PODCAST #85 PLANETA & OTOCZENIE: życie bez śmieci, czyli podstawy zero waste

PODCAST #85 PLANETA & OTOCZENIE: życie bez śmieci, czyli podstawy zero waste

W tym tygodniu porozmawiamy o planecie i otoczeniu, czyli zajmiemy się środowiskiem w znaczeniu globalnym i lokalnym. Pierwszy odcinek, który chciałabym wyróżnić to rozmowa z Kasią Wągrowską, autorką bloga Ograniczam się i autorka książki „Życie zero waste. Żyj bez śmieci i żyj lepiej” i jak sam tytuł (zarówno podcastu, jak i książki!) wskazuje – poruszymy dzisiaj temat zero waste. 

Spędzamy teraz dużo czasu w domu, więc warto przyjrzeć się temu jakie i ile produkujemy odpadów. Kasia opowiada o założeniach zero waste i rozbija na czynniki pierwsze wszystkie R: refuse, reduce, reuse, recycle i rot. Rozmawiamy o tym o tym dlaczego warto spróbować ograniczyć śmiecenie, jak poprawnie segregować śmieci oraz jak zrobić domowy kompostownik.

Blog Kasi:

https://www.ograniczamsie.com/

Instagram Kasi:

https://www.instagram.com/kasia_ograniczamsie

Podzielnia:

https://podzielnia.pl/

Posłuchaj na YouTube:

Odcinek 85

Karolina: ’Zero waste’ to z angielskiego zero śmieci – można to sobie tak przetłumaczyć. Czy to oznacza, że staramy się żyć tak, żeby nie produkować żadnych odpadów? Da się w ogóle tak żyć? 

Kasia: ’Zero waste’ to dla mnie taki styl życia, w którym rzeczywiście skupiamy się na tym, żeby nie generować zbyt dużej ilości śmieci czy odpadów, ale również, żeby nie marnotrawić, nie trwonić zasobów, z których na co dzień korzystamy. 'Waste’ – z języka angielskiego może właśnie oznaczać odpady albo marnotrawienie. Jeżeli zastanawiamy się nad tym czym jest ruch 'zero waste’ to warto skupić się na dwóch aspektach tego pojęcia. Po pierwsze na tym, że nie generujemy śmieci naszym życiem, a po drugie nie trwonimy zasobów takich jak na przykład energia elektryczna, ropa naftowa, woda i tego typu rzeczy.  

Karolina: Powiedz mi jaka jest w ogóle historia ruchu 'zero waste’? Powiedzmy, że stał się popularny w ostatnich latach, ale wydaje mi się, że jego początki muszą być starsze, że świadomość ludzka związana ze środowiskiem musiała już kiełkować wcześniej. 

Kasia: Zawsze mówiło się o ruchach pro ekologicznych, które już dawno funkcjonowały na świecie. Zawsze był nam bliski klimat, zmiany klimatyczne i to z czego one wynikają, bliska była nam ochrona gatunków roślin i zwierząt oraz dbanie o to, żeby cały ekosystem był nienaruszony, żebyśmy w niego za bardzo nie ingerowali oraz nie popsuli, bo nie jesteśmy jego władcami, ale częścią. W pewnym momencie, w latach siedemdziesiątych w Stanach Zjednoczonych niektóre firmy, m.in. koncerny chemiczne, zaczęły zastanawiać się w jaki sposób redukować odpady i były to właśnie odpady poprodukcyjne w tych przedsiębiorstwach. To właśnie one jako pierwsze zaczęły posługiwać się terminem 'zero waste’, zaczęły wdrażać takie metody postępowania w swoich przedsiębiorstwach, które miały na celu redukcję odpadów. Potem było długo, długo nic, bo ten ruch nie był jeszcze ruchem, a raczej zalążkiem jakiegoś pojęcia, które w przyszłości, czyli już w czasach nam obecnych wykiełkowało i stanowi całkiem spory ruch globalny. W latach dziewięćdziesiątych, a bardziej w dwutysięcznych również w Stanach ten ruch stał się bardzo popularny. Pojawiali się blogerzy i blogerki, którzy zaczynali żyć w sposób 'zero waste’, czyli nie generowali śmieci w swoim życiu. Pokazywały jak to robić, pokazywały wyzwania, które są z tym związane, pokazywały także przedsiębiorcom jak dużym problemem może to być dla zwykłego śmiertelnika, żeby w ogóle nie generować śmieci. Tak naprawdę to wszystko miało na celu to, żeby zwrócić światu uwagę na problem odpadów jakie generuje ludzkość i tego jakie są tego skutki uboczne dla całego ekosystemu, czyli zanieczyszczenia wód morskich i oceanicznych, rosnące góry śmieci na wysypiskach, które dodatkowo generują szkodliwe gazy cieplarniane takie jak metan, ginięcie gatunków zwierząt, które przez pomyłkę spożywają ten plastik, ale też pojawiają się zaburzenia hormonalne wywoływane w tkankach zwierzęcych prze ten plastik. Myślę, że ten ruch wykiełkował najbardziej w Stanach, a później się rozprzestrzenił. Z dużym powodzeniem funkcjonuje także w Australii i w Europie, a myślę, że do Polski zawitał jakieś dwa/ trzy lata temu kiedy zaczęliśmy fascynować się takim stylem życia i dziś, w roku 2018 mamy kilkadziesiąt osób, które przynajmniej w internecie deklarują się, że sympatyzują z ruchem 'zero waste’. Jest to idea na czasie i mam nadzieję, że jest to sensowna idea, a nie jakaś chwilowa moda. Sensowna dlatego, że nam wszystkim powinno zależeć na jak najlepszej kondycji świata. Zmiana zaczyna się od nas samych. 

Karolina: Jak zaczęła się ona u Ciebie? Całe życie byłaś zagorzałą ekolożką? Czy w pewnym momencie Twoja świadomość wzrosła i zmieniłaś swoje nawyki i postępowanie? 

Kasia: Nie chcę mówić, że od dawna myślałam jak redukować śmieci, bo tak nie było. Jeszcze w szkole podstawowej interesowałam się biologią i ekologią, natomiast nie było to jeszcze wtedy związane z redukcją odpadów. Działałam bardziej pod kątem ochrony środowiska, ochrony przyrody, parków narodowych. W zasadzie zaczęło się to od tego, że zdałam sobie sprawę, że otaczam się nadmierną ilością przedmiotów. Najpierw zaczęłam interesować się ideą minimalizmu, chciałam zredukować liczbę przedmiotów, uważałam, że mam ich za dużo i wiele z nich wcale nie jest mi potrzebnych, a zajmują tylko moją energię i czas na porządkowaniu, sprzątaniu i martwieniu się co dalej z nimi zrobić skoro ich nie potrzebuję. Postanowiłam zrobić czystki w moim domu. Wysprzątałam szafę i jest to dobry przykład, bo wyciągnęłam z niej dwanaście worków pełnych ubrań, które okazało się, że w ogóle nie są potrzebne. Złapałam się wtedy za głowę, bo gdy wyłożyłam je na podłogę i na łóżko, to uzmysłowiło mi to jak bardzo jestem bezmyślna w tej swojej konsumpcji. Wydawało mi się, że robię dobrze, bo sprawiedliwie wydaję pieniądze na rzeczy, których będę używała, ale tak naprawdę tych rzeczy nie używam, więc stwarzam sobie tylko problem, a w ogóle sobie nie pomagam. Dodatkowo okazuje się, że rzeczy, których ja nie potrzebuję inni też mogą nie potrzebować i nie chcieć, więc co z tego, że część tych ubrań mogłam wywieźć do instytucji pomocowych jak większa część z nich musiała wylądować w kontenerach na odzież albo w śmietniku, bo nie nadawała się już dla nikogo do użycia. Wtedy uświadomiłam sobie, że sama redukcja rzeczy, którymi się otaczamy, czyli wejście na drogę do minimalizmu, to nie wszystko. Brakowało mi trochę aspektu ekologicznego, czyli odpowiedzialności ekologicznej naszych własnych czynów, czyli czasami niepohamowanej i nieodpowiedzialnej konsumpcji. W czeluściach internetu szukałam tego pojęcia 'zero waste’ i już wtedy były pierwsze osoby, które pisały o tym w Polsce, ale inspirowałam się też blogami zagranicznymi, na pewno Beą Jonhson – autorką książki 'Zero waste home’ oraz 'Trash is for Tossers’. To były moje największe inspiracje. Pokazywały mi proste sposoby na to jak mogę ograniczyć produkcję śmieci w moim domu. Sposoby były proste, ale też piękne, estetyczne, to życie wydawało mi się takie czyste, takie uporządkowane i sprawiało, że zaczęłam odnajdywać w tym głębszy sens, więc pomyślałam, że to jest właśnie to, że muszę spróbować na własnej skórze i wejść w ten eksperyment życia 'zero waste’ czyli życia bez odpadów. 

Karolina: I od tego czasu nie zmieniłaś zdania?

Kasia: Myślę, że jak już raz wejdzie się na drogę do 'zero waste’ to nie można tak po prostu z niej zejść. Tak samo jak ze zmianą nawyków żywieniowych. Jeżeli postanawiasz mentalnie, znajdujesz w środku motywację, że nie będziesz jeść mięsa np. ze względów etycznych, to potem nie zaczniesz nagle jeść tego mięsa, bo masz na nie smaka. Tak się po prostu nie dzieje i tak samo jest z ideą życia 'zero waste’. Styl życia polega na podążaniu tą ścieżką i być może nie zawsze widać ten cel gdzieś na końcu tej drogi, w sensie myślisz sobie, że: dążę do tego, żeby osiągnąć poziom zero, ale sam cel nie jest najważniejszy, ale ważna jest droga, którą się podąża i to wszystko czego się uczy w trakcie podążania tą drogą. 

Karolina: To jest bardzo piękne, bo mówisz w taki pozytywny sposób o swoim stylu życia, sprawia Ci to radość i mówisz, że dostrzegłaś w nim piękno, nie widzisz możliwości, żeby się cofnąć. Dla mnie jest to takie przewrotne, bo Twój blog nazywa się 'Kasia ograniczam się’, więc wiele osób mogłoby podejść do tego tak, że ograniczanie się jest jakimś negatywnym zjawiskiem i czymś, co nam odbiera szczęście, a jednak to ograniczanie może stać się powodem naszej radości na co dzień. Jak to jest? 

Kasia: Wiele razy słyszałam już takie stwierdzenie od blogerów czy influencerów na temat nazwy mojego bloga, którzy stukali się w głowę i mówili: co Ty sobie zrobiłaś? Przecież zrobiłaś sobie krzywdę! Jaka marka będzie chciała się do Ciebie odezwać, kiedy będą chcieli sprzedawać jakiś produkt? Ty w życiu na tym nie zarobisz! Kto to będzie chciał czytać? Kto chce czytać o ograniczaniu się? Przecież ludzie właśnie chcą czytać jak się nie ograniczać. A ja myślę, że fajnie jest nakładać na siebie na co dzień samodyscyplinę, ograniczanie się i limity w momencie, gdy zaczynamy się zastanawiać nad tym jak żyjemy. Jeżeli żyjemy w sposób niekontrolowany i pozwalamy sobie na wszystko, na każdą zachciankę, ja nie mówię, że nie mamy podążać za tymi zachciankami i za przyjemnościami, bo to nie o to chodzi, żeby się umartwiać, siedzieć w jutowym worku i biczować sobie plecy. Chodzi o to, żeby usiąść na chwilę i zastanowić się nad własnymi nawykami konsumenckimi, ale też nad własnym życiem, jakie mamy wartości, za czym chcemy podążać. Aspekt mojego ograniczania się związany jest z konsumpcją, z rzeczami materialnymi i z tym czy one nam dają szczęście, a jeżeli nie, to co innego mogłoby nam dawać szczęście i jak to zrobić, żeby rzeczywiście podążać tą ścieżką, którą sobie wymyśliliśmy. Ograniczanie się, o którym ja mówię jest całkiem rozsądne i myślę, że każdy z nas mógłby, a nawet powinien narzucać sobie taką samodyscyplinę. Jeżeli chodzi o kwestie środowiskowe, to mowa jest zawsze o tym, że państwo powinno za nas myśleć, a nie my sami. My sami nie powinniśmy myśleć na co dzień o tym, że kupujemy za dużo albo, że robimy zakupy do torebek foliowych, które są problemem dla środowiska. Państwo powinno pomyśleć za nas i zakazać foliówek, ale jeżeli państwo za nas nie myśli i zmiana systemowa nie nadąża za zmianą światopoglądową w nas jako w ludziach, w społeczeństwie, to nic nie stoi na przeszkodzie, żebyśmy sami na siebie nałożyli te ograniczenia, zastanowili się dlaczego warto to zmieniać, dlaczego warto iść tą drogą i wdrażać tę zmianę. Myślę, że to jest właśnie sens mojego ograniczania się. 

Karolina: Trochę mnie to bawi jako wymówka, bo musimy pamiętać, że państwo to też są ludzie, więc to wychodzi od ludzi zatem tak samo może wyjść od nas i od osób u góry, które podejmują ważne decyzje, ale jest to wątek na osobną rozmowę. Przejdźmy do założeń 'zero waste’, bo o ile się nie mylę jest to '5R’ w języku angielskim, dzięki czemu jest to bardzo łatwe, bo jest na tę samą literę. Mogłabyś nam powiedzieć pokrótce na czym polegają te wszystkie kroki i jak są interpretowane w języku polskim?

Kasia: Jasne. Tak jak powiedziałaś – jest to '5R’ z języka angielskiego, natomiast czasami dodaje się do tego jeszcze kolejne 'R-ki’ – w zależności od tego, co kto sobie wymyśli, że jest ważne albo ważniejsze od tych już istniejących. Pięć podstawowych zasad to: 'refuse’, czyli odmawiaj rzeczy, których może nie potrzebujesz, a ktoś Ci je wciska lub daje za darmo albo nawet sama sobie odmawiaj rzeczy, których myślisz, że potrzebujesz, ale po jakimś czasie, gdy odłożysz tę sprawę na kilka dni lub tygodni okazuje się, że była to zachcianka i ta nowa rzecz nie jest Ci do niczego potrzebna. Druga zasada to 'reduce’, czyli ograniczaj. Z nazwy mojego bloga jest to coś na czym się skupiam. Ograniczaj swój stan posiadania, bo im więcej posiadasz, tym potem masz większy problem z rzeczami, które posiadasz – trzeba je przestawiać, sprzątać, dbać o nie i myśleć, co z nimi zrobić jeżeli ich nie potrzebujesz, a po drugie każda z tych rzeczy w końcu straci dla Ciebie wartość. Zastanów się czy warto ją kupować, posiadać i używać. Zastanów się też z czego jest zrobiona i czy jest to dobry surowiec czy będzie go potem łatwo odzyskać czy przetworzyć na coś innego lub nawet naprawić. Czy może będzie to rzecz, która po zużyciu stanie się śmieciem. Po trzecie – 'reuse’, czyli używaj ponownie. Jest to ważna zasada już w trakcie funkcjonowania życia typowego 'zero wastera’, bo skupiamy się na rzeczach, których możemy używać wielokrotnie. Rezygnujemy z jednorazowych siatek foliowych, z jednorazowych słomek, a nawet z jednorazowej higieny intymnej na rzecz tego, co jest wielorazowe, co możemy czyścić, naprawiać i używać ponownie, bo jest zrobione z trwałych materiałów, które jesteśmy w stanie naprawić i jesteśmy w stanie uniknąć szybko powstających śmieci. Po czwarte – 'recycle’, czyli odzyskuj surowiec, oddawaj do recyklingu. Jest to także ważna zasada jeżeli chodzi o życie 'zero waste’, bo musimy być świadomi tego z czego zrobione są przedmioty, których używamy czy produkty, które kupujemy. Jeżeli wiemy, że jakaś zabawka zrobiona jest z plastiku, który potem nie zostanie poddany recyklingowi, to być może warto jej nie kupować i lepiej kupić coś z tworzywa naturalnego. Jeżeli wiem, że szkoło czy metal są w Polsce odzyskiwane w bardzo dobry sposób, jest to trwały surowiec, o którym nie można powiedzieć, że traci na właściwościach, kiedy jest przetwarzany, to być może warto skupić się na tym surowcu i kupować produkty opakowane w szkło, a nie w plastik, ponieważ potem będzie to lepsze dla środowiska. Trzeba się też nauczyć jak sortować śmieci, co w Polsce jeszcze kuleje. 

Karolina: No właśnie. Jest to temat rzeka i zastanawiam się dlaczego Polacy tak niechętnie segregują śmieci?

Kasia: Myślę, że przede wszystkim wynika to z niewiedzy – po pierwsze jak segregować. Każde województwo ma swoje zasady segregowania. Jak jeżdżę po Polsce, to w jednym regionie sortuje się na frakcję suchą i mokrą, a w drugim sortuje się tworzywa sztuczne, szkło, odpady bio, zmieszane i papier, a potem jeszcze ludzie zastanawiają się czy ten plastik, o którym myślą, że mogą wyrzucić do plastiku na pewno będzie przetworzony, bo nie każdy plastik można tam wrzucać. Niektórzy widzą, że posortowane śmieci wrzucane są do jednej śmieciarki i powstają dylematy: ja sortuję, wkładam w to swój wysiłek, energię, a potem śmieciarka i tak bierze to na jedną przyczepę, to po co ja się wysilam. Powstają też różne mity, że te śmieci i tak nie są sortowane, że nie są oddawane do ponownego wykorzystania, do odzysku surowca. Jest to błędne przekonanie, bo zazwyczaj jest tak, że nawet jeżeli śmieciarka weźmie kilka tych frakcji na jedną przyczepę, to śmieci już posortowane jest łatwiej w sortowni oddzielić od siebie i tam ludzie zajmują się tym, żeby te odpady trafiły do właściwego miejsca, w którym ten surowiec będzie odzyskiwany. Jeżeli kiedykolwiek zobaczycie, że posortowane śmieci wrzucane są na jedną śmieciarkę i będziecie zastanawiać się co tak naprawdę dzieje się z tymi śmieciami, to najlepiej zadzwonić na numer przedsiębiorstwa, które odbiera od Was odpady i po prostu dopytać, żeby nie powielać mitu, że sortowane śmieci jadą na jedno wysypisko i nic się z nimi dalej nie dzieje.

Karolina: Mnie i tak wydaje się, że w Polsce czynnik ekonomiczny, finansowy jest dla nas najważniejszy i nadrzędny i sądzę, że jest to bardzo dobra zmiana, że sortowanie śmieci stało się w końcu tańsze, niż ich niesortowanie. Czy uważasz, że Polacy są przygotowani na te zmiany, które teoretycznie są pozytywne?

Kasia: Myślę, że zmiana została wprowadzona bez tzw. planu 'follow up’, czyli bez naturalnej kontynuacji, którą powinna być edukacja społeczeństwa. Gdzie są akcje edukacyjne w telewizji, w radiu, na billboardach, w jaki sposób sortować śmieci? Gdzie rozmawiamy o odpadach jako o surowcach, z których można rzeczywiście coś odzyskać? Gdzie w debacie publicznej jest miejsce chociażby na 'zero waste’ i tego jak w ogóle unikać śmieci, jak możemy nie mieć tego dylematu co do jakiego worka wrzucić w momencie, gdy zadeklarujemy się na życie bezśmieciowe. Myślę, że ta strona wdrożenia całej reformy i selektywnej zbiórki odpadów ma jeden wielki minus i jeden wielki brak, który nadganiany przez niektóre organizacje pozarządowe takie jak Polskie Stowarzyszenie Zero Waste czy inne organizacje, które działają na rzecz edukacji społeczeństwa: czym są odpady, w jaki sposób je sortować i w jaki sposób mogą wpłynąć na środowisko. Myślę, że cała warstwa pozarządowa, pozasystemowa ma duże znaczenie i mam nadzieję, że w końcu przebije się to do debaty publicznej.

Karolina: Jakie Twoim zdaniem są najczęstsze błędy popełniane przez Polaków, którzy próbują sortować śmieci? Co notorycznie robimy źle? 

Kasia: Myślę, że często wrzucamy odpady, które mogą być toksyczne do plastikowych. Myślimy, że na przykład po remoncie wyrzucimy kubeł po farbie do odpadów plastikowych dlatego, że jest plastikowy. Takie odpady nie powinny znajdować się w plastikowej frakcji, a co gorsza, jeżeli ta farba wycieknie na inne odpady, to mogą nawet skazić całą resztę i wszystko co znajduje się w tym jednym worku czy w kuble nie będzie nadawało się do ponownego przetworzenia. 

Karolina: A takie produkty jak passata czy dżem? Czasami są w plastikowym pojemniku, a czasami w szkle – czy musimy je myć przed wyrzuceniem? 

Kasia: Są dwie teorie: jedni twierdzą, że tak, drudzy twierdzą, że nie. Natomiast oficjalna wykładnia jest taka, że nie musimy ich myć, ponieważ te wszystkie odpady i tak są myte na sortowni i przed odzyskaniem surowca muszą być czyste. Przedsiębiorstwo, które odzyskuje surowiec musi zapewnić właściwą jakość tego produktu, który idzie do ponownego przetworzenia. Tak naprawdę nie musimy marnować naszej wody w kranie, żeby wyczyścić słoik czy jakiś plastikowy kubeczek na przykład po jogurcie. 

Karolina: Jeżeli koś wykorzystał to jako wymówkę, żeby nie sortować, bo trzeba to wszystko myć, to teraz obalamy mit: nie trzeba, więc segregujmy. 

Kasia: Jeszcze mało się o tym mówi, ale istnieją takie opakowania wieloskładnikowe, takie, które składają się w jednej części z tworzywa PET – tak jak butelka po wodzie mineralnej, potem są jeszcze owinięte papierkiem, bo etykieta jest papierowa, a jeszcze trzecim elementem jest zakrętka, która est z innego tworzywa – najczęściej z HDPE. Wyrzucamy te odpady razem – w sensie do jednego worka, na przykład z tworzywami sztucznymi. Coś, co na pewno ułatwiłoby pracę na sortowniach przy odzyskiwaniu surowca, to gdybyśmy przed wyrzuceniem oddzielili od siebie te wszystkie elementy. Na przykład zdjęli nakrętkę i wyrzucili ją osobno. Nadal do tworzyw sztucznych, ale osobno albo w ogóle wyrzucili do nakrętek, bo często są takie akcje zbierania nakrętek, na przykład charytatywne. Na przykład z tych nakrętek powstał wielki plac zabaw dla dzieci w Poznaniu. 

Karolina: Z nakrętek? Ale super! 

Kasia: Tak, właśnie z takich z recyklingu. Warto też pamiętać, żeby oddzielać od siebie elementy różnych opakowań i jeżeli nie jest to dla nas uciążliwe, to możemy to z powodzeniem robić. 

Karolina: A jak jest z resztkami jedzenia? One wszystkie trafiają do bio czy nie?

Kasia: To zależy. Myślę, że nadal jesteśmy niedoinformowani jak sortować bioodpady. Nie powiedziałam jeszcze o kompostowaniu, czyli o piątej zasadzie 'R’, ale do tego jeszcze dojdę. Okazuje się, że nie wszystkie odpady organiczne z naszych talerzy możemy wrzucić do jednego worka z frakcją bio. Na przykład nie możemy wrzucać rzeczy, które są obtłuszczone albo w ogóle wylewać samego oleju do odpadów bio, nie możemy wrzucać tam resztek mięsa albo kości, bo te rzeczy przetwarzają się w zupełnie inny sposób i na takiej otwartej kompostowni czy bio kompostowni, do której odsyłana jest frakcja bio mięso czy kości nie będą podlegały takiemu samemu rozkładowi jak frakcja roślinna. 

Karolina: I tutaj też dołączamy ryby, bo ryby to też mięso i nie lądują w bio. 

Kasia: To, co możemy wyrzucać do frakcji bio to obierki, resztki z naszych talerzy, ale nie za bardzo obtłuszczone. Może być to ugotowana kasza, resztki chleba, jeżeli już nie wiemy co z nimi zrobić i nie mamy pomysłu jak je wykorzystać. 

Karolina: Ale oczywiście staramy się, żeby tych odpadów bio było jak najmniej i żeby nie marnować jedzenia. Ja jestem strasznie wrażliwa na tym punkcie. Bardzo nie lubię marnować jedzenia i zawsze dokładam wszelkich starań, żeby zjeść wszystko z lodówki zanim się zepsuje. Czy ograniczanie się dotyczy jedzenia? Żeby kupować mniej produktów spożywczych? 

Kasia: Jasne. Jest to też jednym z elementów życia 'zero waste’, żeby spojrzeć na swoją kuchnię, na to jak gotujemy, żeby zaplanować sobie odpowiednio posiłki i dopiero pod ten plan posiłków robić zakupy z listą. Jest to bardzo ważne, bo wydaje się nam, że wszystko mamy w głowie, potem idziemy do sklepu i żądza doświadczania nowych smaków czy eksperymentowanie wygrywa, ale potem okazuje się, że części tej zupełnie nowych produktów nie ruszymy, bo nie wiemy jak, bo się zepsuje i jest do wyrzucenia. Warto robić zakupy spożywcze z głową i planować posiłki. Ponadto warto raz w tygodniu zrobić sobie dzień czyszczenia lodówki i gotowania tylko z tego, co masz. 

Karolina: Uwielbiam! To moje ulubione przygody z gotowaniem. 

Kasia: Wtedy wychodzą najbardziej kreatywne posiłki. Lubię wtedy zrobić sobie jakieś kaszotto z warzywami, curry, pieczone warzywa czy nawet owoce – są to naprawdę świetne potrawy i można wpaść na coś zupełnie nowego. Myślę, że fajnie jest mieć taki nawyk, żeby właśnie zrobić sobie jeden taki dzień z resztkowej kuchni domowej.

Karolina: A skoro jesteśmy w temacie jedzenia i w temacie resztek, to czy masz jakieś dobre wskazówki jak wykorzystać resztki po jedzeniu? Na przykład obierki czy pulpa, która zostaje z warzyw i owoców, kiedy robimy soki? 

Kasia: Z pulpy wychodzi bardzo fajne ciasto owocowe, a w zasadzie brownie albo coś ala ciasto marchewkowe, gdy dodamy do tego więcej warzyw czy owoców, niż tylko samą marchew. Bardzo fajnie pasuje burak, bo często wyciskamy sok z buraka, marchwi i jabłka, więc taka mieszanka owoców i warzyw wchodzi w ciasto i gdy dodamy kakao, to wyjdzie nam z tego fajne owocowe brownie. Z pulpy typowo warzywnej można zrobić kotleciki usmażone na patelni albo burgery upieczone w piekarniku. Jest mnóstwo sposobów na wykorzystanie części roślin i wcale nie trzeba ich wyrzucać do śmieci. Jest to nadal bardzo cenny pokarm. 

Karolina: A próbowałaś robić kiedyś czipsy z obierek po ziemniakach? 

Kasia: Próbowałam, ale potem dowiedziałam się, że nie są zbyt zdrowe, ponieważ skórka ziemniaczana zawiera szkodliwe dla nas substancje, więc zaniechałam tej praktyki, ale bardzo fajne są czipsy z jarmużu i nie jest to żadna resztka, a po prostu pełnowartościowy produkt. 

Karolina: Załóżmy, że wykorzystaliśmy wszystkie resztki i nie da się już nic zrobić z pozostałymi rzeczami i wtedy przechodzimy do kompostowania. Czy to jest ten etap? Czy to jest ten moment? 

Kasia: Tak, jak najbardziej. Uwielbiam ten element życia 'zero waste’. Na samym początku jak wchodziłam na drogę życia bez odpadów myślałam, że będzie to dla mnie niewykonalne, bo nie mam domu z ogrodem, w którym mogłabym umiejscowić taki kompostownik w kącie jakiejś grządki i to byłoby to najbardziej naturalne. Gdy zobaczyłam, że istnieją kompostowniki domowe albo balkonowe, to oczy mi się zaświeciły i stwierdziłam, że koniecznie będę musiała tego spróbować i wtedy zaczęłam eksperyment z kompostowaniem i trwa on do dziś. Trzymam mój kompostownik na balkonie przez cały rok. Zatrudniłam do pomocy przy kompostowaniu dżdżownice kalifornijskie i są one najbardziej pracowitymi mieszkankami mojego domu. Bardzo lubimy doglądać tego kompostu. Moje dzieci lubią tam przewracać łopatką i sprawdzać czy obierki się już rozkładają czy dżdżownice je jedzą, czy im smakuje czy nie. Zaglądają jeszcze głębiej, podnoszą, żeby zobaczyć drugą warstwę, bo jest tam już przerobiona ziemia i dżdżownice mają tam bardzo fajne środowisko do rozmnażania się. Myślę, że jest to nasze takie duże rodzinne przedsięwzięcie, ale też przygoda, obserwacja i edukowanie się w jaki sposób materia organiczna zostaje rozłożona do zupełnie innej formy i w jaki sposób kompost w postaci ziemi, którą można wykorzystać, może dalej funkcjonować w naszym mikro ekosystemie. Na kompoście możemy posadzić warzywa, kwiatki, zioła, które potem będziemy hodować na balkonie czy w domu i ja tak właśnie robię. W tym roku nie kupiłam żadnej ziemi ogrodowej tylko wykorzystuję ten kompost, który przerobił mi się w  moim balkonowym kompostowniku. 

Karolina: Dla osoby, która jest zupełnie zielona w temacie, ale chce zacząć kompostować, to co jest nam potrzebne na start?

Kasia: Przede wszystkim musimy się zastanowić jakie mamy w domu warunki. Jeżeli mieszkamy w domku z ogrodem to możemy od razu pokusić się o kompostownik ogrodowy, ale trzeba się nauczyć w jaki sposób zbudować taki kompostownik. Jeżeli zaś mieszkamy w bloku z balkonem lub bez, to musimy przeanalizować jakich odpadków organicznych powstaje u nas najwięcej, czy jesteśmy mięsożercami i mamy odzwierzęce resztki, które będziemy chcieli kompostować czy może tylko resztki roślinne. Jeżeli mamy resztki odzwierzęce, to może warto zastanowić się nad kompostownikiem typu 'bokashi’, a jeżeli mamy więcej roślinnych, to możemy pokusić się o założenie wermikompostownika, czyli kompostownika taki jak ja mam – z dżdżownicami. Najpierw kompostowałam z samymi bakteriami probiotycznymi, natomiast same bakterie nie rozkładały tak dobrze samej materii. Radziłabym nie bać się dżdżownic, bo są to naprawdę bardzo przyjazne zwierzątka. 

Karolina: Czy one nie ucierpią w trakcie swojej pracy? Są tam szczęśliwe? 

Kasia: Są szczęśliwe. Jeżeli karmimy je niepikantnymi resztkami i nie dajemy czosnku, chili czy obtłuszczonych resztek z obiadu, to jak najbardziej są szczęśliwe i zadowolone. Myślę, że my podkarmiamy je całkiem zdrowymi resztkami z naszych talerzy.

Karolina: Czy masz u siebie na blogu taki mały instruktaż jak przygotować domowy kompostownik czy takie informacje znajdziemy raczej w książce? 

Kasia: W książce mam opisane różne typy kompostowników i przeanalizowane, co trzeba zrobić, żeby wystartować z kompostowaniem, a na blogu opisywałam przygodę z moim własnym kompostownikiem, czyli wermikompostownikiem. Jest także film na moim kanale na youtube o tym jak kompostować, więc tam też ewentualnie mogę odesłać. 

Karolina: Przejdźmy dalej, do kolejnego 'R’ – co to będzie?

Kasia: Ostatnie jest 'root’. 

Karolina: Ostatnie? To zgubiłam się gdzieś w liczeniu. 

Kasia: Kolejnym 'R’ może być 'rethink’ and 'repair’. To są zasady, które bywają często dodawane do tych pięciu 'R’, które ukształtowały się w teorii życia 'zero waste’. 'Rethink’ jest bardzo ważne i myślę, że można by ustawić je na samym szczycie tej piramidy zasad, ponieważ wszystko zaczyna się w naszej głowie – to w jaki sposób znajdujemy motywację do naszego stylu życia, co jest dla nas ważne, dlaczego chcielibyśmy ograniczać produkowanie odpadów, czy wartości ekologiczne i środowiskowe do nas przemawiają czy też przemawia za nami moda i po prostu chcemy mieć kolejne ładne gadżety

Karolina: Co też nie jest złe, bo jak na modę to jest całkiem przyjazna światu.

Kasia: Oczywiście. Jeżeli kupujemy ładne gadżety, bo się nam podobają np. fajny stalowy bidon na wodę i nie kupujemy już wody w plastikowych butelkach, to ma bardzo wyraźny i pozytywny wpływ na środowisko. Mimo wszystko warto przemyśleć sobie to wszystko na początku wprowadzania nowych nawyków i zmian w życiu – czyli zrobić ten 'rethinking’. 

Karolina: Masz czasami takie obawy, że moda na 'zero waste’ z czasem przerodzi się na konsumpcjonizm, bo ludzie tak bardzo będą zainteresowani kupowaniem tych nowych gadżetów, że tak naprawdę zamiast się ograniczać zaczniemy kupować nowe akcesoria? 

Kasia: Właśnie ostatnio prowadziłam rozmowę na ten temat, gdy na jednym z wykładów pokazywałam jak wygląda stalowa słomka. Ze strony jednej osoby padła taka refleksja, że popadamy w skrajność, bo zamiast uświadomić sobie, że wcale tej słomki nie potrzebujemy, bo z powodzeniem możemy wypić napój prosto z butelki czy ze szklanki, a my wymyślamy różne nowe typy na zaprojektowanie słomki tylko po to, żeby zastąpić plastik. Tak naprawdę możemy go wyeliminować beż żadnej szkody dla nas samych. Myślę, że bardzo łatwo popaść w gadżeciarstwo, które nie będzie poparte żadnymi rozsądnymi przesłankami. Będziemy na przykład mnożyć byty i kupować raz taki, raz siaki bidon dlatego, że jeden nam się nie sprawdził, więc kupujemy zaraz drugi. 

Karolina: W różnym rozmiarze, do różnego stroju. 

Kasia: W różnym kolorze, do takiej torebki czy do innej. Na pewno warto się zastanowić i przemyśleć i korzystać z tych rzeczy, które już mamy pod ręką i w domu. Jeżeli nie mamy czegoś, co ewidentnie pomogłoby nam być bardziej bezodpadowym, to dopiero wtedy decydować się na zakup czegoś nowego, a być może niekoniecznie czegoś nowego, a z drugiej ręki. 

Karolina: Wspomniałaś o słomkach. W Polsce słomki były i są głośne. Jak to z nimi jest? Czy one są naprawdę tak straszne? Czy jest to nadrzędny problem w świecie ochrony środowiska, ekologii?

Kasia: Przez polskie media, internet przeszła ostatnio dość głośna kampania, która angażowała wiele sławnych osób ze świata polityki i popkultury mówiąca o tym, że jeżeli użyjemy plastikowej słomki, to zabijemy któryś z egzotycznych gatunków zwierząt morskich. Przez tą kampanię przetoczyła się fala krytyki, bo rzeczywiście można by pokusić się o taki komentarz, że słomka jest tylko jakimś ułamkiem, promilem z rzeczy plastikowych, jednorazowych, których używamy na co dzień i tak naprawdę moglibyśmy się skupić na innych rzeczach, które są dla nas bardziej problematyczne, niż taka plastikowa rurka. Ale myślę, że kampania miała bardzo pozytywny wydźwięk, bo zaczęliśmy mówić o tym, że jednorazowy plastik jest zły. Myślę, że jest ona raczej symbolem, że z każdego plastiku powinniśmy prędzej czy później zrezygnować, bo środowisko na tym cierpi. 

Karolina: Łatwiej jest też zacząć od tych mniejszych kroków, bo mam wrażenie, że one tak nie przytłaczają ludzi. Odmówienie tej słomki tak wiele nie kosztuje, a może skłoni nas do dalszej refleksji. Miejmy nadzieję, że taki jest i będzie skutek tej kampanii. Mamy jeszcze jedno 'R’ z tych dodanych czyli 'repair’ – naprawiaj. 

Kasia: W dzisiejszych czasach jesteśmy przyzwyczajeni do tego, że w sklepach łatwo możemy kupić coś nowego. Nie zastanawiamy się już nad tym czy sprzęt, który się popsuł można jeszcze naprawić. Często wolelibyśmy już mieć nowszy model albo myślimy, że naprawa będzie nas więcej kosztowała, niż zakup czegoś nowego. 

Karolina: Czasem tak jest. Producenci mają to chyba na celu.

Kasia: Czasem rzeczywiście tak jest i niestety sama się o tym przekonałam, kiedy popsuła mi się płyta indukcyjna i w zakładzie niestety okazało się, że zakup nowej będzie tańszy niż naprawa starej. Ostatnio popsuł się nam odkurzacz i czajnik elektryczny. Nie były to tanie rzeczy, więc stwierdziliśmy, że poszukamy zakładu, w którym będzie można to naprawić. Od razu muszę zaznaczyć, że nie było to łatwe, bo objeździliśmy chyba trzy różne miejsca, w których naprawia się taki sprzęt, ale ostatecznie trafiliśmy do takiego, co przyjęło oba. Za naprawę obu sprzętów zapłaciliśmy jakieś pięćdziesiąt złotych, więc myślę, że nie w każdym przypadku jest tak, że cena naprawy będzie przewyższała wartość przedmiotu. Warto pokusić się o poszukanie takiego miejsca, w którym można te sprzęty naprawić, bo po co wyrzucać, skoro można nadal ich używać jeżeli nadal je lubimy. Tak samo jest z ubraniami. Gdy coś nam się porwie albo nadpruje, to często wyobrażamy sobie, że już jest nie do użycia i powinno wylądować w kontenerze na odzież lub, nie daj Boże, w śmietniku, a tak naprawdę możemy oddać to do krawcowej, skorzystać z naszych umiejętności szwalniczo-krawieckich i zacerować dziurę lub naszyć jakąś naszywkę i nadal mieć ubranie, które jest zdatne do użytku. Myślę, że warto wrócić do takich dawnych umiejętności, do tradycji dbania o przedmioty, a nie szybkiej konsumpcji opartej na wyrzucaniu starego, lekko nadpsutego i od razu kupowaniu nowego. Sprzyja to naszemu środowisku i portfelowi i na pewno zostanie w nim więcej pieniędzy. 

Karolina: Na Twoim blogu przeczytałam też o zasadzie 'dziel się’, której nie ma w tych angielskich 'R’, ale też myślę, że jest to ważna zasada. Mogłabyś powiedzieć kilka słów o 'Po-Dzielni’, bo jest to inicjatywa, która jest Tobie bliska i istnieje w Poznaniu. Zaciekawiła mnie ta koncepcja i myślę, że słuchacze też chętnie dowiedzą się na czym ona polega. 

Kasia: Dla mnie idea 'zero waste’ jest mocno oparta na działaniu, na współpracy i na dzieleniu się z innymi. Właśnie dlatego dwa lata temu stworzyliśmy 'give boxy’ czyli wspólne szafy, skrzynie, w których można dzielić się z innymi rzeczami, których już nie potrzebujemy, ale też można zabrać coś dla siebie spośród tych rzeczy, które ktoś inny zostawił. Idea 'give boxów’ została zapożyczona z krajów zachodnich, bo pierwsze 'give boxy’ powstały bodajże w Niemczech. Idea poznańskich 'give boxów’ wyewoluowała w naszych głowach do większego pomysłu, który wreszcie ujrzał światło dzienne dwa tygodnie temu. Właśnie wtedy otworzyliśmy 'Po-Dzielnię’, czyli 'give box’ w lokalu – tak lubimy to nazywać. Jest to 'free shop’ czyli sklep, w którym wszystko dostaniemy za darmo.

Karolina: Raj. 

Kasia: Dokładnie. Są to rzeczy z drugiej ręki, a czasami nowe, nieużywane, tylko takie, których ktoś już nie potrzebuje, więc przyniósł i oddał dla kogoś innego. Ludzie zostawiają najwięcej ubrań, ale też jest dużo książek, zabawek dziecięcych, ubranek dziecięcych, ale też wszelakich sprzętów – czajniki, żelazka, mamy nawet na stanie umywalkę i zestaw kafelków, którymi można sobie wykończyć łazienkę. Myślę, że Poznań ma teraz bardzo fajnie miejsce, w którym można praktykować dzielenie się z innymi, a jednocześnie uczestniczyć w edukacji proekologicznej, bo w 'Podzielni’ robimy też warsztaty i wykłady, m.in. niedługo będę miała swój wykład o zero waste. W ramach 'Circular week’ mamy serię spotkań o kooperatywach spożywczych, o zielonych miastach i o idei 'sharing economy’. Oprócz tego, że jest to sklep, w którym wszystko jest za darmo, to jest to także warsztatownia, miejsce spotkań i rozmów o tym dlaczego nie warto konsumować tak dużo, dlaczego warto zastanawiać się nad własnymi nawykami konsumenckimi i jakie ma to przełożenie na nasze całe środowisko. 

Karolina: Poznań Poznaniem, ale mam nadzieję, że inne miasta też mają takie swoje miejsca lub chociaż grupy, na których ludzie mogą się zrzeszać i łączyć. Wspomniałaś też o kooperatywie spożywczej. Jest to ważny temat i myślę, że to zjawisko funkcjonuje w dużych miastach, ale niewielu z nas zdaje sobie z tego sprawę. Narzekamy, że w supermarketach wszystko mamy opakowane w plastik i na dobrą sprawę, jeżeli nie kupujemy na rynku, chociaż czasami nie wiadomo skąd biorą się rzeczy na rynku, to nie ma gdzie kupić produktów prosto od dostawcy już nie mówiąc nawet bez opakowania. Czym jest taka kooperatywa i jak ich szukać? Co tam można kupić?

Kasia: Poznańską kooperatywę spożywczą znalazłam przez znajomych, ale też w sumie trochę w internecie. Myślę, że najpierw w ogóle dowiedziałam się o tym, że istnieje kooperatywa spożywcza  z Gazety Wyborczej czy z dodatku do Gazety Wyborczej, czyli z Wysokich Obcasów. Tam kiedyś był taki artykuł o kooperatywach i RWS-ach, czyli o rolnictwie wspieranym społecznie. Wtedy zaczęłam rozglądać się czy w Poznaniu istnieje taka kooperatywa i jak działa. Okazało się, że istnieje i istniała już chyba od dwóch lat i przystąpiłam do niej. Można powiedzieć, że jest to spółdzielnia, ale w Poznaniu funkcjonuje to bardziej jako klub zakupowy. Jest to nieformalna grupa osób, którym bardzo zależy na zdrowym odżywianiu, na kupowaniu żywności od lokalnych dostawców bez dodatkowych pośredników po to, żeby jak najwięcej środków pieniężnych przekazać temu wytwórcy, który dostarcza nam te produkty, żeby zarówno klient był zadowolony jak i wytwórca, czyli rolnik albo lokalny dostawca. W Poznaniu, w naszej kooperatywie spożywczej jest około kilkuset osób, czyli ponad trzysta. Co tydzień robi zakupy kilkadziesiąt osób – bliżej pięćdziesięciu czy sześć dziesięciu. Myślę, że jest to grupa świetnych ludzi, którym zależy na tym, żeby jeść zdrowo i żeby wspierać lokalnych dostawców i takie gospodarstwa, które z dużą dbałością hodują swoje zwierzęta i dbają o nie, mają zdrowe warzywa i owoce. My jeździmy do tych gospodarstw i sprawdzamy czy spełniają normy, które my sobie sami wyznaczyliśmy. Wcale nie zależy nam na gospodarstwach, które mają certyfikaty ekologiczne, bo dobrze wiemy, że można produkować zdrową żywność nie posiadając takich certyfikatów. Jestem członkinią kooperatywy spożywczej od ponad dwóch lat i od tej pory poznałam wiele ciekawych gatunków owoców i warzyw, których wcześniej nie miałam odwagi spróbować. Dzięki temu, że były dostępne w kooperatywie, to spróbowałam i nauczyłam się je jeść i przyrządzać, chociażby jarmuż, który nie był wcześniej tak bardzo popularny w mojej kuchni, ale też inne ciekawe zioła, których wcześniej nie używałam. W wielu polskich miastach można znaleźć takie spożywcze kooperatywy: w Warszawie jest ich kilka, Łódź także ma swoją kooperatywę, a także Kraków, Wrocław, chyba Szczecin i chyba Trójmiasto, ale nie wiem czy tam nadal to funkcjonuje. Wystarczy poszukać w czeluściach internetu, na Facebooku lub popytać znajomych i na pewno na nią traficie. 

Karolina: Sfera, o której chciałabym powiedzieć na koniec, to podróże. Wiele osób martwi się o podróże jeżeli mamy na uwadze nasza planetę. Masz jakieś podstawowe wskazówki dla osób, które wyjeżdżają jak ograniczyć produkowanie śmieci, bo nie da się podróżować bez ich generowania oraz jak dobrze przygotować się do podróży. 

Kasia: Rzeczywiście jest to spory problem, bo w podróży możemy być zaskoczeni całkiem dużą ilością śmieci nawet przez nas niechcianych, chociażby w samolocie możemy dostać posiłek w jednorazowym opakowaniu albo jesteśmy częstowani wodą i innymi napojami w jednorazowych, plastikowych kubeczkach. Istnieją proste sposoby, które można zastosować, żeby uniknąć takich śmieci. Zawsze biorę ze sobą w podróż jednorazowy bidon na wodę i nie ważne czy jadę pociągiem czy lecę samolotem – zawsze zabieram taki bidon. Co prawda przez bramki trzeba przejść z pustym bidonem, natomiast można z nim przejść. 

Karolina: Tak i to chcemy zaznaczyć, bo dużo osób się obawia. 

Kasia: Tak, dużo osób myśli, że nie można, że ktoś wyrzuci im to do śmieci, ale spokojnie –  można przejść przez bramki nawet ze stalowym bidonem i uzupełnić wodę po drugiej stronie. Nawet można poprosić, żeby w samolocie nalano nam do naszego wielorazowego kubka czy bidonu filtrowanej, darmowej wody mineralnej czy soku. Staram się także zabierać ze sobą drugi kubek, drugie naczynie na ciepłe napoje, na przykład na kawę i herbatę. Najczęściej będzie to termos, który też przydaje się na zimne napoje, kiedy jedziemy w ciepłe kraje. Poza tym, zazwyczaj wożę ze sobą co najmniej jeden pojemnik na żywność, którą może będę chciała kupić na miejscu i żeby uniknąć jednorazowych plastików, to wolę mieć ze sobą lekki, czasem nawet składany pojemnik. Wożę też ze sobą sztućce turystyczne po to, żeby unikać jednorazowych, plastikowych sztućców, które są nam oferowane w różnych barach, na dworcach, na lotniskach czy nawet w samym samolocie. Warto mieć ze sobą taki zestaw jednorazowych sztućców czy to ze stali nierdzewnej czy drewnianych, bo takie drewniane czy bambusowe także są dostępne. Może wydawać się to trochę oldschoolowe, śmieszne, a dla niektórych obrzydliwe, ale zawsze wożę ze sobą wielorazową chustkę do nosa. Mam zestaw takich chusteczek, które służą mi do oczyszczania nosa gdy mam katar, ale także jako ściereczka do rąk czy do przetarcia ust po jedzeniu po to, aby unikać jednorazowych, papierowych chusteczek. Planując taką podróż trzeba sobie uzmysłowić dokąd jedziemy i czy będziemy tam mogli pić wodę bezpośrednio z kranu, bo jeżeli nie, to zdrowie jest na pierwszym miejscu. Jeżeli mielibyśmy się zatruć taką wodą w imię nieużywania plastiku do końca życia, to pokusiłabym się o stwierdzenie, że zdrowie jest na pierwszym miejscu i wtedy trzeba zadbać o to, aby być nawodnionym w bezpieczny sposób, a nie w jakikolwiek sposób i potem zachorować na jakąś nieprzyjemną dla nas chorobę. Zatem musimy zastanowić się do jakiego miejsca jedziemy i które rzeczy mogą nas zaskoczyć, chociaż z doświadczenia widzę, że nie unikniemy wszystkiego, bo na przykład okaże się, że w hotelu będzie dużo jednorazowych produktów, chociaż tutaj można się przygotować biorąc swoje mydło w kostce czy szampon w kostce – wszystko jest do zrobienia. Zdarzają się takie sytuacje, w których plastik czy jednorazowość nas zaskoczy.

Karolina: Poruszyłaś tutaj ważny temat i też chciałam Cię o to zapytać. Czasami musimy po prostu odpuścić. Pomimo naszych starań nie zawsze da się żyć idealnie, bo nikt nie jest idealny. Jest to może frazes, ale wielu osobom może się wydawać, że przypisujemy sobie etykietę, że jesteśmy 'zero waste’, jesteśmy weganami, to w każdej życiowej sytuacji musimy tak postępować, a niestety bywa tak, że się nie da. Masz tak, że sobie odpuszczasz i nie przeżywasz tego za bardzo? 

Kasia: Już dawno pogodziłam się z tym, że nie będę 'zero waste’, bo zawsze generuję w swoim życiu jakieś odpady i nawet słynna Bea Johnson nie produkuje zera odpadów, bo jest to jeden słoik rocznie na czteroosobową rodzinę. 

Karolina: Przesadziłaś z tym słoikiem [śmiech].

Kasia: Wiem, że to jest bardzo mało, ale nadal to jest coś. My jako ludzie zawsze będziemy generowali jakiś uboczny produkt swojego funkcjonowania tutaj na ziemi i trzeba się z tym pogodzić. Wyznaję zasadę 'zero waste’ bez spiny i nawet założyłam taką grupę na Facebooku, żeby nie katować się nawzajem mówiąc, że jesteśmy gorsi ponieważ zachorowaliśmy i musimy brać leki, które są w plastikowym opakowaniu albo jesteśmy na specjalnej diecie ponieważ mamy celiakię i musimy nasze pożywienie mieć zapakowane w sterylny sposób tak, żeby nie miało skażenia na przykład glutenem. Często dostaję pytanie od takich osób: jak mam być 'zero waste’ skoro mam celiakię albo co mam zrobić, jeżeli choruję na cukrzycę i muszę brać ileś zastrzyków dziennie i każdy z nich jest w jednorazowej strzykawce. Niestety tak jak powiedziałam względy zdrowotne są zawsze na pierwszym miejscu i nie powinniśmy spędzać sobie snu z powiek dlatego, że chcemy uniknąć jednorazowego plastiku. Nasze życie jest tutaj najważniejsze. Jeżeli nie możemy uniknąć plastiku czy śmieci w jednym miejscu, to możemy robić jeszcze szereg innych rzeczy, które będą w zgodzie ze stylem życia 'zero waste’. Możemy na przykład korzystać z mody z drugiej ręki, zwracać uwagę na etyczne marki, chodzić na zakupy z własnymi opakowaniami. Skupmy się na tych rzeczach, które możemy robić, a nie analizować cały czas nasze małe porażki czy te rzeczy, których i tak nie jesteśmy w stanie uniknąć. 

Karolina: A gdybyś chciała, żeby nasi słuchacze wyszli z tego programu z jednym postanowieniem, z jedną zmianą, to jaka byłaby to rzecz? Co byś wybrała jako priorytetową dla Ciebie? 

Kasia: Myślę, że rezygnacja z foliówek jest jednym z najważniejszych czynników jeżeli chcemy w ogóle zacząć zmianę naszych nawyków konsumenckich pod kątem życia 'zero waste’. Zakładam, że może część z Twoich słuchaczy ma już ten krok za sobą. 

Karolina: Mam nadzieję, ale jeżeli nie, to nic nie szkodzi. 

Kasia: Bardzo duża część społeczeństwa jest już uświadomiona w temacie tych nieszczęsnych foliówek. Przy wykonywaniu jakiejkolwiek zmiany polecam, żeby przemyśleć sobie co chcemy zmienić i dlaczego. Na przykład gdy zaczynałam moją przygodę z 'zero waste’ to zrobiłam sobie domowy audyt śmieciowy, przeanalizowałam i zrobiłam diagnozę, których śmieci powstaje u mnie najwięcej. Najwięcej miałam jednorazowych, foliowych torebek, a po drugie plastikowych butelek po wodzie mineralnej, więc od tych dwóch odpadów zaczęłam moją zmianę, która dotyczyła wtedy kuchni. Myślę, że każdy może sobie zrobić taki audyt w zaciszu swojego domu i pomyśleć, który z odpadów jest dla nich najbardziej problematyczny, którego generują najwięcej i zacząć od tego jednego, który jest największym problemem i być może to właśnie będzie pierwszy krok na drodze do 'zero waste’.

Karolina: Zatem sugerujemy torebki foliowe i plastikowe butelki, ale wszystko w imię 'zero waste’ bez spiny.