy, że po drodze straciliśmy pieniądze, które kosztowało wyprodukowanie tego i wprowadzenie do sprzedaży, a nie zarobiliśmy. W ogóle nie chcemy takiego modelu, bo wydaje się nam, że długofalowo nie jest on do utrzymania. Wcześniej szliśmy do szewca jak mieliśmy potrzebę. Zniszczyły Ci się buty i musiałeś kupić nową parę. Analogicznie jest z krawcem – szedłeś do niego zanim cała produkcja przeniosła się za dalekie morza. Chcemy, aby ludzie postrzegali nas podobnie. Trochę jak powrót do rzemiosła, a trochę jak kupowanie jak mają potrzebę. 

Karolina: A nie kiedy jest obniżka. 

Bartek: Dokładnie tak. Nie mogę powiedzieć, że mamy wypłaszczoną dynamikę sprzedaży, bo oczywiście są okresy, kiedy jest bardziej intensywna – na przykład przed Świętami jak w każdej sprzedaży detalicznej. Z drugiej strony wydaje mi się, że nie mamy takich dużych skoków i wahań, dlatego nie musimy działać chaotycznie, nie musimy marnować materiału, nie musimy zastanawiać się nad całym problemem związanym z tym, co zrobić ze stockiem, z którym nie wiemy co zrobić. Siłą rzeczy daje to klientowi większą swobodę podejmowania decyzji. Klient wie, że nie znajdzie u nas radykalnych przecen i kupuje, kiedy potrzebuje albo, kiedy chce i ma realną potrzebę. 

Karolina: Moim zdaniem fajne jest to, że macie powracające wzory i kolory przez co ja, jako klientka nie czuje takiego ciśnienia, że muszę teraz kupić ten produkt, bo on już nigdy nie wróci , bo wiem, że kiedy w przyszłym sezonie będę miała taką potrzebę, to będę mogła mieć coś z tego materiału albo będę miała dany fason. Przez to nie kreujemy takiego stresu wokół zakupów, że potrzebujesz tego w tym miesiącu, bo jest to edycja limitowana tylko mamy zdrowsze podejście do zakupów i sądzę, że tym sposobem budujecie zaufanie. 

Bartek: W założeniu nasze rzeczy mają się ładnie starzeć, mają być ponadsezonowe. Nie ma być to  moda, która zmienia się tak szybko jak notowania kryptowalut, tylko kupując bluzkę czy płaszcz możesz spokojnie dopasować je do tego, co już masz w szafie i nie będzie to coś, co szybko się zdezaktualizuje i będzie można to nosić co najmniej przez kilka sezonów. To jest nasze założenie, ale czy zawsze nam się to udaje? Nie zawsze, bo jesteśmy w procesie uczenia się i czasami pracujemy z tkaninami, które też nas rozczarowują i po sezonie wyglądają inaczej niż się spodziewaliśmy. Nie będę ukrywał, że reklamacje też się u nas zdarzają, ale staramy się je dobrze procesować tak, żeby klient był usatysfakcjonowany, ale w założeniu, te rzeczy mają być na dłuższy czas. Jak moja babcia kupowała płaszcz, to kupowała go na dziesięć lat, a moja mama potrafiła nosić płaszcz po swojej mamie i ładnie się starzał. To jest też nasza odpowiedź na szybko i nieustannie zmieniające się trendy, które bardzo ciśnieniują klienta. Oferujemy coś ponadczasowego, bardziej klasycznego, gdzie ze spokojem można to kupić w tym roku i ponownie użyć za trzy, cztery lata lub pięć lat – taka jest intencja. 

Karolina: Można też powiedzieć, że kierując się zasadami zero-waste, minimalizmem i nie generowaniem nowych rzeczy, to kupowanie nowych ubrań w ogóle nie idzie tutaj w parze. Nie powinniśmy w ogóle kupować, ani produkować. Ale jesteśmy tylko ludźmi i te zmiany przychodzą powoli i czasami mamy potrzebę kupienia nowego produktu. Sądzę, że jest to złoty środek, spotkanie się gdzieś w połowie i produkowanie pralek, które stoją przez dwadzieścia lat, a nie po dwóch latach po gwarancji się psują. Trochę słodząc powiem, że cieszę się, że staracie się robić rzeczy, które wytrzymają. Muszę zapytać Cię o jedną rzecz, która bardzo mnie zastanawia i sama mam z tym problem. Do mnie moda doszła najpierw od kwestii zwierząt, od kwestii materiałów, a dopiero potem jeżeli chodzi o prawa pracowników i planetę, a teraz tworzy to holistyczną całość. Mam problem z wełną. Wy szyjecie wełniane rzeczy i wiem, że jest problem z tym skąd ona naprawdę pochodzi, bo są pośrednicy. Czy masz wiedzę na temat tego jak można korzystać z wełny  w sposób zrównoważony, odpowiedzialny, jak to monitorować dlaczego szyjecie Wasze płaszcze z wełny? Czy nie ma alternatyw? Jak na to patrzycie jako marka zrównoważona? 

Bartek: Jeżeli chodzi o wełnę, to w tym momencie nie mamy niczego stricte certyfikowanego. Nie będę ukrywał. Dlaczego korzystamy z wełny? Bo taka jest potrzeba klimatu w Polsce i są to ciepłe rzeczy. Współpracowaliśmy z fabryką, która tworzy tę dzianinę i używa polskiej przędzy, z polskich owiec, ale w dużej mierze też australijskiej czy nowozelandzkiej. Jak dokładnie wygląda produkcja nie jestem w stanie na tym etapie powiedzieć, bo mamy ograniczony dostęp do pewnych informacji. Mam nadzieję, że od przyszłego roku będziemy współpracować z mongolskimi dostawcami, którzy mają pewne rzeczy certyfikowane i niewykluczone, że tam pojedziemy i będziemy w stanie powiedzieć więcej naszym klientom. Jest to kwestia przyszłości, konieczności i pewnego kompromisu. Na tym etapie chcieliśmy mieć wełniane rzeczy, bo nasi klienci chcą mieć wełniane rzeczy, a poza tym urok wełnianych rzeczy jest taki, że są ciepłe i adekwatne do naszej szerokości geograficznej, dlatego musieliśmy je mieć w naszej ofercie. Ale nie trafiliśmy na wełnę i według mojej wiedzy chyba nie można do końca kupić jej w Polsce. To znaczy przypuszczam, że można, ale gdyby chcieć mieć certyfikowaną wełnę, to ceny będą zaporowe i będą nie do przeskoczenia przez naszych klientów. Certyfikowana wełna, to wełna z akceptacją jakiejś organizacji. Ta organizacja ma swoje koszty, które trzeba wliczyć w cały koszt produkcji. Będąc na większości targów tkaninowych w Polsce nie znalazłem nikogo, kto sprzedawałby stricte certyfikowaną przędzę. W tym sezonie cała nasza wełna pochodziła z polskich fabryk, zarówno tkanina, jak i dzianina. Mamy trzy podmioty produkujące w Polsce, ale to z czego zrobiona jest tkanina, czyli przędza, z jakiej konkretnie szerokości geograficznej przyjechała – czy z polskiej, australijskiej czy nowozelandzkiej, to osoby, które nam ją sprzedają nie są w stanie do końca powiedzieć albo może nie do końca chcą powiedzieć. Są światowe rynki przędzy. To generalnie anglosaskie kraje, które produkują dużo wełny. Owiec raczej nie hoduje się w dużych ilościach w takich jurysdykcjach, gdzie zwierzęta są maltretowane, a ludzie wykorzystywani, bo rolnictwo przemysłowe i hodowla przemysłowa kojarzone są głównie z Australią, z Nową Zelandią czy z innymi rozwiniętymi gospodarkami, gdzie zakładam, że zasady są przestrzegane. Teraz oczywiście nagłośniła się sprawa wełny kaszmirowej i tego, co się wokół niej dzieje. Uczymy się tych tematów na bieżąco. Zaczynając pracę z jakimś materiałem nie mam pewnej świadomości i czasami jest tak, że odkrywamy coś po drodze ucząc się. Tak wygląda to z naszej perspektywy. 

Karolina: Miejmy nadzieję, że te informacje będą co raz szerzej dostępne i producenci będą się chętniej dzielić tymi informacjami. 

Bartek: To tak naprawdę zależy od presji społecznej. Myślę, że jeżeli będzie rosło zainteresowanie ze strony biznesów modowych, czyli takich jak nasz, ale też tych, które są jeszcze dalej lub bliżej produkcji tkanin, to będzie konieczność ujawniania informacji modowych. Wszędzie tam, gdzie jest klarowność i transparentność, to zawsze podnoszą się standardy. Jeżeli coś jest robione w pół roku, z dala od publicznego spojrzenia, to może się tam dziać coś niepewnego. Wszystko zależy od konsumentów, ich zainteresowania i od trendsetterów takich jak ty, którzy będą budować tę świadomość, a ludzie będę zadawać więcej pytań i częściej. 

Karolina: Dlatego warto wspierać takie inicjatywy jak 'Fashion Revolution’ czy 'Kupuj Odpowiedzialnie’, z którymi też działacie, także tam też jest dużo informacji, są różnego rodzaju petycje i inicjatywy społeczne, gdzie pytamy naszych producentów ubrań, gdzie powstały, kto je wyprodukował i z czego. Powiedziałeś, że macie dużo planów na przyszłość, na najbliższe lata i macie wizję swojej marki. Nie chcę, żebyś zdradzał swoje sekrety, natomiast gdybyś mógł powiedzieć o jednym z Waszych korków, o jednej zmianie? Wiem, że wchodzi dżins, ale czego jeszcze możemy się spodziewać po 'Elementach’?

Bartek: To, co na pewno chcemy robić, to na pewno chcemy rozwijać pomysły na danie drugiego życia ubraniom. Mamy pomysły związane z prowadzeniem programu dla naszych klientów, aby ewentualnie mogli dostarczać rzeczy, których nie chcą już używać do naszych sklepów, a my będziemy je odświeżać lub proponować w drugim obiegu, ewentualnie urozmaicać i dodawać jakiś design pracując z lokalnymi artystami, może z grafikami, którzy zajmują się sitodrukiem. Mieliśmy już taki pilotażowy program w Katowicach i spotkał się z bardzo fajnym przyjęciem. Jest to bardzo ciekawa koncepcja na to, żeby na przykład pomóc znaleźć nabywców na ubrania, które nie miały dotychczas swoich nabywców. W dużym skrócie mówiąc, chcemy robić wszystko co będzie mogło dać ubraniom drugie życie. Chcemy może stworzyć platformę do swapów dla naszych klientów, żeby mogli się wymieniać ubraniami. Na przykład kupiłaś u nas jakąś koszulkę czy płaszcz, które być może nadają się do dalszego użytkowania, ale znudziły ci się i potrzebujesz czegoś nowego, świeżego, a nadal mogą dalej posłużyć innej osobie. Nasze myśli idą w tę stronę, aby rozwijać obrót używanymi rzeczami i współpracować z różnymi organizacjami. Bardzo ciekawa organizacja, o której się dowiedziałem, to 'Ciuchy w ruch’. Mają system dystrybucji używanych ubrań i możesz w swoim sklepie przyjmować ubrania od klientów, ubrania, których oni chcą się pozbyć po to, żeby nie lądowały na śmietniku, ale miały drugie życie. Oni zapewniają infrastrukturę. Dowiedzieliśmy się o nich niedawno i myślę, że nie zdradzę tajemnicy jak powiem, że pewnie będziemy chcieli współpracować z takimi i z analogicznymi organizacjami.

Karolina: Super! Życzę Wam wszystkiego dobrego i będę obserwować Wasze działania, a Tobie dziękuję za rozmowę i do usłyszenia! 

Bartek: Dziękuję za spotkanie!

Karolina: Cześć!

Bartek: Cześć!